rozdział szósty

64 8 7
                                    

Will odprowadził ucznia wzrokiem, upewniając się, że ten zniknął już we własnym namiocie.

– Może lepiej udajmy się w bardziej ustronne miejsce – zaproponował cicho Halt. – Skoro sprawa wydaje się poważna, porozmawiajmy na spokojnie.

Dwójka pozostałych mężczyzn skinęła głowami. W namiocie Crowleya wystarczyło opuścić materiałowe ściany, by zapewnić sobie nieco prywatności, lecz przez ich grubość ciekawski słuchacz podłapałby wyjęte z kontekstu zdania. Kiedy poły namiotu przysłoniły zebranych w środku zwiadowców, Crowley zachęcił gestem, by jego goście zajęli rozkładane krzesełka bez oparć wokół stołu, na którym leżały jakieś kartki; najpewniej dokumenty i raporty, sądząc po pieczęci Korpusu.

– To dosyć obszerna opowieść – powiedział rudy mężczyzna. Usiadł na jednym z siedzisk, naprzeciwko Halta.

– Zatem nie marnujmy czasu – mruknął Halt, rozsiadając się wygodnie po prawej stronie Willa i krzyżując ramiona na piersi.

– Dzisiejszego ranka otrzymałem gołębia z krótkim, acz niepokojącym komunikatem – zaczął swoją opowieść Crowley. Położył na drewniany blat niewielki skrawek pergaminu, jakie transportują gołębie pocztowe. – Od Watsona z lenna Malfield.

– Zeszłoroczny egzaminator Shane'a – powiedział Will pod nosem.

– Zgadza się – przytaknął mu komendant. – W tym roku raczej nie będzie już nikogo egzaminował. Ani w żadnym innym.

– Nie żyje? – zapytał prostolinijnie Halt.

– Żyje, jeśli dobrze porównałem pismo z listu z jego pismem na raportach – sprostował Crowley, jednak zmarszczył brwi i rozwinął zwitek papieru, na którym znajdowała się krótka wiadomość. – Już nie przyjadę w – przeczytał komendant. Miał rację – dość niepokojąca informacja.

Will przełknął ślinę, wpatrując się w tekst napisany dość szybko i niechlujnie. Watson musiał się bardzo spieszyć; nie zdążył obszerniej wyjaśnić, choć na małej karteczce zmieściłoby się dodatkowe zdanie.

– Ale nabazgrolone – ocenił kwaśno Halt, pochylając się nad pergaminem. – Skąd ta pewność, że wiadomość została napisana przez Watsona? "w". to nie jest przekonujący argument.

– Każdy mógł się pod tym podpisać – zgodził się Will. – Tylko w jakiej intencji?

– Nie, nie, posłuchajcie. Jestem przekonany, że to bezpośrednio wyszło spod ręki Watsona. Spójrzcie na ten raport z Malfield. – Sięgnął po jedną z kartek ze stosiku, a wiadomość położył tuż obok pierwszej lepszej małej litery w. – Identyczne.

Halt uniósł ironiczne spojrzenie na przyjaciela.

– Może jeszcze mi powiedz, że tak samo stawia kropki – prychnął brodaty zwiadowca. Wyprostował się i założył ręce na piersi.

– Nie ma pieczęci – zauważył Will, na co Crowley mruknął wyraźnie zirytowany.

– Może ktoś się pomylił? – zasugerował Halt.

– Tak, w to akurat uwierzę! – parsknął Crowley. – Przypadkowy jegomość na W wiedział, gdzie odbędzie się tegoroczny Zlot Królewskich Zwiadowców, albo silniejszy wiatr zniósł gołębia z trasy i wylądował na wschodzie Samotnej Równiny. Dodatkowo dostał się do obozowiska szczęśliwym przypadkiem, a podobno nie wierzysz w przypadki, Halt.

– To, co powiedział Crowley o stylu pisania dla mnie ma większy sens – przytaknął komendantowi Will, stając po stronie Crowleya. – Halt, pomyśl tylko...

wichrowe wzgórze ➵ 𝐳𝐰𝐢𝐚𝐝𝐨𝐰𝐜𝐲 [𝟏]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz