35. Nie zasługuję na Ciebie.

Start from the beginning
                                    

***

- Chcę pić- oznajmił Ernest w jednym z najważniejszych momentów meczu. Przyjście z dzieckiem tam, było złym pomysłem, ale co innego miałam zrobić? Mama wyjechała na trzydniowe szkolenie, a tata dostał telefon z firmy i koniecznie musiał jechać. Musiałam wspierać przecież Luke'a, więc zabranie ze sobą Erniego było najlepszym rozwiązaniem. Tak przynajmniej mi się wydawało. 

Podałam braciszkowi butelkę z sokiem i wróciłam do oglądania dalszego przebiegu gry. Miałam taki przywilej, że siedziałam w pierwszym rzędzie tuż za ławką rezerwowych zawodników. Byłam zadowolona z tego powodu, gdyż mogłam rozmawiać i przeżywać to wszystko razem z George'iem, który był wtedy rezerwowym. 

Do końca meczu zostało niecałe pół minuty. Przy piłce był Josh, którego otoczyli zawodnicy, więc nie myśląc długo podał ją Luke'owi, który stał najbliżej kosza. Chłopak zręcznie pokozłował z piłką w odpowiednią stronę. Przymierzył się do rzutu. Od tego czy trafiłby czy nie, zależało zwycięstwo drużyny. Musiał się pośpieszyć, bo przeciwnicy pędzili w jego stronę. Okrzyki na hali wzrosły, co pewnie bardziej zestresowało Hemmingsa. W końcu rzucił, a nagle jakby wszyscy tam obecni wstrzymali oddechy. Przyglądaliśmy się jak piłka krąży wokół poręczy, aż w końcu przelatuje przez siatkę, przynosząc wygraną drużynie LA Lakers. Tłumy zaczęły wiwatować, a ja zerwałam się ze swojego miejsca. Zaczęłam piszczeć i klaskać w dłonie razem z Erniem, po chwili podszedł do nas George, mocno mnie przytulił do siebie i uniósł w górę kręcąc się w kółko. Wygrali!

***

Nigdzie nie mogłam znaleźć Luke'a co było dziwne, bo stałam pod szatnią chłopaków, zaraz po tym jak zszedł z parkietu. Chciałam mu pogratulować wygranej. Byłam sama, ponieważ Hale zadeklarował się, do odwiezienia mojego braciszka do domu. Tata pisał, że będzie niedługo, więc Geo zabrał małego, żebym mogła być sam na sam z Hemmingsem. Zrezygnowana weszłam z powrotem na hale. Na moje szczęście tam w końcu znalazłam blondyna, który stał przed koszem i trenował rzuty. Nie byłam zaskoczona, kiedy każdy jego rzut okazywał się celny. Podeszłam bliżej.

- Nie mogłam cię nigdzie znaleźć- odezwałam się, a on obrócił swoje ciało w moją stronę. Zmierzył mnie obojętnym wzrokiem i nic nie mówiąc wrócił do poprzedniej czynności. Zupełnie, jakby mnie tam nie było. Nie powiem, że było to miłe uczucie, bo wcale nie było.

- Chciałam ci tylko pogratulować. Naprawdę świetnie grasz.- przyznałam. Robiło się coraz bardziej niezręcznie, przynajmniej dla mnie. W jednym momencie zaczęło mnie wszystko irytować. Każde odbicie piłki o parkiet, kosz, czy nawet obręcz. Wszystko doprowadzało mnie do skrajności. Na dodatek jeszcze ta dobijająca cisza.

Zacisnęłam wargi i poprawiłam włosy.

- Czemu mnie ignorujesz?- nie uzyskałam odpowiedzi, co zdenerwowało mnie jeszcze bardziej.- przestań zachowywać się jak dziecko i do cholery odpowiedz mi!- słysząc mój krzyk wyrzucił z całej siły piłkę gdzieś w kąt sali i ze wściekłością spojrzał na mnie. Przez to spojrzenie miałam ochotę schować się w łóżku, pod kołdrą i nie wychodzić stamtąd już nigdy. 

- Ja się zachowuję jak dziecko?! No proszę!- podszedł bliżej.

- Sprecyzuj swoją wypowiedź,bo nie mam zielonego pojęcia o co ci chodzi!

- O wszystko! Jak możesz przychodzić na mój mecz i obściskiwać się na moich oczach ze swoim byłym?!- zaczął szybciej oddychać. Jego oczy znów nabrały nienaturalnej barwy, a szczęki były widocznie zaciśnięte. Jak on mógł myśleć, że ja się obściskiwałam z George'iem?

- O czym ty pieprzysz?! Jesteśmy tylko przyjaciółmi, więc chyba mam prawo uściskać przyjaciela, prawda?!- byłam na niego wściekła jak nigdy. Mógł mi robić wyrzuty o wszystko, ale nie o moich przyjaciół. Oni są dla mnie wszystkim, tym bardziej po stracie Nialla. Co prawda, nasza paczka nie trzymała się tak jak kiedyś, ale staraliśmy się to naprawić.

- Oh, doprawdy?! Więc może z Parkerem też poszłaś do łóżka, a mi powiedziałaś, że tylko się całowaliście?! Przecież to tylko twój były!- poczułam nieprzyjemne pieczenie w kącikach oczu oraz na policzkach. Nie kontrolowałam siebie, to był tylko odruch, kiedy moja otwarta dłoń uderzyła policzek Luke'a. Słona ciecz zaczęła spływać po mojej twarzy, zostawiając na niej mokre ścieżki. 

Polik blondyna zmienił barwę na różową pod wpływem mojego uderzenia. Poczułam, jakby ktoś wbił mi sztylet w serce. Pokochałam go, a on miał gdzieś moje uczucia. Co rusz zadawał mi ból. A ja mu głupia wybaczałam. 

Złapał się za bolące miejsce i spojrzał na mnie łagodnym wzrokiem. Wyglądało to tak, jakbym wybudziła go z jakiegoś transu, zrozumiał co zrobił źle.

Pokręciłam głową kiedy tylko chciał otworzyć usta, aby coś z siebie wydusić. Nie chciałam go słuchać. Nie chciałam słuchać jego pustych, nic nie wartych przeprosin. Zaczęłam się wycofywać.

- Clarie!- krzyknął za mną kiedy byłam przy trybunach. Wiedziałam, że pożałuję tych słów, ale miałam to gdzieś. Chciałam, żeby cierpiał, żeby go to bolało tak jak mnie. 

- Miałeś racje, nie jesteś mnie wart!- wykrzyczałam stając przodem do niego, a po chwili opuściłam salę gimnastyczną udając się metrem do domu.

Nawet nie wiecie jak Wam dziękuję za komentarze pod ostatnim rozdziałem. Jesteście naprawdę wspaniałe. Uwierzcie, że naprawdę lubię czytać wasze opinie, które rzadko kiedy piszecie, a są one dla mnie najważniejsze. Może macie jakieś pomysły na następny rozdział lub chcecie aby dana sytuacja się wydarzyła. Jestem otwarta na wasze sugestie. Dziękuję za WSZYSTKO ♥

Don't Fuck With My Love/l.hWhere stories live. Discover now