XIII

60 1 0
                                    

Morski Wół mógł wreszcie wypłynąć na wielką wodę. Z uwagi na późną porę, Faom zaproponował Alukanowi i Kaivo wypłynięcie do Górskiej Zatoki dopiero nazajutrz. Vita-Użytkownicy wrócili do zajezdni, gdzie spędzili kolejną noc. W łóżku myśli Alukana wciąż zaprzątało postępowanie Kaivo z Kociarzem i generalnie jego kompan jako taki.

Czy jego towarzysz faktycznie złą osobą? Początki ich znajomości zostały naznaczone wzajemną niechęcią. Poza tym Alukan wciąż nie zapomniał Kaivo co zrobił jego wujowi, lecz o dziwo nie miał teraz o to do niego zbyt wiele pretensji. Już trochę czasu ze sobą spędzili, ale przyjaciółmi jak dotąd oficjalnie nie zostali i raczej mało prawdopodobne żeby kiedykolwiek nimi zostaną. Zresztą sam fakt, że Kaivo miał powiązania z taką organizacją jak Białe Kruki to siłą rzeczy odsuwało to taką możliwość. Niemniej niejednokrotnie w trakcie ich podróży udowadniał, że potrafi być przydatny i można na niego liczyć. Co istotne – niekoniecznie z udziałem Pojedynkowego Paktu. Kaivo to skomplikowany osobnik i co do tego nie miał żadnych wątpliwości.

Gdy nastał nowy dzień, wrócili do Faoma i wsiedli na Morskiego Woła. Stary rybak wyprowadził swoją łódź ze Śledziowej Osady i wypłynęli wreszcie na pełne morze.

– Kurs na Górską Zatokę! – zawołał.

Później na pełnym morzu, Alukan szybko przekonał, że niezbyt mu ono służy. Nie chodziło tylko o wszechobecną wodę, ale także o kolebiącego się od czasu do czasu Morskiego Woła. Przez kolejną godzinę nie brakowało chwili, aby nie wymiotował z powodu tych niedogodności za burtę. Rejs statkiem znosił jeszcze gorzej niż przeprawę Mokrym Szlaku, gdzie także nie najlepiej się czuł.

Z kolei Kaivo, gdy tylko wypłynęli, usiadł sobie ze skrzyżowanymi nogami na rufie statku i w całkowitym spokoju kontemplował morze. Niestety na Morskim Wolę nie za bardzo miał warunki do wykonywania swoich ćwiczeń. Mimo tego w tych konkretnych okolicznościach mógł się jakoś bez tego obyć. Patrzenie na pełne morze i delektowanie się morską bryzą niczym dobrym posiłkiem wystarczało mu teraz w zupełności.

Alukan wycieńczony nieustannym bujaniem się łajby, udał się do kabiny sterowniczej, z której Faom kierował łodzią. Chłopak liczył, że może przebywanie przez resztę rejsu w zamkniętym pomieszczeniu nie będzie na niego tak źle wpływało.

– Widzę, żeś doszczętny szczur lądowy – skonstatował Faom.

– Powiedziałbym, że bardziej ognisty – podchwycił chłopak. – Miałby pan może coś na chorobę morską?

– Wybacz synu, ale cały ten wasz bimber opróżniłem w jeden wieczór.

– O nie! Wtedy byłoby ze mną jeszcze gorzej.

Mimo wszystko Alukana zaskoczyło trochę, że stary żeglarz tak dobrze się trzyma, skoro jak sam zresztą twierdził – opróżnił w jeden wieczór całą butelkę bimbru z Buraka Solnego. Faom musiał mieć paradoksalnie bardzo mocną głowę.

– Zaś ten twój koleżka to zupełnie inna para kaloszy – zagaił go jeszcze kapitan łajby. – Widać, że jego żywiołem jest woda. Tylko na niego spójrz. Delektuje się samą bryzą jak wódeczką.

Wszystko rzeczywiście na to wskazywało. Dla Kaivo jakikolwiek kontakt z wodą stanowił przyjemność sam w sobie. Alukanowi dało to do myślenia.

– Panie Faom, czy to prawda, że ta słynna kapitan Agua, jedna z Pierwiastkowych Lordów, była pańską podwładną? Dobrze pan ją znał? – postanowił spytać.

– Czy dobrze znałem ją? – odparł. – Była dla mnie jak syn, chociaż jest kobietą. Z niczego innego przez te wszystkie lata żeglugi nie mogłem być dumnym jak właśnie z niej. Można powiedzieć, że wręcz ją wychowałem na statku.

Vitasis: Akt pierwszyNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ