Rozdział 19

173 11 59
                                    

 —☀️—

  Łkałam. Głośno i żałośnie, bezczynnie siedząc na wzgórzu, na które niegdyś zaprowadził mnie Janek.

Obiecaj mi, że nigdy się nie poddamy, że zawsze będziemy razem — Janek złączył nasze serdeczne palce, w dowód przysięgi.

Obiecuje — odrzekłam przekonana, że już zawsze będziemy razem, i że życie nam siebie nie odbierze.

Złamałam naszą obietnice. Zawaliłam, tylko dlatego, bo musiałam udowodnić swojej mamie o swojej wartościowości.

Ale ona i tak jej nie przyznała. I tak mnie nie pochwaliła. Nie powiedziała, że jest ze mnie dumna.

A ja głupia łudziłam się, że gdy będę spełniała jej zachcianki w końcu usłyszę od niej słowa: Jestem z ciebie dumna.

Nogi, które swobodnie opadały wzdłuż wzgórza, podciągnęłam do swojej klatki piersiowej, a w kolanach schowałam swoją zapłakaną twarz.

Chybotliwie wciągnęłam lodowate powietrze, które zmroziło moje płuca, a już po chwili moje usta opuścił drżący wydech.

Zdałam sobie sprawę, że nie doceniłam chłopaka, który tak naprawdę codziennie pokazywał mi jak bardzo dumny jest ze mnie. Nie doceniałam, gdy mówił, że mnie kocha. Nie doceniam tego, że codziennie mnie przytulał. Człowiek niedocenia, puki nie straci. A to dlatego, że wciąż oczekiwałam, że zrobi tak moja matka.

A ona miała mnie gdzieś.

Byłam zaślepiona. Zaślepiona chęcią dogodzenia osobie, która tak naprawdę mnie nie kochała.

A przez to zraniłam Janka. Zawiodłam go, mimo że obiecaliśmy sobie, że pozostaniemy przy sobie na zawsze. Że będziemy się wspierać...

— Kurwa... — wyłkałam, łapczywie zaciągając się powietrzem.

Złość, którą czułam do samej siebie, była nie do opisania. Czułam, że zawiodłam na całej linii. Czułam, że już nigdy nie zdołam naprawić tego co zepsułam.

Nie mogłam wierzyć w to, że Janek mi wybaczy, skoro ja samej sobie nie potrafiłam tego zrobić.

Zacisnęłam mocno swoje powieki i zanosiłam się płaczem. Łzy nieustannie napływały do moich oczu, a usta wydawały z siebie, co chwilę, głośne łkanie.

Chciałam zniknąć. Po prostu rozpłynąć się w powietrzu i przestać odczuwać okropnego poczucia winy, które ogarnęło moje całe ciało.

Spojrzałam w przepaść, przez co ujrzałam gęste korony drzew, których liście muskał wiatr. Ogarnęła mną chęć ucieczki, jednak nie do lasu, by tam schować się i uciążliwie czekać, aż ludzie zdążą o mnie zapomnieć.

Chodziło o chęć ucieczki przed czuciem. Czuciem czego kolwiek. Chciałam zapomnieć o tym co wydarzyło się parę godzin temu.

Dlatego przez moją głowę przeszła myśl. Okropna, głupia myśl, która zachęcała mnie do wystawienia jednej nogi poza granicę wzgórza, a potem drugiej.

Zachęcała mnie do skoku w gęsty las, który znajdował się pode mną i zniknięcia pośród jego ogromnych koron drzew.

Pokręciłam przecząco głową. Nie mogłam tego zrobić, była by to oznaka tchórzostwa.

Ale z drugiej strony zostałam bez niczego, bo jedyną osobą, która sprawiała, że się uśmiechałam był Janek, a jego skrzywdziłam.

Biła bym się ze swoimi myślami o wiele dłużej, jednak w kieszeni bluzy poczułam wibracje. Na samą myśl, że mogłaby to być moja mama, mój żołądek skurczył się i zacisnął, a uczucie niepokoju wzrosło.

One Missed Call - Jann ✓Donde viven las historias. Descúbrelo ahora