Rozdział 15

700 24 4
                                    





Od dwóch godzin siedział na korytarzu. Nie mógł sobie tak poprostu odpuścić i wyjść, chociaż właśnie o to go prosiła. Chciała, żeby zszedł jej z oczu. Nie mogła na niego patrzeć. Zastanawiał się skąd ta nagła zmiana? Nie zdążył się nawet odezwać. Próbował postawić się w jej sytuacji. Była zła, zraniona, przygnębiona... do tego doszedł stres związany ze stanem maluchów i pobytem w szpitalu. Próbował jej to wszystko ułatwić, załagodzić. Im jednak bardziej się starał, tym ona była bardziej rozdrażniona. Takie miał wrażenie. Schował twarz w dłoniach. Sytuacja zaczynała go przerastać. Poczucie winy było przytłaczające, wgniatało go w ziemie.

- Cześć – ktoś poklepał go po ramieniu. Podniósł głowę. Shannon władował się na krzesełko obok. Wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Zapadła głucha cisza. Przez pięć minut żaden z panów nie śmiał jej przerywać. W końcu perkusista zdobył się na odwagę.

- Przyjechałem, żeby sprawdzić jak... no wiesz. Co z nimi? - zapytał cicho. - Dlaczego tutaj siedzisz?

- Charlotte mnie wyrzuciła – przyznał.

- Nie odpowiedziałeś na pierwsze pytanie – przypomniał.

- To nie jest coś, o czym chciałbym rozmawiać. Cała trójka jest w kiepskim stanie. Ciąża zagrożona, lekarze podali środki na podtrzymanie. Lottie jest w psychicznej rozsypce. Płacze, krzyczy. Wiem, że powinienem być przy niej, powinienem ją wspierać, ale... kiedy tylko znajdujemy się w tym samym pomieszczeniu... to sprawia, że ona zaczyna się denerwować. A te wszystkie urządzenia wokół niej piszczą i wariują – wyznał.

- Nie możesz brać wszystkiego na siebie, J. Zamęczysz się. Wiem o czym myślisz, znam cię. Nie powinieneś tego robić. Stan McLair nie ma nic wspólnego z twoim wybrykiem. Dziewczyna nie znalazła się tutaj przez ciebie. Wcześniej miała problemy ze zdrowiem, to mogło stać się w każdej chwili.

- Doceniam to, Shann. Chcesz, żebym poczuł się lepiej... ale to tak nie działa – skrzywił się nieznacznie. - Po prostu... nie mogę przestać o tym myśleć. Gdyby nie Terry... nawet nie chciałem iść z nim na to piwo. Udało mu się mnie namówić. Miało się skończyć na jednym... wiesz jak wyszło. Próbuję to zrozumieć. Jak to jest, że przy nim zawsze odbiera mi rozum? Nawet tego nie pamiętam. Nie wiem jakim cudem wylądowałem z tą panną w hotelu? Nie zrobiłem tego celowo, Shann! Nawet kolejki stawiałem na zdrowie moich dzieci i przyszłej żony, czyż to nie ironiczne?

- Skąd ta pewność, że między wami do czegokolwiek doszło? To znaczy... wspominałeś tylko tyle, że obudziliście się nadzy w jednym pokoju, przecież to nie musi koniecznie oznaczać seksu. Skoro tego nie pamiętasz... albo to się stało, albo nie. Masz pięćdziesiąt procent szans.

- A rozebraliśmy się ponieważ?

- Nie wiem... ludzie po pijaku mają różne głupie pomysły. Może zwyczajnie było wam gorąco, w pokoju popsuła się klimatyzacja. Wyskoczyliście z ubrań, a następnie grzecznie poszliście spać.

- Tonący brzytwy się chwyta – zakpił.

- Próbuję pomóc – mruknął z przekąsem.

- Rozmawiałeś z Richardsonem? Co on robił w tym czasie, kiedy ty bawiłeś się z jakąś lalunią?

- Znasz go. Pewnie się bawił z inną panną – stwierdził, wzruszając ramionami.

- Dopóki nie będziesz miał twardych dowodów, sprawa nie jest przegrana. Nie pozwolę, żeby głupie domysły zniszczyły twój związek – postanowił doniośle.

Skin to skinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz