I

217 14 3
                                    

  Eren pokiwał głową.

  - Bardziej na biodrach. Rozumiem. Wiedziałem, że robię coś źle

  Słysząc gniew w głosie rozmówcy, Emi pospiesznie machnęła ręką.

  - Szczegół. Dopracujesz takie detale, kiedy zaczniemy ćwiczyć w terenie.

  - Może i tak – Eren zacisnął pięści – ale nie chcę utrwalać błędów. Właściwie ani trochę nie myślałem o nogach. Sam nigdy nie wpadłbym na to, że je spinam.

  Zapadła cisza. Emi oparła się o drewniany płotek. Znajdowali się przy ujeżdżalni, czyli ogromnym i piaszczystym terenie do jazdy konnej. Otaczające cały teren góry zatrzymywały wiatr, a słońce szybko nagrzewało nagą ziemię. Robiło się naprawdę gorąco.

  Gdy minęło kolejnych kilka minut, Eren ściągnął kurtkę i zawiesił ją na ogrodzeniu.

  - Macie szczęście – powiedział – ty, Sasha, Reiner, Jean... Jesteście naprawdę utalentowani. Szczerze mówiąc, na początku myślałem, że ćwiczysz nocami. Sprawiasz wrażenie, jakbyś trenowała manewr trójwymiarowy od lat. Ja dalej nie mogę przestać się chwiać.

  Emi spuściła wzrok na ziemię i zdusiła poczucie winy. Kiedy przybyła do korpusu treningowego, to właśnie Eren był pierwszą osobą, która z nią porozmawiała. Właściwie jedynie wpadli na siebie, szukając wejścia na główny plac, ale chłopak zapadł jej w pamięć. Coś w jego oczach mówiło, że naprawdę, nie tylko we własnym mniemaniu, jest gotów poświęcić swoje życie dla służby.

  Zasługiwał, żeby powiedzieć mu przynajmniej część prawdy.

  - Utrzymałeś się w pionie z zepsutą uprzężą – przypomniała zamiast tego dziewczyna. – Myślę, że masz spore szanse na dostanie się do Żandarmerii.

  - Planujesz do nich dołączyć, prawda?

  - Skąd wiesz?

  - Wszyscy tego chcecie – Eren gniewnie wzruszył ramionami. – Jesteś silna. Mogłabyś uratować wiele osób. Jeśli najlepsi nie zamierzają walczyć, kto ma pokonać tytanów?

  Od konieczności wymyślenia odpowiedzi wybawiło Emi nadejście Christy. Dziewczyna prowadziła ze sobą dwa osiodłane konie, jednego siwego i jednego gniadego. Za nią szła jeszcze dwójka ludzi. Armin i Gerda, ulubione rodzeństwo całego oddziału.

  Nawet kiedy jej twarz pokrywały pot i kurz, Christa wyglądała jak życzliwa bogini. Emi nie wątpiła, że to właśnie ona była najbardziej urodziwa z nich trzech.

  Gerda, obiektywnie rzecz biorąc, nie grzeszyła pięknem. Była dość wysoka, co najmniej dziesięć centymetrów wyższa od brata, ale jej sylwetce brakowało krągłości. Jasny warkocz miał zbyt żółtawy odcień, a nos przypominał małego ziemniaka. Mimo to Emi po cichu uważała ją za ślicznotkę. Ze względu na uśmiech. Tak szeroki, że ukazywał większość zębów, a przy tym szczery i skierowany do każdego, kto potrzebował go zobaczyć.

  Siebie samą Emi w duchu określała jako raczej przeciętną. Sądziła, że czarne włosy i zielone oczy stanowiły dobre połączenie, egzotyczne i rzadko spotykane, ale niestety na jej wygląd składały się też inne cechy, takie jak niezdrowo poszarzała skóra, ciemna opuchlizna pod oczami, dziecięce proporcje i marny wzrost. Przykre skutki dorastania w Podziemiu.

  Pogwizdując pod nosem, Christa wprowadziła oba konie do ujeżdżalni. Emi tymczasem podeszła do wejścia, gdzie zatrzymali się Armin i Gerda.

  - Przyszliśmy popatrzeć – oznajmiła ta ostatnia – jeśli nie masz nic przeciwko.

Attack on Titan: Najwyższy Mur || Levi x OCWhere stories live. Discover now