Rozdział 5

39 3 0
                                    

/*Teraz*

Kocham klimat jesieni, wszędzie kolorowo, liście spadają z drzew i te nasze leśne spacerki. Kochałam to całym serduszkiem. W domu podczas jesieni też był zajebiście, odpalam nam świeczki i oglądaliśmy filmy i seriale. Czasami udało mi się nawet przekonać Chase'a, by ze mną poczytał, zwykle jakoś nie był bardzo chętny do tego, ale zawsze udawało mi się jego przekonać. Często parzyliśmy sobie herbatki z cytryną i innymi dodatkami. 

Byliśmy już w lasku nieopodal mojego domu. Czułam się jak w bajce. Biegłam, a za mną szedł roześmiany Chase Wilson, który co chwilę robił mi zdjęcia swoim aparatem. Czasem myślę, że on go wszędzie ze sobą zabiera i się z nim nigdy nie rozstaje. 

Nie lubiłam jak ktoś robił mi zdjęcia, ale brunet był wyjątkiem. Nie wiem jak on to robił, ale na każdym wyglądałam wyjątkowo pięknie. Ogólnie nie uważam, że jestem ładna, ale na tych zdjęciach to wyjątek. Jak dobrze zapamiętałam to kiedyś przyjaciel mi mówił o tym, że w przyszłości chciał być zawodowym fotografem. Dalej trzymam za niego kciuki, bo ma chłopak talent i to ogromny.

-Paprotko! Uśmiech- odwróciłam się, a on zaczął robić mi kolejne zdjęcia. W geście pokazałam mu środkowy palec, a on tylko się szerzej uśmiechnął. Nie zwracając na niego uwagi szłam dalej i podziwiałam uroki jesieni.

-Widzisz jak tu pięknie, zjebie? Chciałabym, by było już tak zawsze- brunet na moje słowa zrobił parę zdjęć drzew i podbiegł do mnie.

-Będziesz mogła podziwiać ten piękny las już zawsze, do póki nie zgubisz ich- wręczył mi zdjęcia lasu. Wyglądały równie piękne, jak te ze mną w udziale. Było to mega słodkie z jego strony.- A tak w ogóle to mam lepsze widoczki, które stoją tuż koło mnie- na te słowa przewróciłam oczami pobiegłam dalej zostawiając chłopaka samego. 

Było tak pięknie, że zapomnieliśmy już o tej całej treści listu i sytuacji ze szkłem. To się dla nas teraz nie liczyło. Byłam tylko ja, Chase i las. Tyle nam wystarczyło. Mieliśmy cichą nadzieję, że nic nam nie przeszkodzi w tym cudownym spacerze. Chcieliśmy spokoju, świętego spokoju, by nikt ani nic nam nie przeszkodziło w nim i nie zmusiło do wracania do ponurego domu, gdzie działa mi się krzywda przez rodziców.

-Emily Evans czy uczyniłabyś mi ten zaszczyt i obiecała...- w tym momencie uklęknął na jego kolano. Byłam tak bardzo zdziwiona tą sytuacją, że nie miałam pojęcia co mam powiedzieć. Może i miałam jakąś małą nadzieję, że spyta o związek, bo chyba się na to zapowiadało. Ja jak idiotka uśmiechnęłam się i spojrzałam mu prosto w oczy łapiąc przy tym z nim kontakt wzrokowy.- Że już zawsze będziesz chodzić ze mną na tego typu spacerki!- w tym momencie wyjął z kieszeni jedno z moich zdjęć i wręczył mi je do ręki. Czułam się jak okropna idiotka. Jak mogłam w ogóle pomyśleć, że on chce ze mną być. Przecież złamaliśmy, by naszą największą obietnice, która dokładnie mówi, że żadne z nas nie może się w sobie zakochać.

-Spierdalaj, Wilson!- wyrwałam swoje zdjęcie z ręki chłopaka i pobiegłam dalej, a on dalej klęczał.- Idziesz czy będziesz tam tak klęczał do końca dnia?!- krzyknęłam do niego z oddali. Nie chciałam go zostawiać samego.

Brunet wstał i szybko podbiegł do mnie, nawet nie zauważyłam kiedy chwycił mnie za biodra i obrócił w koło. Była to miła niespodzianka.

Gdy już skończył zamiast postać mnie na ziemie uniósł wyżej i posadził mnie na swoich ramionach. Wyciągnął aparat z mojej torby, którą nosił i zrobił nam dwa wspólne zdjęcia. Jedno dla mnie, drugie dla siebie.

-Na pamiątkę naszej przyjaźni- mieliśmy mnóstwo zdjęć, na których jesteśmy oboje. Za każdym razem mówił to samo. Wyglądamy razem pięknie i nie tylko my tak sądzimy.

To Nie Jest Koniec #1Where stories live. Discover now