XII

33 1 0
                                    


Słowa Faoma rzucały nowe światło na dalsze poszukiwania Alukana swojego ojca. Sam fakt, że w historii starego wilka morskiego pojawiło się też imię kobiety, która bezpośrednio odpowiadała za jego zniknięcie, mówił sam z siebie. Oczywistym stało się więc dotarcie teraz do Górska Zatoki.

– Nie wie pan gdzie tamci ludzie mogli dalej się udać z tamtymi skrzyniami? – upewnił się Alukan.

– Niestety nie – odparł ponuro Faom. – Ale... nie zostawiłem tego ot tak.

Wstał od stołu, przy którym rozmawiali i podszedł do regału z morskimi pamiątkami. Stamtąd wziął jakąś dziwną muszelkę, wrócił do Alukana i położył morski przedmiot na stole.

– Co to za muszelka?

– Nie taka zwykła muszelka. To jest mój drogi Muszla Tropicielka.

– Technika Vitasis?

Faom skinął głową. Alukan dobrze pojmował.

– Dokładnie. Najprościej ujmując ta muszelka działa jak kompas.

– Jak kompas?

– Odwróć ją.

Po drugiej stronie Muszli Tropicielki samoistnie błyskało się małe światełko wskazując wschód. Alukan domyślił się jej działania. Obrócił muszlę w prawą stronę, a światełko na niej natychmiast zmieniło swój kierunek o dziewięćdziesiąt stopni.

– Gdy zaglądałem wtedy do tych skrzyń, zostawiłem w środku drugą połówkę tej muszelki. Obie są ze sobą połączone i wskazują do siebie nawzajem kierunek. Odległość w ich przypadku nie gra żadnej roli – wyjaśnił Faom.

Musiał oddać staremu żeglarzowi, że postąpił właściwie. W ten sposób można bez trudu odnaleźć tajemniczy ładunek Białych Kruków z Vita-Pancerzami.

– Wydaje mi się, że tobie ta Muszla Tropicielka bardziej się przyda w dalszej wyprawie niż mnie – uznał Faom i następnie podarował ją Alukanowi bezpośrednio do rak.

– Dziękuję, panie Faom. Na pewno mi się przyda – odparł.

Kaivo, który wciąż czuł się jeszcze nieco roztrzęsiony po wcześniejszym zawale, trenował wytrwale na plaży. Z racji tego, że dotarli z Alukanem nad morze, miał dla siebie bardzo dogodne warunki. Po krótkiej rozgrzewce udał się w stronę morza i to dosłownie. Zanurzył się w wielkiej wodzie i tam ćwiczył dalej.

Ileż już czasu minęło, od kiedy ostatni raz tak trenował. Poza tym w morzu mógł zejść głębiej niż w stawie w Bazie Białych Kruków, gdzie głównie trenował. Ponadto w takiej wodzie działał znacznie silniejszy opór. Z tego powodu musiał mocniej wysilać swój organizm. Nie mogło być dla niego lepiej.

Woda naprawdę dodawała mu sił. Przed chwilą niemal umierał w męczarniach, a teraz czuł się jakby odradzał się na nowo. Szybko zapomniał o tym, co się wcześniej wydarzyło w tamtej chatce. Miał tylko nadzieję, że udało mu się przekonać Alukana na tyle, że nie będzie już więcej próbował wracać z nim do rozmowy o kapitan Agua.

W morskich głębinach utracił poczucie czasu. Skoro praktycznie nie musiał w wodzie oddychać, to mógł przebywać w niej przez cały dzień.

Ćwiczyłby tak pewnie bez ustanku, gdyby jego uwagi nie przyciągnęła płynąca obok ławica ryb. Kilkadziesiąt metrów od niego wielkie stado dorszy uciekało przed czymś w popłochu. Kaivo zauważył, że za rybami coś płynie i to znacznie większego od nich. Wytężył wzrok i początkowo uznał, że to pewnie jakieś większy morski drapieżnik poluje na swój obiad i je zignorował.

Vitasis: Akt pierwszyTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon