rozdział trzeci

79 8 12
                                    

Shane przemilczał jedynie fakty, które musiał przemilczeć. Aurelia z Herbertem z zapartym tchem wysłuchiwali opowieści syna o krótkim, acz śmiertelnie groźnym pojedynku z nożownikiem w zeszłym miesiącu, kiedy wraz z Willem natknęli się na buszującą po lesie bandę zbirów. Aurelia cicho krzyknęła, gdy Shane przeszedł do sedna i zwieńczył opowieść krótkim:

– ...i szybkim ruchem ramienia przeciąłem mu skórę pod pachą, a typ wrzasnął jak baba i poddał się bezwarunkowo. – I wpakował sobie do ust kawałek kurczaka w nagrodę za skończenie barwnej historii. – No fo?

– To było... całkiem odważne – skwitował pan Cleveland. – Myślałem, że zwiadowcy posługują się swoimi łukami?

– Bo tak jest – sprostował Shane. – Ale nie tylko nimi. Głównie posługujemy się głową, potem myślimy o przemocy.

– W porządku – westchnęła pani Cleveland. – Taki tok myślenia mi się podoba. Lepsze racjonalne wymachiwaniem bronią niż bezmyślne wymachiwanie bronią, prawda?

Shane w odpowiedzi obdarzył matkę uśmiechem.

– Często śpicie pod gołym niebem? – zmienił temat pan Cleveland. Rozmowa o pełnych przemocy przygodach syna nie za bardzo przypadła mu do gustu. Nic dziwnego, skoro sam praktykował bierna pracę przy biurku ze stosem papierów pod nosem.

– Zdarza nam się. Will wie, co robi – dodał prędko. – Zresztą, ile to razy z kolegami budowaliśmy szałasy w pobliżu? I to sami.

– Oczywiście. – Herbert zanurzył widelec w udku kurczaka w zamyśleniu. – Pamiętaj, że zawsze jesteś tu mile widziany, a w okolicznej Szkole Rycerskiej znajdzie się miejsce...

– Herbert! – syknęła Aurelia Cleveland, jednocześnie przygniatając stopą stopę męża. – Co ty wygadujesz? Chłopak zostanie tym, kim zechce! Będzie zwiadowcą, jak Will Treaty i nie zmienisz tego, jeżeli twój syn tak postanowił. Nie jest już dzieckiem, które przez własną nieostrożność może usiąść na ziemi i dostać wilka.

Shane poruszył się na własnym krześle. Nie chciał być świadkiem kłótni rodziców, więc podjął:

– Mamo, już w porządku...

– Shane ma rację; wszystko w porządku, a mój syn jest odpowiedzialnym, młodym człowiekiem, tak?

– Tak, ojcze – zgodził się tłumaczem prędko, nie dlatego, że chciał uniknąć sprzeczki, lecz po to, gdyż był stuprocentowo zgodny ze słowami ojca. – Ale wydaje mi się, że jestem nieco za szczupły na rycerza – mruknął do talerza.

Mógł jedynie domyślać się, czy matka prychnęła do własnego posiłku, czy też chrząknęła, by przywołać syna do porządku.

Shane nie rozumiał czemu tak denerwuje się przed pójściem spać. Potem uświadomił sobie, co go jutro czeka.

– Jutro mogę najpewniej wyjść bardzo wcześnie rano – uprzedził ojca, zaraz po tym, jak ucałował matkę na dobranoc.

– Hm, no tak. Pewnie nawet nie usłyszymy – bąknął Herbert. – Wy i te wasze zwiadowcze sztuczki – zażartował i rozczochrał krótkie włosy syna.

– Ale zanim się pożegnamy, chciałbym z tobą porozmawiać – powiedział Shane. Pobudził w głowie ojca ostrzegawczą lampkę, ale o to właśnie mu chodziło. – Mógłbyś?

– Z tobą zawsze i o wszystkim – zapewnił pan Cleveland. – Więc...? – pochylił się bliżej syna, z którym usiedli na łóżku w pokoju Shane'a. – Jesteś na tyle dorosły, by wiedzieć, jak się robi dzieci, jeśli o to chodzi, mogę ci powiedzieć...

wichrowe wzgórze ➵ 𝐳𝐰𝐢𝐚𝐝𝐨𝐰𝐜𝐲 [𝟏]Where stories live. Discover now