Rozdział 05

1.1K 23 6
                                    

SOUNDTRACK: Slipknot - Psychosocial

        Wrócił do domu. Właściwie... wrócił to nie jest najlepsze określenie. On wpadł, jak burza. Jego twarz niczym otwarta księga - gniew, złość, zawód... to tylko kilka emocji, które można było z niej wyczytać. Zatrzymał się przed lustrem. Spojrzał w swoje odbicie. Zobaczył paskudnego, złego do szpiku kości człowieka. Znowu ją zranił. Obiecał sobie, że tego więcej nie zrobi, tym razem... jak to było możliwe? Jak do tego doszło? Przecież wszystko było dobrze. Przez ostatnie tygodnie byli tacy szczęśliwi. Przed oczyma wciąż miał wyraz jej twarzy. Jakby pękło jej serce. Zamachnął się i z całej siły uderzył w srebrną taflę. Szkło rozbryzło się na milion maleńkich kawałeczków. Zacisnął dłoń w pięść. Krwawiła. I dobrze. Chciał, żeby go bolało. Ból fizyczny był o wiele bardziej znośny, niż psychiczny. Cicho warknął. Dlaczego to wszystko musiało być takie skomplikowane? Dlaczego, ona chciała więcej, skoro wiedziała, że on nie może jej tego dać? Była wspaniałą kobietą. Jej wnętrze pociągało go równie mocno, co wygląd zewnętrzny. To ogromna rzadkość. Panie traktował jak zabawki. Ładne buzie, kolorowe opakowania. Interesował się pierwszymi dwoma warstwami, kolejne pozostawało nietknięte. Z nią było inaczej. Chciał być coraz głębiej, chciał poznać ją bliżej, ale... to nie była miłość. Nie mogła być. Miłość nie istniała. Przekonał się o tym wystarczająco wiele razy.

***

SOUNDTRACK: The Police – Message in a bottle

        Była rozbita. Rozsypała się na dziesiątki maleńkich kawałeczków. Próbowała poukładać większe kawałki, ale same chęci nie wystarczyły. Potrzebowała czegoś, co połączy elementy. Potrzebowała kleju. Objęła się ramionami. Zapadł wzrok. Od dwoch godzin siedziała na plaży i pustym wzrokiem wpatrywała się w horyzont. Nie czuła zimna. Nie czuła niczego, prócz wszechogarniającego smutku. Było jej przykro. Zawiodła się na kimś, na kogo bardzo liczyła. Nie oczekiwała od niego wielkich deklaracji, nie potrzebowała pięknych słów. Wystarczyło jej to, że byli. Sama nie wiedziała, kiedy tak bardzo zaangażowała się w tą znajomość. Nie planowała tego. Potrząsnęła swoją ciemną główką. W pewnym momencie, poczuła uderzenie. Coś, swym ogromnym ciałem, przypierało ją do podłoża.

- Max! Przestań! Zły pies! - właściciel podbiegł do Bogu ducha winnej kobiety i odciągnął od niej swojego "pupila". Wielkiego, włochatego psa. - Nie dostaniesz dzisiaj herbatników – pogroził mu palcem. Zwierzak skulił się u jego nogi. - Przepraszam panią. Jest pani cała, wszystko w porządku? 

- Nic nie jest w porządku! - wybuchła, podrywając się z miejsca. Ten incydent całkowicie zburzył jej spokój.

- Chcesz o tym porozmawiać? Podobno nieznajomemu łatwiej się wyżalić. Coś jestem ci winien – uśmiechnął się lekko. Emanował takim opanowaniem, wewnętrznym spokojem. Te trzy zdania wystarczyły, aby w pełni ją do siebie przekonał. Westchnęła cicho.

- Znam przytulny bar, niedaleko. Możemy się tam przejść – kiwnęła głową.

- W takim razie, prowadź – poprosił. Szli w milczeniu. Ta cisza nie była jednak uciążliwa, niezręczna. Wręcz przeciwnie, była dla nich ukojeniem, przyjemnością. Mulatka ruchem głowy wskazała na niewielką, drewnianą budkę. Z zewnątrz oświetlona była kolorowymi, papierowymi lampionami. Klimat typowo hawajski. Bardzo lubiła to miejsce. Podawali najlepsze owocowe koktajle na świecie. Uśmiechnęła się leciutko. Ostatnim razem była tutaj na imprezie urodzinowej Anthony'ego. To dopiero była balanga. Tańczyli do samego rana. Kiedy tylko zaczęło świtać, wybiegli na plażę. Wschód słońca był przepiękny. Najładniejszy, jaki w życiu widziała.

- Na co masz ochotę? - zapytał chłopak, kierując się w stronę barowej lady. Dopiero teraz bardziej mu się przyjrzała. Na oko był w jej wieku, bądź niewiele starszy. Nie dała by mu więcej niż trzydzieści lat. Dwie głowy wyższy. Wysportowany, ładnie umięśniony, ale nie nabity. Jego karnacja była ciut ciemniejsza. Włosy – równie czarne. Były nieco przydługie, wpadały mu do oczu. Widocznie go to denerowowało. Co chwilę musiał się poprawiać. Skoro już jesteśmy przy oczach... duże, czekoladowe. Do tego ładnie wykrojone, pełne usta. W sam raz do całowania. Mocna, wyraźnie zarysowana szczęka. Lekki, dwudniowy zarost. Na szyi nosił wisiorek z muszelek i koralików. Ubrany był w stylu sportowym. Miał na sobie przewiewną, luźną podkoszulkę i jeansowe szorty.

Skin to skinWhere stories live. Discover now