17.09.2021

491 16 0
                                    

– Okej, to daj mi znać. Ja też za tobą tęsknie i nawet nie wiesz jak bardzo. Trzymam kciuki, skarbie. My wszyscy. Kocham cię, pa. – Eddie odłożył telefon na szafkę i schował głowę w dłoniach. Zdawał się być przygnębiony i zły jednocześnie, gdy zauważyłem, że zaciska ręce w pięść.

– Co jest? – zapytałem, patrząc na niego ze współczuciem.

Westchnął i spojrzał na mnie zmarkotniały.

– No, co no...boję się, że nie przejdzie. To już jej czwarte podejście do zapisów. Jeśli jej nie przyjmą to ja nie wiem co ze sobą zrobię. Oni muszą ją zaakceptować do cholery!

Wstałem i podszedłem do niego, zarzucając mu na plecy swoje ramie w geście wsparcia.

– Da sobie radę. To twarda dziewczyna. Nie poddaje się, bo jej bardzo zależy by być znowu z tobą. Tym razem się uda. Wierzę w to. I ty też powinieneś.

Uśmiechnął się smutno i pokiwał głową. Nie byłem nigdy na jego miejscu, ale doskonale wiedziałem co czuję. Odkąd wyjechał do Anglii cały czas był myślami o Madison. Za każdym razem dzwonił do niej i pisał. Jeszcze przed przeprowadzką do Wielkiej Brytanii, oboje trzymali się razem od piątej klasy podstawówki. Zawsze, byli nie rozłączni. Ten się w niej zakochał od dziecka i od gimnazjum są razem. Było nawet widać, że nie wyobrażał sobie życia bez niej.

Madison również znam od podstawówki. Jest to świetna dziewczyna z poczuciem humoru. Cała nasza czwórka chodziła do tej samej szkoły, ale dopiero już pod koniec gimnazjum Madison musiała opuścić Anglię i wyjechać do Stanów. Tak już jest od czterech lat. Teraz w jednej ze szkół w Brooklynie są zapisy do naszej szkoły i od dłuższego czasu stara się do nich dostać, tylko – jak ona nam to opowiadała – durni nauczyciele, nie chcą jej przepuścić, bo uważają, że jest zbyt dobra by zostawiać Stany i wylecieć do Anglii. Fakt, Madison świetnie gra na perkusji, ale no, nie oszukujmy się. Jej bardzo zależy by dostać się do naszej szkoły. Marzyła wręcz o tym, ale jej rodzice woleli mieszkać w Ameryce niż pozwolić swojej córce spełniać marzenia.

Tak to już jej jak się ma bogatych rodziców. Moi też byli, ale na pewno nie pozwolili by mi nie spełniać swojego marzenia. Moja druga rodzina która się mną opiekuję, w dodatku się cieszyli, że wybieram się do Anglii by realizować swoją pasję. Kiedy moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym, zaopiekowali się mną przyjaciele rodziców. Gdy miałem siedem lat, musiałem opuścić swój kraj i wprowadzić w się do Portugalii, a dokładnie to do malowniczej Lizbony. Oni również są bogaci, ale nie chodzi tu o pieniądze i bogactwo. Nie patrzę na takie szczegóły. Cieszę się, że przez ten czas miałem gdzie mieszkać. Cieszę się również z tego, że zgodzili się, abym mógł opuścić jeden kraj i wrócić do swojego kraju w którym się wychowałem. Do końca będę im tego wdzięczny. 

***

Nie miałem nic innego do roboty. Niedziele zawsze były nudne. Nikomu nigdzie nie chciało się wyjść. Eddie, jak zwykle siedział i albo pisał z Madison, albo oglądał coś w telefonie, albo i nawet spał. Davida gdzieś wcięło, gdzie to było zadziwiające, bo ten bardzo rzadko co wychodził z pokoju. Ja natomiast, dzisiejszego dnia, miałem ochotę pójść do szkoły do salki próbnej. Dobrze, że chociaż szkoła był otwarta w weekendy. Zabrałem klucze i wyszedłem z pokoju.

Schodziłem schodami, bo nie chciało mi się czekać na windę, a przecież szybciej mógłbym zejść niż zjechać. Kiedy już przemierzałem przez kolejną klatkę, wpadłem na kogoś. Na całe szczęście nie sturlałem się z tą osobą, choć nie powiem, mało brakowało. Złapałem ją w ostatniej chwili za ramiona, by nie upadła. Gdy bardziej się tej osobie przyjrzałem, zorientowałem się, że to Caren. Puściłem jej ramiona i jej się przyglądałem. Kiedy ona już wyczuła, że nikt jej nie trzyma, uniosła wzrok ku górze i odwzajemniła moje spojrzenie. Uśmiechnąłem się do niej, a ona nadal się na mnie wpatrywała.

Every Day About YouWhere stories live. Discover now