Rozdział 09

954 26 7
                                    

SOUNDTRACK: Florence + The Machine – What kind of man

         Przyjęcie powoli dobiegało końca. Rodzice odbierali swoje pociechy, Joshua i Katie wszystkich żegnali i odprowadzali do drzwi. Jared, Shannon i Tomo usunęli się w cień. Nie chcieli nikomu przeszkadzać. Usiedli na jednej z kanap i pogrążyli się w rozmowie. Szatyn uśmiechał się od ucha do ucha, jego towarzysze przytakiwali. W pewnym momencie perkusista poderwał się z miejsca. Milicevic poszedł w jego ślady. Nachylili się nad wokalistą, poklepali go po ramieniu i ruszyli w kierunku drzwi wyjściowych. Pożegnali się z solenizantką i jej dumnym tatą i... już ich nie było. Anthony zajął się sprzątaniem. Zbierał brudne naczynia i odnosił je do kuchni.

- Pomogę ci – Charlotte zaczęła układać talerze, jeden na drugi.

- Skąd ta mina? - wystarczyło jedno spojrzenie i już wiedział, że coś jest nie tak. Znali się nie od dziś. Zmarszczył brwi, a następnie zagryzł dolną wargę. Jego przyjaciółka była jak magnes na wszelkie kłopoty i nieszczęścia. Westchnął cicho i pokręcił głową. Martwił się. W co takiego McLair znów się wpakowała?

- Słyszałeś Jareda... - rzuciła konspiracyjnym szeptem.

- Wszyscy słyszeliśmy – znikąd pojawił się Aiden. Dziewczyna aż zadrżała. Był ostatnią osobą, z którą chciała teraz rozmawiać. W głowie miała mętlik. Nie chciała unikać tematu, skądże. Po prostu miała nadzieję, że uda się jej poczekać, aż całkiem się uspokoi. Emocje opadną, a ona znów będzie w stanie logicznie, racjonalnie myśleć. Niestety, mężczyzna miał własne plany. Jego mina była sroga, nieprzejednana. Miała nieodparte wrażenie, że na każde jej słowo, przypadnie jego dziesięć. Pokręciła głową.

- Możemy porozmawiać? - to nie zabrzmiało jak prośba.

- Pewnie – mruknęła miękko.

- Nie tutaj. Wyjdźmy na zewnątrz – kolejny rozkaz. Przeszły ją ciarki. Czy to Aiden okazywał się być coraz bardziej srogi, czy to jej podświadomość płatała jej figle? Celowo czepiała się małych i nieistotnych detali, próbując możliwie jak najbardziej obrzydzić jej obraz chłopaka. Niechęć, wyparłaby wyrzuty sumienia. Miała pełną świadomość tego, że nie zachowuje się w porządku. Była z Shepherdem, mimo to, nie potrafiła oderwać wzroku od Jareda. Cała się rozpływała. Gdy zaczął śpiewać... była w innym świecie, wszystko straciło na znaczeniu. Ukochany mógłby stanać na głowie, a ona nie zwróciłaby na to najmniejszej uwagi.

- Masz mnie za debila? - warknął, łapiąc ją pod rękę i prowadząc do wyjścia. Okej, to nie był wymysł jej chorej wyobraźni. Mężczyzna był brutalny. Zabolało. Gdy tylko dotarła na miejsce, chciała natychmiast się od niego odsunąć, nic z tego. Jego uścisk był stalowy, nie była w stanie ruszyć się nawet o centymetr.

- Przepraszam, A. Tak, wiem. Byłam dzisiaj ciut nieobecna – zaczęła ostrożnie, nie chciała go jeszcze bardziej rozzłościć.

- Ciut nieobecna? To twoje wytłumaczenie? - zakpił. - Nawet nie próbowałaś kryć się ze swoimi maślanymi oczami. Lecisz na niego, przyznaj! - pchnął ją. W momencie gdy puścił jej ramie, straciła równowagę i upadła na ziemię. Wszystko działo się tak szybko, nie do końca to do niej docierało. W głowie się jej zakręciło. Spojrzała na niego przerażona. W jego oczach dostrzegła furię w najczystszej postaci, prawdziwy gniew.

- Czy ty ogłuchłaś? PRZYZNAJ! - warknął. W ułamku sekund się przy niej znalazł. Chciał ją uderzyć po raz kolejny, ale uchyliła się od ciosu. Oczy zaszły jej łzami.

- Nie dotykaj mnie nigdy więcej, zrozumiano? - rzuciła dobitnie, z trudem podnosząc się z miejsca. Już nie próbował. Zamrugał gwałtownie powiekami, przez chwilę sprawiał wrażenie nieobecnego. Zupełnie jakby nie wiedział gdzie jest i dlaczego. Posklejanie wszystkich elementów układanki zajęło mu dłuższą chwilę.

Skin to skinWhere stories live. Discover now