Rozdział 2

277 15 26
                                    

  —☀️—

— Madison! — do moich uszu dotarł pełen wrogości głos mojej matki.

Ten dzień zapowiadał się świetnie.

Aktualnie czyściłam swoje buty, które zdążyły się pobrudzić, gdy wyszłam wczoraj z fontanny i stanęłam na ziemię.

A były takie czyste.

Kiedy usłyszałam jak moja matka mnie woła od razu się spiełam. Momentalnie do mojej głowy zaczęły powracać wszystkie możliwe wspomnienia ze wczorajszego dnia. Zastanawiałam się co znowu źle zrobiłam. Wróciłam jedynie trochę później niż powinnam i to w dodatku w mokrych ubraniach, ale przecież nie popełniłam żadnego przestępstwa.

— Tak mamo? — spytałam miłym głosem.

Przez tyle lat spędzonych z moją mamą, nauczyłam się, że jeśli jest wkurzona, lepiej jej bardziej nie denerwować. Tylko posłusznie robić, to co sobie zażyczy.

— Gdzie wczoraj byłaś? — spytała wyzywająco.

A co jak się dowiedziała?

Poczułam jak robi mi się gorąco. Moja matka nie mogła dowiedzieć się, w jaki sposób zarabiałam pieniądze. Uznałaby to za lenistwo, bo przecież graniem na skrzypcach, nie robię niczego porządnego.

— Tak jak ci już mówiłam chodziłam sobie po Warszawie — odparłam z udawanym spokojem.

Tak naprawdę w środku mnie, aż wrzało od natłoku emocji, a najbardziej stresu. Czułam jak do moich oczu napływają łzy, ręce zaczynają się trząść, a nogi odmawiają mi posłuszeństwa.

— Wiesz, że nie toleruje kłamstwa? — założyła ręce na piersi.

Ona już wiedziała, że kłamie. Zbyt łatwa do rozszyfrowania jestem.

— Tak, wiem — wyszeptałam i spuściłam głowę w dół, tak że moje włosy zasłaniały teraz większość twarzy.

Po moim policzku spłynęła samotna łza. I nie była ona wynikiem smutku, czy po prostu natłoku emocji. Była ona spowodowana świadomością zawiedzenia kogoś. A konkretnie mojej mamy, którą od dziecka próbowałam zadowolić, a ona zawsze znajdowała coś, czym mogłam ją zawieść.

Tak jak teraz.

A przecież normalna, kochająca mama, pochwaliła by swoje dziecko za wykorzystanie swojego talentu do konkretnego celu.

— Więc dlaczego kłamiesz?

Do moich uszu dotarł jedynie zgłuszony dźwięk tych słów. Nie słyszałam już nic, prócz okropnego piszczenia oraz szumów. Dźwięki podrażniały moje bębenki, a do tego doszły jeszcze krzyki matki, bym odpowiedziała na jej pytanie.

A ja nie mogłam tego zrobić, bo rękoma zakrywałam swoje podrażnione już uszy. Zacisnęłam mocno powieki, by nie uronić żadnej przypadkowej łzy.

Znowu zawiodłam.

Skłamałam.

Jestem okropna.

Mama ma rację.

Jestem do niczego.

Mamo, mamo! – zawołałam. Swoje długie ciemne włosy niedbale zarzuciłam za ramię, a ręce wytarłam szybko o swoje spodnie.

Byłam bardzo dumna z siebie i swojego rysunku, dlatego chciałam pochwalić się tym mamie.

Tak Madison? — spytała, gdy pociągnęłam ją delikatnie za rękę w stronę małego, różowego stolika, przy którym siedziała również moja siostra.

One Missed Call - Jann ✓Where stories live. Discover now