Rozdział 08

898 28 6
                                    

        SOUNDTRACK: Mamma Mia - Gimme Gimme (Man after midnight)

        Prace nad filmem zostały przerwane. Jared co prawda został dość szybko wypisany ze szpitala, niemniej jednak, nie był zdolny do kilkunastogodzinnej harówki na planie. Wrócił do domu. Musiał dużo odpoczywać. Zajmował się nim Shannon, a także... mama. Connstance po telefonie od swojego najstarszego syna, w tempie błyskawicznym się spakowała i zarezerwowała bilet do Los Angeles. Serce się jej łamało na samą myśl, że mogłaby być na drugiej półkuli, kiedy jej dziecko niedomaga. Rzuciła wszystko, wzięła urlop na żądanie i postanowiła, że o niego zadba. Leto próbował protestować, na nic się to jednak zdało. Kobieta była nieugięta. Żadna siła na niebie i ziemi nie zmusiłaby jej do zmiany zdania. Szatyn skapitulował. Grzecznie leżał w łóżku i pozwalał się poić paskudnymi, ziołowymi mieszankami. Z początku podchodził do tego z wielką rezerwą, był bardzo sceptyczny. Kiedy jednak stan jego zdrowia się poprawił, odłożył uprzedzenia na bok. Stał się bardzo wdzięczny za wszelkie, matczyne wynalazki. Każdego dnia czuł się coraz lepiej, miał więcej sił, energii. Powoli dochodził do siebie. Wszystko to było zasługą bliskich. Shanny dwoił się i troił, aby niczego mu nie brakowało. Codziennie odwiedzał go Tomo z Victorią, Emma, czy Babu. Brakowało tylko... Jej. Nie mógł przestać o niej myśleć. Cały czas się zastanawiał – dlaczego pojawiła się w szpitalu? Skąd wiedziała? Skoro była tak bardzo przejęta, czemu później nie zadzwoniła? Nie odwiedziła go po raz kolejny? Co czuła, kiedy widziała go w takim stanie? Potrząsnął głową. To było za dużo jak na raz. Miał w głowie mętlik. Tylko jedno było pewne – musiał się z nią zobaczyć, porozmawiać, wszystko wyjaśnić. To była ich ostatnia szansa. Im więcej czasu mijało, tym bardziej się od siebie oddalali. Albo teraz, albo nigdy.

- O czym myślisz? - do pokoju wparowała szczupła, drobna blondynka. Jej twarz była poorana siatką zmarszczek. W spojrzeniu kobiety było coś łagodnego, czułego. Spojrzała na muzyka, a kąciki jej ust mimowolnie drgnęły ku górze. Synowie, największa duma jej życia, najlepsze czego dokonała. Wypięła pierś i uniosła głowę. Następnie na nocną szafkę odłożyła tacę, na której znajdował się obiad. Usiadła obok młodszego Leto i pogłaskała go po policzku. - O niej? Shannon mi wspominał, że pojawiła się jakaś dziewczyna... - zaczęła ostrożnie.

- To nie jest jakaś dziewczyna, mamo. W tym tkwi problem – westchnął.

- Dla mnie to nie brzmi jak coś złego – zreflektowała.

- Nigdy wcześniej takiej nie znałem. Jest nieprzewidywalna. Od kiedy stałem się rozpoznawalny... wszystkie kobiety stają na głowie, żeby mi zaimponować. Ona jest inna. Nie musi robić nic, a ja i tak wariuje. To nie jest przyjaźń. To nie jest miłość. Nie potrafię tego nazwać. W jednej chwili mnie przyciąga, w drugiej odpycha. Chce być ze mną, a w kolejnej nawet nie może na mnie patrzeć. Mówi, że jej nie zależy, a pędzi na złamanie karku i się zamartwia. Nie rozumiem tego – mruknął, zaciskając usta w wąską kreskę.

- Nie musisz tego rozumieć. Nie o to w tym chodzi – ścisnęła jego dłoń.

***

  SOUNDTRACK: Madonna - Like a Virgin

        Przyparł ją plecami do drzwi, następnie bez zapowiedzi wpił się w jej usta. Nie protestowała. Gdy się od niej oderwał, uśmiechnęła się szeroko. Serce waliło jej jak szalone, a nogi miała miękkie jak z waty. Aiden wiedział jak się z nią obchodzić. Gdzie dotknąć, co powiedzieć. Dbał o nią. Potrzeby McLair zawsze były na pierwszym miejscu. Czuła się taka ważna. Podniosła głowę do góry i lekko musnęła jego wargi. Zaśmiał się pod nosem. Odgarnął kosmyki włosów opadające jej na twarz. Była piękna. Zapierała mu dech w piersiach. W jej spojrzeniu było coś magnetycznego, przyciągającego. Wystarczył moment, a człowiek przepadał. Zrobiłby wszystko, aby zobaczyć w tych zielonych tęczówkach iskierkę radości. Oszalał na jej punkcie. Pragnął ją przytulać, pieścić i adorować.

Skin to skinWhere stories live. Discover now