Rozdział 14

626 22 6
                                    

SOUNDTRACK: Statelles - Bloodstream


 Po raz pierwszy w życiu, nie wiedział co zrobić. Zostać w domu, a może wyjść na miasto? Siedzieć sam, a może raczej powinien zadzwonić po Tomo, czy Shannona? Przemilczeć sprawę, czy opowiedzieć o niej bliskim. Zadzwonić do Charlotte, czy dać jej święty spokój? Pozwolić ochłonąć? Był w kropce. On, czterdziestoletni facet. Siedział na kanapie i beznamiętnie wpatrywał się w ścianę. Zabrała wszystkie swoje rzeczy. Nagle dom wydał się taki pusty, obcy. Bez niej to nie było to samo. Sprawiała, że ich cztery kąty ożywały, nabierały charakteru. Jeszcze kilka lat temu, jego znajomi zwykli mawiać – temu miejscu brakuje kobiecej ręki. Surowe ściany, żadnych zbędnych bibelotów. Wraz z jej przeprowadzką, do willi Leto zawitała cała masa obrazów, ramek na zdjęcia, kwiatków i wazonów. Zrobiło się przytulnie, miło. Zacisnął dłonie w pięści. Jak mógł być tak nierozważny? Powinien się pilnować. Gdyby nie alkohol... zganił się w myślach. Gdybanie nie pomoże. Co się stało, to się nie odstanie. Czy uda mu się kiedykolwiek odzyskać jej zaufanie? Szczerze wątpił. Zrobił jej potężne świństwo, wyrządził możliwie najgorszą krzywdę. Podniósł się z miejsca, tylko po to, aby po chwili znów opaść na miękką sofę. Kolejno odrzucał wszystkie pomysły, na spędzenie wieczoru. Nie wyjdzie na miasto, nie był w stanie. Nie zadzwoni też po przyjaciół. Z telefonu do ukochanej zrezygnował. Ograniczył się do krótkiego sms'a – "kocham was, zawsze." Następnie przytrzymał czerwoną słuchawkę i wyłączył komórkę. Czekanie na odpowiedz go zabijało. Czuł, jak jego wnętrzności się skręcają. Rozejrzał się po salonie. W kącie pokoju stał pięknie nakryty stolik. Wszystko zostawiła. Obrus, wazon, kwiaty, butelka szampana. Podniósł się, pokonał dzielącą odległość. Niepewnie sięgnął po trunek. Czym się strułeś, tym się lecz? Nie miał innego wyjścia. Chciał choć na chwile zagłuszyć myśli.


***


Shannon postanowił odwiedzić braciszka i przyszłą szwagierkę. Dawno się nie widzieli. Ciekaw był, czy Charlotte wygląda już jak małe słoniątko. Zaśmiał się pod nosem. Jared był wpatrzony w nią, jak w obrazek. Nawet gdyby przytrzyła trzydzieści kilo, wciąż powtarzałby, że jest najpiękniejszą kobietą na świecie. Co ta miłość robi z ludźmi? Nie mniej jednak, cieszył się. Szatyn w końcu był szczęśliwy, a to najważniejsze. Za kilka miesięcy ich wspaniała rodzina się powiększy, starszy Leto zostanie dumnym wujkiem. Zacierał ręce na samą myśl. Postanowił sobie, że będzie pomagał młodym rodzicom, jak tylko się da. W jego mniemaniu, chodziło głownie o zabieranie bliźniaków na spacery do parku, kiedy ich rodzice będą chcieli pobuszować w sypialni. Wyszczerzył się do siebie. Podejrzewał, że to bardziej, niż prawdopodobna opcja. Zaparkował na podjeździe i wyskoczył z auta. Przystanął na progu. Nie kłopotał się pukaniem, po prostu użył zapasowych kluczy i sam otworzył drzwi. Jakby nigdy nic, wszedł do środka. Było dziwnie pusto, cicho. Miał nadzieje, że zastał domowników. Średnio podobało mu się siedzenie sam jak palec i czekanie, przez X godzin. Zajrzał do salonu. Wokalista leżał na dywanie, obok niego laptop i butelka szampana. Wyglądał na mocno porobionego. Oczy przekrwione, mina niezbyt zadowolona. Zmarszczył brwi. Nie podobało mu się to ani trochę. Miał złe przeczucia. Głos z wnętrza jego głowy, podpowiadał, że stało się coś złego. Oby się mylił...

- Cześć, braciak – rzucił swobodnie. Aktor nie zareagował. Leżał i wpatrywał się w ekran swojego przenośnego komputera. - Co tam oglądasz? - zapytał, podchodząc bliżej.

- Kogo – poprawił, obojętnym głosem. To nie był dobry zwiastun. Zwykle używał tego tonu, kiedy chciał zamaskować ból, złość, bądź przygnębienie. Usiadł obok niego na dywanie i omiótł wzrokiem kolorową "szybkę". Miliony pikseli, układało się w portret dziewczyny. Młoda, ładna, blondynka. Czuł się coraz bardziej zdezorientowany.

Skin to skinजहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें