I.Rozdział 3.

3.8K 248 5
                                    

Normalni ludzie o godzinie 02:28 przekręcają się na łóżku na drugi bok i mają wszystko w szanownym poważaniu. A ja? No oczywiście nigdy nie sądziłem, że jestem normalny ponieważ w moim życiu było wiele ciekawych sytuacji w których słowo "normalny" nijak się miało do mojej osoby. I jak widać los wciąż mnie zaskakuje. Wychodzę z mieszkania w starych, szarych, spranych dresach w stylu "po domu" i o tym samym kolorze bluzie oraz czarnych conversach i obieram kierunek w stronę najbliższego sklepu nocnego po co? Po Nutelle! Charlotte jest moją księżniczką i niczego bym jej nie odmówił, dobrze to wie i umie to diabeł mały wykorzystać. Ale chyba będę musiał jej trochę ukrócić wysługiwanie się ludźmi aby spełnić jej marzenia.

Idąc uśpionymi ulicami Londynu myślę nad tym, co by było gdybym nie miał przy swoim boku Lotti. Czy dalej liczyłyby się laski na jedną noc, piwo, imprezy i nic więcej? No i oczywiście nie mogę zapomnieć o interesach... Ale ten temat nie do końca został zakończony. Czy mój kontakt z rodziną w dalszym ciągu byłby ostro zaostrzony? Dzięki tej małej księżniczce przejrzałem na oczy i uświadomiłem sobie, że są lepsze rzeczy do roboty niż niszczenie sobie życia. Pogodziłem się z mamą i tatą a oni bez niczego wybaczyli mi i przyjęli z otwartymi ramionami Lotti do naszej rodziny. Waliyha była zachwycona małą i od samego początku gdy tylko ją zobaczyła zakochała się w niej. Każdą wolną chwilę poświęca na odwiedzanie nas. To było pewne, że Charlotte podbije serce nie tylko moje ale i każdej osoby, która spojrzy na tą istotkę. Rozkochała w sobie całą rodzinę tą bliższą jak i tą dalszą. A ja jestem dumny, że mogę nosić miano jej taty. Nie żałuję niczego co dotyczy mojej córeczki. Nawet teraz mogę powiedzieć spokojnie, że uratowała mnie od zepsucia i zejścia na złą drogę od której byłem tak blisko... O którą co chwile się ocieram.

Zamyślony idę dalej, kiedy do moich uszu trafia odgłos cichego szlochu. Przystaje i zaczynam się rozglądać aby zlokalizować źródło dźwięku lecz nie widzę nic podejrzanego. Jest ciężko, ponieważ wokół mnie panuje półmrok i muszę wytężyć wzrok by cokolwiek dojrzeć w ciemnym krajobrazie londyńskich ulic. Kiedy mam już iść dalej przekonany, że tylko mi się wydawało przede mną maluje się postać skulona na ławce ustawionej pod ogromnym, lecz starym dębem stojącym tam odkąd tylko pamiętam. Przystaję, kiedy ponownie słyszę ten sam dźwięk. Nie myśląc wiele zmieniam kierunek podróży i powolnym krokiem udaję się w stronę uprzednio wspomnianej ławki tak aby nie wystraszyć właściciela tego nieprzyjemnego dla ucha odgłosu. Będąc jakieś 5 kroków od niej zaprzestaje stawiania dalszych kroków.

- Ekhem... - chrząkam. - Przepraszam, że przeszkadzam ale czy wszystko w porządku?

Osoba znajdująca się przede mną momentalnie spina się i delikatnie unosi głowę jakby bała się, że mógłbym zrobić jej krzywdę. Taka sytuacja przywołuje we mnie bolesne wspomnienia do których nijak nie chciałbym wrócić. Wstrzymuję oddech, kiedy moim oczom ukazuje się ... dziewczyna. A raczej kobieta. Bardzo młoda kobieta. Nogi ma podkulone i obejmuje je ciasno szczupłymi ramionami. Jest zbyt ciemno bym mógł dokładnie ujrzeć jej twarz ale bez problemu mogę ocenić ciało, które wygląda na... bardzo wychudzone.

- Nic już nie jest w porządku... - odpowiada cichutkim, zachrypniętym od płaczu głosem i na potwierdzenie swoich słów pociąga nosem.

Patrzę na tą drobną osóbkę i nie wiem w jaki do cholery sposób mogę jej pomóc jeżeli nawet nie wiem, co się stało.

- Czy mógłbym Ci w jakiś sposób pomóc? - dobra zacznijmy od zadania pierwszego, wręcz banalnie prostego pytania. Brawo Malik.

Podchodzę o krok bliżej lecz nadal nie widzę jej twarzy, lecz dostrzegam mały plecak stojący obok niej na ławce. Co jest do cholery?

- Jeżeli znasz w pobliżu jakiś darmowy hotel najlepiej z ciepłym posiłkiem i prysznicem to słucham uważnie... - i ponownie wpada w płacz. Nie, przepraszam. To już nie jest płacz, to jest ryk w którym mieści się tyle bólu ile tylko jest w stanie zmieścić w sobie taka... kruszyna.

Nadrabiam pozostałą odległość szybkimi krokami i kucam przed dziewczyną. Dłonie układam po dwóch stronach jej ciała na drewnianej ławce. Czując moją obecność, dziewczyna wzdryga się ale unosi nieznacznie głowę a ja w końcu mogę zobaczyć chociaż kawałek jej twarzyczki. Po policzkach wciąż płyną gorzkie łzy, oczy smutne pozbawione żywego koloru tęczówki a wargi zaciśnięte prawdopodobnie z przemarznięcia lub strachu. Jest mi tej dziewczyny cholernie szkoda pomimo tego, że jej nie znam. Jest kobietą i nie zasługuje na to co, Bóg jeden wie, się stało. Nasz krótki kontakt wzrokowy się urywa kiedy dziewczyna ponownie chowa głowę między kolana. Kurwa Zayn! Skup się... Nie możesz jej zostawić o 3 w nocy samej blisko parku i nocnego! Nie znam ani jej ani przeszłości którą za sobą ciągnie i mam nadzieję, że nie pożałuję tego co zaraz zrobię...

- Idę do sklepu i za 5 minut jestem. Poczekaj tu na mnie, zaraz wrócę i zabiorę Cię do mojego mieszkania.

Taki dobry Zayn! :3

Gwiazdkujcie, komentujcie i rozdziału oczekujcie! :DD

xx

Szczęście na dłoni || Z.M (w trakcie zmiany🖋️) Where stories live. Discover now