rozdział osiemnasty

34 5 3
                                    

– Gdzie byłeś? – spytał Shane Dantego kolejnego ranka, prawdopodobnie w momencie, kiedy Will został nakryty przez właścicielkę "Białej Turni" i omal nie nadział się na miecz Rhodesa.

– Z przyjaciółmi – odparł zakłopotany Dante. – Wróciłem późnym wieczorem.

Shane położył ręce na biodrach.

– Rozmawiałeś z Ilyą?

– Tak. Zgodziłem się.

Pewność siebie opuściła Shane'a. Zjadł śniadanie w towarzystwie Hoganów i Denalii, która powoli zaczynałauosabiać cywilizowane dziecko. Uwielbiała się kąpać i brodzić w pobliskim potoku, gdzie woda zwalniała. I tylko pod czujnym okiem pani Hogan. Dziewczynka unikała Shane'a na równi z Lutherem, bojąc się, że ci zaraz zasypią ją kolejnymi pytaniami o ojca.

Po śniadaniu Shane zrobił sobie kawę i posłodził ją miodem. Dante przyglądał się w osłupieniu, jak Shane dodaje miód w przerażających ilościach.

– Co? – Shane napotkał spojrzenie Hogana.

– Co za dużo to niezdrowo.

– E, tam. Chcesz spróbować?

Dante upił łyk.

– Cóż, gdyby była mniej słodka, to nawet bym dokończył za ciebie.

Shane zaśmiał się i udał się na zewnątrz. Płaszcz został w przedpokoju, podobnie jak łuk i reszta uzbrojenia. Znalazł fragment zacienionej trawy, położył i oparł głowę o pień. Słońce miło muskało jego policzki, wiatr rozwiewał włosy, a gdzieś w koronie ćwierkały ptaki. Ułożył sobie na brzuchu ciepły kubek, który grzał go trochę i zamknął oczy, rozkoszując się ciepełkiem dnia.

Przebrzydły cień zasłonił jego słoneczko kilka minut później.

– Co znowu?

– Tak sądziłam, że nie śpi – westchnęła Sage.

– Śpi się w nocy – rzekł Dante.

– Idziesz z nami na ryby nad Złoty Potok? – Mieli też torbę z najpotrzebniejszymi gadżetami, więc Shane uznał, że żadni z nich amatorzy. – Łupy będą do podziału.

Shane westchnął ciężko i dźwignął się na nogi. Odpoczynek od gonitwy za kalkarą i ciągania wieśniaków za języki był mu teraz najbardziej potrzebny.

– Ale gdzie macie wędki?

– Nasi znajomi przyniosą – zapewnił Dante. – To fajni ludzie, polubicie się. Nikt o tobie jeszcze nie wie – dodał, widząc zwątpienie na twarzy Shane'a. – Chodź z nami, fajnie będzie.

Shane'owi nie trzeba było dwa razy powtarzać.

Przeszli przez całe miasto, aż trafili na most, którym kilka dni temu Shane z Willem wjechali do miasteczka. Następnie trójka odbiła w prawo, gdzie bezdrzewny brzeg osłaniały pojedyncze drzewa. Polanka była nieco stroma, za to nurt Złotego Potoku płynął leniwie.

– Nie podchodźcie za blisko, żeby nie wpaść – ostrzegła ich Sage. – Może woda jest spokojna, a pogoda piękna, ale w górach wszystko jest zdradzieckie.

Shane zamoczył dłoń w wodzie. Faktycznie, była lodowata, a to dlatego, że górskie rzeki płyną szybko, toteż woda nie ma czasu się nagrzać.

– Shane, co ja właśnie powiedziałam? – Sage położyła dłonie na biodrach.

– Że w górach wszystko jest zdradzieckie – odparł promiennie i ochlapał ją wodą. – Ludzie też.

Dziewczyna zaśmiała się, niezrażona.

wichrowe wzgórze ➵ 𝐳𝐰𝐢𝐚𝐝𝐨𝐰𝐜𝐲 [𝟏]Where stories live. Discover now