6

411 15 3
                                    

Shane

Otworzyłem oczy i dźwignąłem się do pozycji siedzącej. Starałem się zidentyfikować, co mnie obudziło. Była druga w nocy, a mi nigdy nie zdarzało się budzić samemu z siebie przed południem.

Nagle rozległo się głuche łupnięcie, a zaraz potem następne. Chwilę później dobiegł mnie odgłos kapiącej wody.

-Hailie, poważnie? - mruknąłem z irytacją, za cholerę nie mogąc zrozumieć, dlaczego zdecydowała się wziąć prysznic o jebanej drugiej w nocy.

Zamierzałem zignorować to i znów zapaść w spokojny sen, lecz wtedy znów rozległ się ten odgłos. Z ciężkim westchnieniem zsunąłem nogi z łóżka, naciągnąłem leżącą obok czerwoną bluzę, a potem ruszyłem nieco chwiejnym krokiem w stronę drzwi. Pokój Hailie znajdował się tuż obok mojego, co miało zarówno dobre, jak i słabe strony.

Minusem było właśnie to, że kiedy nasza księżniczka zapragnęła wziąć kąpiel w środku nocy, każdy odgłos był dobrze słyszalny przez cienkie ściany. Plusem zaś było, że nie musiałem iść daleko, by ją za to ochrzanić.

Nie pukając, wszedłem do sypialni siostry. Zmarszczyłem brwi na widok idealnie zaścielonego łóżka, co świadczyło o tym, że Hailie nawet nie położyła się wcześniej spać. Coś scisnelo mnie w żołądku. To było do niej niepodobne. Jutro - a w zasadzie już dzisiaj szkoła, a Hailie zawsze kładła się spać na tyle wcześnie, by rano wstać wypoczęta.

Już nie czułem się senny. Zbliżyłem się do drzwi łazienki i przez kilka sekund nasłuchiwałem. Dochodził zza nich jedynie odgłos spuszczanej wody, łoskot umilknął.

-Hailie? - mój głos dziwnie zadrżał. Zapukałem lekko o drewno, potem mocniej. Kiedy nie uzyskałem żadnej odpowiedzi, odezwałem się głośniej - Hailie, wszystko w porządku?

Policzyłem do dziesięciu. Cisza.

-Hailie, wchodzę- nacisnąłem klamkę i ostrożnie uchyliłem drzwi.

Widok, który tam zastałem, nie był czymś, co spodziewałem się ujrzeć.

Hailie siedziała skulona pod prysznicem. Woda ze słuchawki moczyła jej włosy, twarz i szare dresy, w które była ubrana. A z pociętych kostek i nadgarstków lały się strumienie krwi.

Z mojego gardła wydobył się głośny, przeciągły wrzask. Nie kontrolowałem się. Wyjąc i krztusząc się łzami, dopadłem do dziewczyny. Nie zwróciłem najmniejszej uwagi na to, że sam będę cały mokry.

-Hailie... - wydusiłem w przerwie między szlochem. Objąłem ją ramionami i przyciągnąłem do siebie. Boże, była tak zimna...

Nagle zaraz za mną rozległ się kolejny wrzask. Wciąż przyciskając siostrę do swojego torsu, spojrzałem w stronę źródła dźwięku. W drzwiach stał Dylan. Wpatrywał się z przerażeniem w nieprzytomną dziewczynę. Strach wymalowany na jego twarzy zadziałał na mnie pobudzająco.

-Zadzwoń na pomoc! - wrzasnąłem na niego - Wezwij pogotowie, Vincenta, kurwa, nie wiem! Zrób coś!

Pod koniec głos mi się załamał. Dylan jednak ani drgnął. Nie był w stanie oderwać wzroku od bladej twarzy Hailie, którą można było porównać do kartki papieru.

-Co jest kur... - poirytowany głos Tony'ego zmienił się w przeraźliwy wrzask, kiedy ujrzał, kogo trzymam w ramionach. Minął nieruchomego Dylana i dopadł do nas w ułamku sekundy. Padł na kolana tuż obok mnie i złapał jednen z  krwawiących nadgarstków Hailie. Przycisnął go do swojej klatki piersiowej, jakby to miało jakoś pomóc.

-Dlaczego? - swoje przepełnione bólem spojrzenie utkwił we mnie. Bylo tak, jakbym wpatrywał się w swoje odbicie. Twarz Tony'ego wyrażała ten sam strach, który odczuwałem i ja.

-Nie wiem!- wyjąkałem zduszonym głosem i mocniej przycisnąłem do siebie brunetkę. Spojrzałem ponad ramieniem Tony'ego i wbiłem wzrok Dylana- Dzwoń po pomoc, idioto!

Tony pochylił się i schował twarz w materiale szarej bluzy Hailie. Zapewne po to, bym nie widział jego łez. Objął ją ramieniem z drugiej strony. Czułem, jak się trzęsie.

- Co wy wyprawiacie? Jest druga w nocy, a wy... - głos Willa był w tamtej chwili  niczym zbawienie - Hailie...?

Cisza trwała może parę sekund, bo już po chwili Will opanował się i przejął kontrolę nad sytuacją.

- Zadzwoniliście po pogotowie? - nikt nie odpowiedział - Kurwa, to jest pierwsze, co powinniście zrobić!

Wszystko, co działo się potem, zlało się w jedną plamę. Pamiętam jak przez mgłę, że Will zadzwonił po pogotowie, potem odprawił gdzieś Dylana. Brakowało tylko obecności Vincenta, który jak dopiero później sobie przypomniałem, wciąż znajdował się w Nowym Yorku.

- Tony, odsuń się - Will położył dłoń na ramieniu brata i delikatnie pociągnął go w tył.

- Spierdalaj, nie zostawię jej - warknął na niego Tony i podniósł na niego spojrzenie zaczerwienionych oczu.

- Trzeba przygotować ją do drogi, pogotowie zaraz będzie pod bramą. Dylan poszedł już otworzyć, żeby wszystko odbyło się jak najszybciej. Dlatego musimy już być gotowi, kiedy przejdzie pomoc - tłumaczył cierpliwie Will. Tak bardzo zazdrościłem mu opanowania godnego samego Vincenta...

Dopiero to orzemowiklo do Tony'ego, który posłusznie odsunął się nieco,lecz wciąż przyciskał do siebie rękę Hailie. Teraz z kolei spojrzenie Willa przesunęło się na mnie.

-Shane... - zaczął, lecz ja nie dałem mu szans na dokończenie.

-Nie - wziąłem głęboki wdech - Będę przy niej. Zaopiekuje się nią. Nie zamierzam jej puszczać...

Will dokonał szybkiej analizy, po czym z eestchneinjiem skinął głową. Przeniosłem dłonie pod kolana i ramiona Hailie, a Will i Tony pomogli mi się podnieść. Przed wyjściem zarzucili jeszcze na Hailie i moje ramiona koc, bo jakby nie patrzeć, byliśmy cali mokrzy od lodowatej wody.

Pogotowie zjawiło się naprawdę szybko. Nie mogłem już walczyć z ratownikami, musiałem pozwolić im przejąć ode mnie siostrę.

Kiedy jednak chciałem wsiąść do samochodu, Will zatrzymał mnie.

-Ty zostajesz. Nie pojedziesz w takim stanie.

Patrzyłem więc tylko jak ambulans i jeep Willa odjeżdżają. Nie mogłem jednak stać tak bezczynnie, a decyzja, którą podjąłem, bynajmniej nie była przemyślana.

Dzisiaj już naprawdę ostatni rozdział😘❤️

Rodzina MonetWhere stories live. Discover now