– Gdzie byłeś? – spytał Shane Dantego kolejnego ranka, prawdopodobnie w momencie, kiedy Will został nakryty przez właścicielkę "Białej Turni" i omal nie nadział się na miecz Rhodesa.
– Z przyjaciółmi – odparł zakłopotany Dante. – Wróciłem późnym wieczorem.
Shane położył ręce na biodrach.
– Rozmawiałeś z Ilyą?
– Tak. Zgodziłem się.
Pewność siebie opuściła Shane'a. Zjadł śniadanie w towarzystwie Hoganów i Denalii, która powoli zaczynałauosabiać cywilizowane dziecko. Uwielbiała się kąpać i brodzić w pobliskim potoku, gdzie woda zwalniała. I tylko pod czujnym okiem pani Hogan. Dziewczynka unikała Shane'a na równi z Lutherem, bojąc się, że ci zaraz zasypią ją kolejnymi pytaniami o ojca.
Po śniadaniu Shane zrobił sobie kawę i posłodził ją miodem. Dante przyglądał się w osłupieniu, jak Shane dodaje miód w przerażających ilościach.
– Co? – Shane napotkał spojrzenie Hogana.
– Co za dużo to niezdrowo.
– E, tam. Chcesz spróbować?
Dante upił łyk.
– Cóż, gdyby była mniej słodka, to nawet bym dokończył za ciebie.
Shane zaśmiał się i udał się na zewnątrz. Płaszcz został w przedpokoju, podobnie jak łuk i reszta uzbrojenia. Znalazł fragment zacienionej trawy, położył i oparł głowę o pień. Słońce miło muskało jego policzki, wiatr rozwiewał włosy, a gdzieś w koronie ćwierkały ptaki. Ułożył sobie na brzuchu ciepły kubek, który grzał go trochę i zamknął oczy, rozkoszując się ciepełkiem dnia.
Przebrzydły cień zasłonił jego słoneczko kilka minut później.
– Co znowu?
– Tak sądziłam, że nie śpi – westchnęła Sage.
– Śpi się w nocy – rzekł Dante.
– Idziesz z nami na ryby nad Złoty Potok? – Mieli też torbę z najpotrzebniejszymi gadżetami, więc Shane uznał, że żadni z nich amatorzy. – Łupy będą do podziału.
Shane westchnął ciężko i dźwignął się na nogi. Odpoczynek od gonitwy za kalkarą i ciągania wieśniaków za języki był mu teraz najbardziej potrzebny.
– Ale gdzie macie wędki?
– Nasi znajomi przyniosą – zapewnił Dante. – To fajni ludzie, polubicie się. Nikt o tobie jeszcze nie wie – dodał, widząc zwątpienie na twarzy Shane'a. – Chodź z nami, fajnie będzie.
Shane'owi nie trzeba było dwa razy powtarzać.
Przeszli przez całe miasto, aż trafili na most, którym kilka dni temu Shane z Willem wjechali do miasteczka. Następnie trójka odbiła w prawo, gdzie bezdrzewny brzeg osłaniały pojedyncze drzewa. Polanka była nieco stroma, za to nurt Złotego Potoku płynął leniwie.
– Nie podchodźcie za blisko, żeby nie wpaść – ostrzegła ich Sage. – Może woda jest spokojna, a pogoda piękna, ale w górach wszystko jest zdradzieckie.
Shane zamoczył dłoń w wodzie. Faktycznie, była lodowata, a to dlatego, że górskie rzeki płyną szybko, toteż woda nie ma czasu się nagrzać.
– Shane, co ja właśnie powiedziałam? – Sage położyła dłonie na biodrach.
– Że w górach wszystko jest zdradzieckie – odparł promiennie i ochlapał ją wodą. – Ludzie też.
Dziewczyna zaśmiała się, niezrażona.
YOU ARE READING
wichrowe wzgórze ➵ 𝐳𝐰𝐢𝐚𝐝𝐨𝐰𝐜𝐲 [𝟏]
Fanfiction❝you're an apprentice, you're not ready to think yet❞ Gdy w lennie Redmont życie biegnie dalej, a ludność cieszy się każdym dniem, w zupełnie innej części Araluenu dzieją się rzeczy, o których nikt nie chce mówić. Wielu śmiałków próbowało pokonać l...