II

56 3 0
                                    


Sytuacja w stodole wstrząsnęła Alukanem. A więc to miało być to rzekome zagrożenie? Ci bandyci w Vita-Pancerzach? Zszokowany wrócił pospiesznie do domu i zaszył się w piwnicy, uprzednio bardzo szczelnie ją zamykając. Wciąż też myślał o wujku. Rot sam jeden poszedł stawić czoła Białym Krukom. Co gorsza te typy najwidoczniej dopadły też jego przyjaciela.

Tysiące pytań zaczęły kłębić się w jego umyśle. Jednak przede wszystkim ogarniało go autentyczne przerażenie. Czy na pewno mnie tu nie znajdą? Co będzie z wujkiem? Co z Ibonem? Co będzie w ogóle z całą Polną Osadą? Może te całe Białe Kruki zdążyły już kogoś zabić?

Jego dotychczasowe spokojne życie w Polnej Osadzie zostało przerwane w bardzo brutalny sposób. Przecież ci bandyci mogli roznieść całą wioskę w drobny mak. W dodatku to Vita-Użytkownicy. Mają moce, których żaden tutejszy, poza nim i jego wujem, praktycznie nie posiada.

Wuj kazał mu się bezpiecznie schronić z jego Vita-Pancerzem, zatem tak zrobił. W tej chwili Alukan czuł, że nie może nic innego zrobić, jak po prostu spróbować przetrwać. Usiadł skulony naprzeciw wyjścia z piwnicy na zewnątrz tak, aby w razie czego móc zaatakować, gdyby któryś z Białych Kruków ośmieliłby się po niego tutaj przyjść.

Z kolejną minutą robił się jednak coraz bardziej zmęczony i ostatecznie zasnął.

– Alukan! Jesteś tam? – zaczął ktoś do niego wołać zewnątrz.

Natychmiast wybudził się z przerażeniem i bez namysłu wystrzelił z dłoni serię Ręcznych Pocisków wprost na drzwiczki do piwnicy. Wyjście na zewnątrz kompletnie się od tego ataku rozpadło. Po chwili ukazał mu się nie mniej przerażony od niego Ibon. Syn sołtysa szczęśliwie uniknął jakichkolwiek obrażeń.

Zastał Alukana w kompletnym szoku i próbującego złapać odrobinę tchu. W międzyczasie Ibon ostrożnie zajrzał do piwnicy, by zobaczyć co się z nim dokładnie dzieje. Jego rówieśnik wyglądał jak po spotkaniu z duchem.

– Spokojnie! To ja! Nic się złego nie dzieje! – zaapelował do Alukana.

– I... Ibon... to Ty?.

Poprzedni wieczór przeżył jak koszmar. Alukan próbował sobie nawet wmówić, że to wszystko wciąż pozostaje tylko jakimś złym snem. Szybko uświadomił sobie, że jednak to wszystko stało się naprawdę. Potrzebował jeszcze chwili, aby móc dojść do siebie.

– Stary? Wszystko w porządku? – spytał w końcu Ibon.

Alukan trochę się już uspokoił i odzyskał nieco kontroli nad samym sobą. Chociaż wciąż lał się z niego pot.

– Ibon...! Żyjesz...? Co się dzieje...? Co z osadą..? Co z ludźmi..? Co z tymi typami...? Co z wujem...? – od razu zasypał go pytaniami.

Syn sołtysa dał jeszcze trochę czasu na ochłoniecie i wszystko mu dokładnie wyjaśnił:

– Te całe Białe Kruki, czy jak oni się tam nazywają, zniknęli. Ludzie dopiero teraz zaczynają trzeźwieć po dożynkach i raczej nie są do końca świadomi tego, co się wczoraj wydarzyło. Generalnie wszyscy są przekonani, że ktoś z nich tak się nawalił, że aż sam wywołał rozróbę w stodole.

Alukan troszkę się uspokoił, lecz zaraz przypomniał sobie o sprawie kluczowej. Co stało się z jego z jego wujem? Ibon od razu bez pytania odpowiedział::

– A jeśli chodzi o Twojego wuja... pomógł mnie i ojcu, po czym sam ruszył na tych drani. Uciekliśmy i gdy się wszystko uspokoiło to wróciłem do stodoły i znalazłem go nieprzytomnego.

– Gdzie on jest!? Żyje!? – krzyknął jego przyjaciele..

– Tak. Żyje. Leży u Babki Zielarki, ale do teraz nie się wybudził.

Vitasis: Akt pierwszyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz