Rozdział 21

297 13 201
                                    

  —☀️—

  Otworzyłam drzwi. Przed sobą zobaczyłam dwóch mężczyzn w rażących w oczy, odblaskowych ubraniach. Jeden z nich zadał mi pytanie, na które nie odpowiedziałam. Stałam i wpatrywałam się w jakiś punkt przed sobą. Ratownicy najwyraźniej zauważyli Janka, który wciąż nieprzytomny, leżał na podłodze, dlatego bezzwłocznie weszli do środka.

A ja? Ja widziałam i słyszałam wszystko, jak przez mgłę. Nie zarejestrowałam nawet, tego co robili przy chłopaku. Nie słyszałam nawet podniesionych oraz nerwowych głosów mężczyzn, którzy nawzajem mówili sobie o stanie zdrowia Janka.

Ja po prostu bezczynnie stałam, zawieszona na zielonym kubku, z którego pił jeszcze wcześniej Janek.

Nie wiedziałam co w okół mnie się dzieje. Myślałam, że to tylko pieprzony sen, z którego za chwilę się wybudzę, a przed sobą zobaczę roześmianą twarz chłopaka.

Ale do niczego takiego nie doszło.

Bo wciąż znajdowałam się w mieszkaniu blondyna i tym razem wpatrywałam się nieżywym wzrokiem w bladą twarz Janka, do której przyłożyli maskę z tlenem.

Po moim policzku spłynęła łza, a potem kolejna i kolejna. Tak bardzo nie chciałam w to wierzyć. Nie chciałam wierzyć, że to wszystko właśnie się dzieje na moich oczach, a ja nie mogę nic zrobić.

Teraz, głosy ratowników tłumiło moje serce, które biło tak szybko i gwałtownie, że przez moją głowę przeszła myśl o dostaniu zawału.

— ... nieleczona — pośród wszystkich stłumionych odgłosów, które słyszałam, wybrzmiał głęboki głos jednego z ratowników.

Ale co nieleczone? Czy Janek mi o czymś nie powiedział?

— Musimy go szybko zabrać do szpitala, choć nie wiem, czy to mu pomoże... — kolejny mocny głos przeciął stłumione bicie mojego serca, które od razu po usłyszeniu tych słów przyśpieszyło lub się zatrzymało.

W tamtym momencie nie zdążyłam tego zarejestrować, bo usłyszałam swój ciężki i chybotliwy oddech, a w oczach poczułam kolejne łzy.

Osunęłam się o ścianę wraz z żałosnym łkaniem, które całkowicie zagłuszyło działania ratowników.

Nie wiedziałam co się dzieje. Nie panowałam nad sobą, bo moją głową opanowała myśl, że jeszcze chwila, a starcie Janaka na zawsze.

Bezpowrotnie.

Na zawsze.

Jeden z ratowników podszedł do mnie, gdy zobaczył, jak zdesperowana jestem. Zmierzył mi puls, po czym zadał jakieś pytanie, ale nie potrafiłam odpowiedzieć. Dusiłam się swoimi łzami i powietrzem, które łapczywie nabierałam, po czym drżąco wydychałam.

— Pomóżcie mu błagam... — wyłkałam, albo i wykrzyczałam. Nie miałam pojęcia. Wszystko zalewało mi się w jedną całość.

— Pomożemy chłopakowi. Spokojnie. Robimy wszystko co w naszej mocy — odrzekł mężczyzna, zadziwiająco spokojnym tonem głosu, który wręcz wzbudził we mnie jeszcze większą nieufność.

Pokiwałam jedynie głową, po czym uniosłam swój wzrok, ku górze. Zobaczyłam, że ratownicy wynosili Janka na noszach, nie informując mnie o niczym.

— Mogę jechać z wami?! — wybiegłam na klatkę schodową za ratownikami.

— W takim stanie nie może pani jechać. Proszę się uspokoić i dopiero w tedy przyjechać do szpitala — odparł jeden z ratowników, po czym tuż przed moim nosem zasunął drzwi od karetki.

One Missed Call - Jann ✓Όπου ζουν οι ιστορίες. Ανακάλυψε τώρα