21. Nie pieprzę się ze wszystkim co się rusza.

250 28 1
                                    

'To co się dzieje w Londynie, pozostaje w Londynie, racja?'

Sama nie wiem dlaczego to powiedziałam. Być może dlatego, że nie chciałam, żeby coś mu się stało? Wiem, że to głupio brzmi, ale skoro ktoś kazał mi uważaćna moich przyjaciół to wolałam nie ryzykować. Nie chciałam narażać jeszcze jednej osoby z mojego otoczenia. Byłam pewna, że nie tylko moi znajomi byli na czyimś celowniku, ale także moja rodzina. Na samą myśl aż ciarki mi przechodziły wzdłuż kręgosłupa. Oczywiście, że miałam podejrzenia kto może coś takiego zrobić, dlatego coraz bardziej chciałam zostać w UK. Czułam się tam bezpieczna, miałam rodziców i Ernie'go obok na dodatek moje relacje z Luke'iem stały się lepsze. Mogę chyba powiedzieć, że stały się niesamowicie lepsze i o dziwo podobało mi się to. 

Nie byłabym sobą gdybym tego nie zepsuła. Przez to głupie zdanie spieprzyłam wszystko. Niby wracaliśmy trzymając się za ręce, ale żadne z nas nie miało odwagi się odezwać. Mogłam inaczej to rozegrać. Nie wiem jak, ale inaczej.

- Wszystko spakowane?- tata spojrzał na każdego po kolei. Wszyscy zgodnie kiwnęliśmy głową i wsiedliśmy do wypożyczonych samochodów. Tamten tydzień szybko minął. Już wtedy wiedziałam, że powrót do LA nie będzie przyjemny. Podczas tygodniowego wypoczynku nie myślałam zbyt wiele o Ben'ie, ale sama świadomość tego co mnie miało czekać po powrocie przyprawiała mnie o mdłości. Czy to nie dziwne, że uciekłam z Anglii do Ameryki aby uciec od problemów, a wtedy miałam ochotę zrobić na odwrót?

- Wygląda na to, że znów mamy siedzenia obok siebie- mruknął blondyn kiedy zajmowaliśmy nasze miejsca w samolocie. Tym razem były tylko dwa fotele, a nie trzy, więc Ernest siedział z rodzicami.

- Jak chcesz mogę się przesiąść- przybrałam obojętny wyraz, choć tak naprawdę nie chciałam się nigdzie ruszać.

- Jakoś wytrzymam- rzucił oschle i wyciągnął swój telefon. Jeszcze nie wystartowaliśmy więc pozwoliłam sobie napisać do Abbie i Niall'a, że wracam do domu. Przejrzałam raz jeszcze spis ostatnich połączeń. O dziwo od dwóch dni Ben nie próbował się ze mną skontaktować. Pomyślałam, że zrozumiał i odpuścił. Odłożyłam telefon i spojrzałam na Hemmings'a.

- O co ci do cholery chodzi?- zirytowana wbiłam w niego swój wzrok bacznie obserwując każdy jego ruch.

- Odpuść- westchnął równie zirytowany.

- Jeżeli chcesz mi coś powiedzieć to zrób to w tym momencie...

- Świat nie kręci się wokół ciebie, Scott- przerwał. Jego ton był nieprzyjemny.

- Nie nadążam już za tobą. Całe szczęście, że wracamy, bo nie wytrzymałabym dłużej w twoim towarzystwie.- piorunowałam go wzrokiem.

- Myślisz, że twoja osoba jest idealnym kompanem do życia? Jesteś cholernie wnerwiająca i naiwna. Miałem nadzieję, że po tym jak twój chłoptaś cię spoliczkował to zmądrzałaś, ale widzę, że nic się nie zmieniło.

- Przynajmniej się nie pieprzę ze wszystkim co się rusza- jego słowa mnie zabolały, więc chciałam, aby jego duma również ucierpiała. Nie mogłam pozwolić mu tak siebie traktować.

- Nie twoja sprawa z kim się pieprzę, nie sądzisz?- widziałam, że ledwo trzymał nerwy na wodzy, a mimo wszystko postanowiłam dalej w to brnąć. Nie wiem, jak mogło nam to wszystko z dnia na dzień przejść. Bynajmniej mi, bo chyba do niego coś czułam, ale zaczął mnie coraz bardziej wkurzać i powoli dochodziłam do wniosku, że to jednak była tylko chwilowa słabość do jego osoby.

- Prawda boli?- doskonale widziałam jak jego szczęka się zaciska, tak samo jak pięści, które trzymał na swoich kolanach. Patrzył przed siebie, a po chwili obrócił się w moją stronę. Oczy zmieniły odcień na troszkę ciemniejszy od spokojnego błękitu, który do tamtej pory widziałam.

- Gówno o mnie wiesz- wysyczał.

- Tak samo, jak ty o mnie.

- Byś się zdziwiła- zadrwił.

- Co to miało niby znaczyć?- miałam ochotę na niego nawrzeszczeć, rzucić czymś, najlepiej łomem, w głowę.

- Wiem o tobie praktycznie wszystko.

- Niby skąd?- z tym pytaniem się zamknął. Przez całe dwanaście godzin znów nie zamienił ze mną ani słowa. Nie miałam zamiaru się przed nim płaszczyć. Jak kiedyś będzie chciał to się odezwie, a jak nie- to nie. Guzik mnie to obchodziło. Wychodząc z bagażem z lotniska. Pożegnaliśmy się z Hemmings'ami. 

- Pamiętaj, że Parker jest nieobliczalny. Trzymaj się od niego z daleka. To moje ostatnie ostrzeżenie, Scott- to były ostatnie zdania jakie od niego tamtego dnia usłyszałam. Po chwili odszedł i ruszył w kierunku auta swoich rodziców.

- Clarie!- ktoś zawołał. Bardzo dobrze znałam ten głos. Powoli odwróciłam się, aby zobaczyć uśmiechniętego od ucha do ucha Ben'a. 

Miałam ochotę uciec stamtąd z krzykiem, ale nie mogłam zrobić takiego przedstawienia na parkingu. On i tak by mnie znalazł.

Posłałam mu sztuczny uśmiech, a ten wziął mnie w ramiona. Kliknął przycisk w moim aparacie i szepnął.

- Masz przytakiwać, bo inaczej pożałujesz- wysyczał przyciągając mnie jeszcze bliżej siebie, o ile to było w ogóle możliwe. Przełknęłam głośno ślinę i cudem powstrzymywałam łzy. Chłopak odsunął się ode mnie.- dzień dobry, państwu. Jak lot?- spytał oplatając mnie ramieniem.

- Dobrze- odpowiedział sucho Logan pakując walizki do bagażnika.

- Zabieram państwa córkę. Nie ma pan nic przeciwko?- tata przyglądał się nam, jakby chciał wyczytać intencje bruneta. Lecz po chwili odpuścił.

- Przed dziewiątą masz być w domu- uprzedził mnie. Kiwnęłam głową. Chwilę później znalazłam się w samochodzie chłopaka, przed którym ostrzegał mnie Hemmings.

Nienawidzę tego rozdziału. Dziękuję Wam za wszystko, miłego dnia x

Proszę o vote i (lub) komentarz xx

Don't Fuck With My Love/l.hOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz