5. Od pierwszego spotkania moja droga.

832 34 1
                                    

Nadszedł mój upragniony weekend. Dwa dni wolnego od nauki, treningów i szarej rzeczywistości i codzienności. Dni, w których mogłam robić to na co miałam ochotę. Przez te ostatnie chodziłam na treningi siatkarzy. Siedziałam zawsze gdzieś wysoko na trybunach przyglądając się przygotowaniom do meczu z Resovią. Po tych treningach czasem udało nam się pogadać. Powoli przekonywałam się do nich. Z góry powiem, że nie jestem ufna. Trochę męczyli mnie kiedy z nimi zagram. Wtedy nie mogłam, ponieważ mieli przed sobą jeden z ważniejszych meczy rundy zasadniczej.

Okej ale może zaczynając od soboty rana, wstałam ok godziny 10. Rodziców nie było już wtedy w domu. Lubiłam te momenty gdzie "cztery ściany" były w całości do mojej dyspozycji. W pidżamie, która składała się z włochatych skarpet, czarnych spodenek i żółtej koszulki Skry z poprzedniego sezonu zeszłam na dół zrobić sobie śniadanie. Otworzyłam lodówkę i stałam tak przez 5 min zastanawiając się co mój żołądek chce dostać do jedzenia. Postawiłam na naleśniki z dżemem truskawkowym i śmietaną. Raz na jakiś czas sportowiec też musi odpocząć od trzymania jakiejś tam powiedzmy "znikomej" diety. Po 15 min wszystko było gotowe do smażenia. Włączyłam płytę i zabrałam się za robienie posiłku. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi.

Odziana wyłącznie jedynie w pidżamę poszłam pociągnąć za klamkę.

- Dzień dobry. Przesyłka dla pani... Moniki Walczak. - kurier sprawdził w papierach po czym spojrzał na mnie z uśmiechem.

- Dobry. To moja mama. Odbiorę za nią. - wyciągnęłam ręce żeby przejąć wielki karton.

- Pani tu podpisze... - zlustrował mnie chłopak. Tak, chłopak. Chyba jakiś praktykant. Miał koło 20 lat, brązowe włosy, zielone oczy i ubrany był w pomarańczowe ciuchy kurierskie. Jeśli mogę to tak nazwać. - miłego dni życzę. - uśmiechnął się po raz ostatni i ruszył w stronę furgonetki.

- Jasne, owocnej pracy życzę. - powiedziałam z ironią niemalże do siebie. Przewracając oczami zamknęłam drzwi na dwa spusty i ruszyłam do kuchni. Karton był dosyć ciężki. Oczywiście ciekawiło mnie co jest w środku, ponieważ moja mama nie mówiła, że przyjedzie kurier. Siedziałam przy ladzie patrząc się na paczkę. Otworzyć czy nie? - pomyślałam. Wiem że się nie powinno tykać cudzych rzeczy... No tak. Panna Aleksandra zaczyna kombinować. Z rozmyślań nad tym jak to otworzyć i co jest w środku wyrwał mnie domowy telefon. Leniwie odeszłam od lady i odebrałam telefon.

- Halo?

-...

- Halo?

-... - cisza.

Odłożyłam słuchawkę na miejsce i powędrowałam do swojego pokoju gdzie była totalna demolka w postaci artystycznego nieładu. Otworzyłam okno i od razu zabrałam się za sprzątanie. Najpierw zaczęłam od szafek. Później szło łóżko i inne duperele które leżały na podłodze. Trzeba było też poodkurzać i zmyć podłogi. Wyrobiłam się do godziny 12. Po wielkim jak dla mnie sprzątaniu poszłam się ogarnąć. Szybki prysznic, makeup no makeup. Włosy lekko zakręciłam. Dzisiaj trochę zimno więc zdecydowałam się na czarne rurki, białą koszulkę, bluzę w ceglastym kolorze, szarą, dżinsową katanę i czarne conversy. Do torby z h&m spakowałam białą, meczową koszulkę Skry, mamy dokumenty, klucze, portfel i jakieś potrzebne bądź jak na kobietę przystało zbędne rzeczy. Równo o 13 wyszłam z domu. Postanowiłam przejść się do kancelarii. Po drodze skoczyłam do Subway'a po swoją ulubioną kanapkę z kurczakiem. U mamy byłam o 15, ponieważ kolejka w "moim raju" ciągnęła się w nieskończoność. Droga do biura ciągnęła mi się dosyć długo. Kto by pomyślał, że zdecyduję się na spacer o własnych siłach. No trudno. Pomińmy nawet fakt, że miałam przy sobie bilet zkm. Przecież ja zawsze muszę sobie utrudnić życie. - pomyślałam. Po pół godzinie od Subway'a doszłam do kancelarii. Zmęczona wręczyłam mamie dokumenty i paczkę. Rodzicielka podziękowała mi i szybko wróciła do swoich obowiązków. Ja natomiast udałam się w stronę drzwi. Jednak po chwili usłyszałam za sobą męski głos.

Mówimy sobie wszystko, prawda?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz