Blizna

89 10 21
                                    

Tej nocy w rezydencji Malfoyów nikomu nie było dane spać spokojnie. Draco po doprowadzeniu się do względnego porządku, udał się do sypialni obok, szybko zapadając w głęboki sen. Nadmiar skrajnych emocji wywołał u niego nie małe zmęczenie, powieki miał niczym z ołowiu, tak więc z wielką przyjemnością zapadł się w miękką pościel. Około 3 w nocy ciszę zakłóciły pierwsze krzyki dochodzące z sąsiedniego pokoju. Wdarły się w podświadomość Malfoya niczym zimne szpikulce, szybko sprowadzając go na ziemię. Poderwał się do siadu w pełnej gotowości i nasłuchiwał.

Kolejne odgłosy rozpaczy, na przemian z postękiwaniami dotarły do jego uszu. Czyli jednak mu się nie wydawało. Harry darł się wniebogłosy, Merlin tylko wie z jakiego powodu. Na pewno nie był świadom, że budzi tym samym wszystkie portrety, skrzata, kończąc na samym Draco, bo nikt o zdrowych zmysłach celowo by się tak nie wydzierał. Tak więc właściciel dworu bez wahania poderwał się na nogi, żeby skontrolować sytuację. Już łapał za klamkę, kiedy nastała cisza, a potem coś co sprawiło, że zimny pot spłynął mu po karku, a całe ciało zesztywniało.

Harry szeptał coś gorączkowo, jakby w męczarniach.

- Tylko nie on.. Wszyscy, ktokolwiek. Weź każdego, nawet mnie!

- Nie odbierzesz mi go, rozumiesz? Nie po tych wszystkich latach spokoju, zasłużyłem sobie na nie!

Szepty z powrotem przerodziły się w gorączkowy, wręcz agonalny krzyk.

To był impuls, dzięki któremu Draco wparował do środka, dopadając wręcz do ciała Pottera. Harry jawił się na wytwornym dywanie jako ciemna, rozedrgana materia.

- Lumos- Mruknął Draco, a gdy w pomieszczeniu pojaśniało, z wrażenia ugięły się pod nim kolana.

Gałki oczne Pottera błyskały przekrwionymi białkami, do tego z ust toczyła mu się biała piana. Całość wyglądała na coś podobnego ataku padaczki, przez całe jego ciało przebiegały dreszcze, a kręgosłup niebezpieczne wyginał się w łuk.

Malfoy widział coś takiego w życiu tylko raz, gdy czytał jeszcze w Hogwarcie książkę z działu ksiąg zakazanych, dotyczącą skutków ubocznych klątw. Słyszał wtedy plotki, wiedział, że Harry przez wzgląd na połączenie z Voldemortem miewa właśnie podobne problemy, ale nigdy nie udało mu się na to znaleźć choćby wskazówki prowadzącej do rozwiązania.

Teraz też był bezradny. Klęczał obok Pottera i trzęsącymi dłońmi podtrzymywał mu głowę, aby nie wyrządził sobie jeszcze większej krzywdy. Czekał, aż atak ustąpi i czuwał, nic innego nie mógł zrobić.

- Harry, pewnie mnie nie słyszysz, ale będzie dobrze- Powiedział nieśmiało, niezbyt do tego przekonany.

- Jestem przy tobie, chociaż pewnie dla ciebie to pewnie bardziej wada niż zaleta- Uśmiechnął się ponuro, będąc pewnym, że do Pottera i tak nic raczej nie dociera, bo dalej majaczył i miał drgawki.

Jednak na dźwięk głosu Dracona, po chwili wyraźnie zaczął się uspokajać. Rozedrgane mięśnie zwalniały stopniowo, oddech się normował, a tak bardzo dobrze znany Malfoyowi odcień oczu Pottera mignął w blasku wątłego światła. Pod wpływem głaszczących go po karku zimnych dłoni i spokojnego tonu głosu, Harry odzyskiwał świadomość. Cały atak trwał około 20 minut, jednak dla obydwu z odmiennych powodów była to wieczność. Brunet zamrugał parę razy, po czym spróbował się gwałtownie poderwać.

- Gdzie ja jestem? Co tu robię? - Ostry ton Harrego przyprawiał o zimne poty, z jego twarzy można było wyczytać ogromne zdziwienie,pomieszane ze strachem.

- Spokojnie, nie ruszaj się. Znajdujesz się w rezydencji Malfoy Manor, przed chwilą lunatykowałeś, przez co mocno się uderzyłeś, potrzebujesz odpoczynku.- Wyrecytował spokojnie, aczkolwiek stanowczo Draco.

Niewygodna przyjaźńWhere stories live. Discover now