rozdział trzydziesty

31 3 3
                                    

30/41 (1)

– Ale to jest na samym szczycie, Dante! – syknął Shane, aż rana dała o sobie znać. – Zostawmy to Willowi.

– A co z tobą? – odparł Dante, równie czerwony z emocji.

Shane agresywnie podniósł koszulkę, by ukazać bandaż. Jego klatka piersiowa falowała od gwałtownych oddechów, które brał łapczywie, byle uspokoić zagotowaną z gniewu krew.

– Jesteś głupi, Dante, czy nie widzisz, że Shane jest ranny? – powiedziała Sage i założyła ręce na piersi. – Matko, żałuję, że w ogóle obudziłeś się tej nocy.

– Byli głośno, nie moja wina – odgryzł się Dante.

Siedzieli w pokoju Dantego, gdzie chłopak opowiedział im, czego dowiedział się w nocy. Shane'a strasznie korciła ta sprawa, ale kiedy usłyszał, że Dante chce wykorzystać okazję i dopaść bestię, natychmiast stał się największym opozycjonistą pomysłu. Przecież to było takie naiwne! Jak trójka nastolatków miałaby załatwić niedźwiedzia, bazując tylko na zdolnościach Shane'a, który przecież...

– Przecież jesteś uczniem zwiadowcy i to nie byle jakiego – powiedział Dante do Shane'a. – Umiesz coś, prawda? Wystarczy dobrze wycelować i, bum, nie ma bestii!

– Mów głośniej, to może twój ojciec usłyszy – warknął Shane. – Spierze cię i tyle z tego twojego pomysłu. 

Dante najeżył się.

– Skoro wiemy, gdzie jest...

– Nie – syknęła Sage. – Przestań, Dante, bo pójdę po ojca.

– Ty byś na mnie tylko donosiła w tej rodzinie!

– Bo masz w głowie same durne pomysły!

Dantemu ta uwaga zamknęła usta.

– Wiem, że chcesz dobrze – powiedział Shane, poczuwszy ukłucie współczucia. – Ale poważnie, nie damy rady. Może gdyby... – Przygryzł wargę i wyjrzał na deszcz, szumiący o korony drzew. – Gdybym był w pełni sił...

– Wam obu się teraz poprzewracało w głowach. Szaleńcy! – bąknęła Sage, wstała z łóżka, na którym dotychczas siedziała, i wyszła. Głośno tupiąc, zamknęła się w pokoju.

– Czy jest naprawdę straszna? – spytał Dante, nie patrząc na Shane'a.

– No, wkurzyła się i nie dziwi mnie to. – Shane powstał z bólem, którego Dante na szczęście nie zauważył. Shane nie potrzebował zatroskanych spojrzeń. – Jak mówiłem...

– Nie o Sage mówię. O kalkarze.

– Spotkaliśmy ją w lesie, ale tylko Will ją zobaczył. Jej oczy. Przeżyliśmy, bo... Bo to tylko niedźwiedź. One atakują w ostateczności. Wystarczy okazać nieco pokory i dają spokój.

W spojrzeniu Dantego coś się zatliło.

– Serio?

– Odpuść sobie, proszę. To nie jest jakaś tam zabawa. Muszę się czegoś napić – dodał słabiej.

Shane spróbował dźwignąć się na nogi, lecz nogi zachwiały się pod nim i z powrotem opadł na łóżko, krzywiąc się. Dante zmierzył krytycznym wzrokiem jego pobladłą twarz i opuchnięte oczy. Z troską zauważył, że przyjaciel był przemęczony.

– Przyniosę ci herbaty, dobrze? - zaproponował. – I połóż się, bo nie wyglądasz najlepiej. Może zjesz coś?

– Nie chcę – mruknął Shane i ostrożnie ułożył się na łóżku Dantego, który już na wejściu zaproponował Shane'owi odpoczynek w jego pokoju. Dante podał mu koc i poprawił zagięty róg, a potem wyszedł przygotować ciepły napój.

wichrowe wzgórze ➵ 𝐳𝐰𝐢𝐚𝐝𝐨𝐰𝐜𝐲 [𝟏]Where stories live. Discover now