Okej...Okej... Oddychaj, Eda.

Jesteś dużą dziewczynką. Dasz radę.

Wystarczy wyjść z łazienki i podbiec do łóżka. A jeśli ktoś będzie w sypialni, to wystarczy go znokautować. Zdzielić go od tyłu i ogłuszyć na tyle mocno, by złapać za telefon i wrócić do łazienki. Za drzwi, które mają zamek. Lichy, ale zawsze. Może wystarczy mi czasu na to, by zadzwonić po jakąś pomoc.

Odliczyłam do trzech, by opanować galopujące serce. Uchyliłam powoli drzwi i jęknęłam, gdy one też jęknęły.

Ja pierdole. Gdy coś się pierdoli, to wszystko się pierdoli.

Szybko podbiegłam do szafki, nie pierwszy raz ciesząc się, że zainwestowałam w dywan z grubego włosia. Skubany tłumił każdy mój krok.

Złapałam za telefon i już miałam się obrócić, gdy ktoś położył rękę na moim ramieniu.

Z dzikim okrzykiem ruszyłam na napastnika. Uniosłam kij i zaczęłam uderzać na oślep. W pokoju było kompletnie ciemno. Na noc zaciągnęłam żaluzje, a w korytarzu nie było okna. Tylko po jękach zorientowałam się, że trafiłam kogoś trzy razy. Aż ktoś wyrwał mi mop.

Nie dałam jednak łatwo za wygraną.

Ścisnęłam pięść i uderzyłam mniej więcej w miejsce, skąd dochodziły wcześniej jęki.

– Jezu, kurwa! Co jest? – powiedział jakiś mężczyzna. Jego głos był dziwnie przytłumiony, jakby ktoś zakrywał nos lub usta.

Kurwa, znałam ten głos.

Wyprostowałam się i szybko rzuciłam się do lampki nocnej, a później spojrzałam na mojego napastnika.

– Hank?

Stał tam po środku z na wpół rozpiętą białą koszulą. Miał roztrzepane włosy. Jedną ręką zasłaniał sobie usta, a w drugiej trzymał mop, który mi odebrał.

Świetnie.

Wyglądał na nieogarniętego i jakby do końca nie wiedział, co się przed chwilą stało.

– Jezu, gwiazdeczko, za co? – powiedział, ocierając mała struszkę krwi.

Z niedowierzaniem przeczesałam włosy.

– Nienormalny jesteś? Dlaczego się włamujesz? Szczególnie po naszej dzisiejszej rozmowie. Mogłam zrobić ci krzywdę! – facet się tylko uśmiechnął. Czyżbym uderzyła go za mocno? – Jesteś pijany czy jebnięty? – krzyczałam dalej.

Hank podszedł do mojego łóżka i usiadł na nie.

Rozejrzał się po sypialni i trafiając na moją przerażoną twarz, chyba zaczął rozumieć, co zrobił.

– Wiesz, teraz jak tak o tym pomyślę, to może trochę tego, trochę tego.

– Piłeś coś? – rzuciłam z niedowierzaniem.

Facet odłożył ten pieprzony mop, który wciąż trzymał w swojej dłoni i przybliżył do siebie dwa palce – kciuk i wskazujący – zostawiając między nimi niewielką przerwę.

– Mały koniaczek – powiedział.

Zamknęłam oczy, odchyliłam trochę głowę i policzyłam w myślach do trzech, by nie wybuchnąć.

Wystarczy już strat na dzisiaj.

Gdy już się trochę uspokoiłam, pobiegłam do kuchni i wyciągnęłam mrożony kalafior. Złapałam za ścierkę i owinęłam nią woreczek, a później wróciłam do sypialni i rzuciłam w mężczyznę pakunkiem. Chrząknął, gdy oberwał nim w brzuch.

My baby shot me down - ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz