Rozdział 6

1.6K 55 28
                                    

Kiedy tylko zbliżyliśmy się do pomostu, Anthony wyskoczył z łódki i brodząc po kolana w wodzie, przyciągnął ją do brzegu. Chcąc mi pomóc, wyciągnął umięśnioną dłoń w moją stronę, a kąciki jego ust uniosły się nieznacznie. Nieśmiała i skrępowana część mojej osobowości postanowiła zignorować ten gest życzliwości. Jeden kontakt fizyczny z przystojnymi mężczyznami tygodniowo spokojnie mi wystarczał (nie, żeby to w ogóle miało miejsce tak często. Raczej raz na rok i to przez zupełny przypadek), więc nie widziałam potrzeby ponownego chwytania się za ręce. Zresztą niech nie bawi się nagle w takiego dżentelmena. Nie znamy się w końcu od wczoraj. Ani on, ani Patrick nigdy nie zachowywali się w stosunku do mnie czy Drew zbyt przyjaźnie. Raczej schodziliśmy sobie z drogi, w towarzystwie obelg rzucanych wzajemnie przez rodzeństwo Williamsów i nic nie wskazywało na to, by cokolwiek w tej materii miało ulec zmianie.

Gdy moje nogi uderzyły o stabilny, obrośnięty polną trawą grunt, dumna ze swojej koordynacji ruchowej, która tym razem postanowiła wyjątkowo mnie nie upokarzać, nie oglądając się za siebie podeszłam do drewnianej, częściowo zadaszonej kładki, by przy pomocy promieni słonecznych osuszyć zmoczoną przez Anthony'ego sukienkę. Ku mojemu zdziwieniu, a przede wszystkim przerażeniu, chłopak postanowił do mnie dołączyć! Moja wewnętrza pesymistka kompletnie nie rozumiała, czemu w ogóle ktoś taki jak on chciałby spędzić ze mną więcej czasu niż to konieczne. Może i martwił się, że coś mi się stało, skoro od kilku godzin nie wyściubiłam nosa poza burtę łódki i nie chciał mieć mnie na sumieniu, albo (co bardziej prawdopodobne) być oskarżonym o brak udzielenia pomocy potrzebującemu, ale co do diabła teraz wyprawiał? Czy nie powinien bawić się w towarzystwie swoich znajomych? Przecież Patrick i Abby na pewno na niego czekają.

Wyciągnęłam nogi, rozprostowałam przemoczony materiał, by wystawić jak największą jego powierzchnię na słońce i zaparłam się ułożonymi za plecami dłońmi o drewniane deski. Postanowiłam udawać, że byłam sama. Że całkiem atrakcyjny i ponadprzeciętnie umięśniony chłopak w kąpielówkach wcale, a wcale nie siedzi dwadzieścia centymetrów ode mnie i nie wpatruje się ze zmarszczonymi brwiami w mój lewy policzek. Niestety, to nie było takie proste, bo jeśli czułam się niezręcznie po tym jak za mną tu przyszedł, to w zaistniałej sytuacji z każdą kolejną chwilą poziom mojego zakłopotania powoli przekraczał przyjętą przez mój organizm skalę. Chryste, jeśli zaraz nie przestanie, to chyba wypali mi w nim dziurę! Może faktycznie jest jakimś przyczajonym Clarkiem Kent'em, a jego źrenice w niedalekiej przyszłości wypuszczą laserowe wiązki, przecinając moją twarz na wylot.

A może, co gorsza byłam brudna, a on nie wiedział jak mi o tym powiedzieć? Boże, tylko nie to! Obym nie była usmarowana masłem orzechowym ani czekoladą! Natychmiast potarłam twarz dłonią, jednak nie odkryłam na niej żadnych zabrudzeń. Może najpierw powinnam polizać palce? Nie, to byłoby zbyt dziwaczne, nawet jak na mnie.

Postanowiłam nie zwracać na niego uwagi i spróbować się zrelaksować. W końcu po to tu właśnie przyszłam. Westchnęłam zadowolona z mojej dojrzałej decyzji i przygryzłam dolną wargę. Następnie zmarszczyłam usta i nadęłam je jak ryba. Po chwili nabrałam powietrza w policzki, jak wyjątkowo łakomy chomik i wypuściłam je z głośnym świstem. W końcu cmoknęłam, przyciskając język do podniebienia i oblizałam wargi, wciąż nie mogąc znieść jego obecności i tego irytującego spojrzenia. Co ja bym dała, by być w tej chwili Drew, bez ogródek i najmniejszego wstydu kazać mu przestać się gapić i w ogóle stąd zniknąć! Przecież istnieją jakieś granice, a jego ciemne oczy zdecydowanie nie potrafiły ich uszanować!

– Czemu jesteś tu sama? – Zapytał w końcu, a ja o mało nie pisnęłam z radości, bo przeniósł wzrok z mojego policzka, na swoje splecione palce.

Mamo, co za ulga!

Mój zawiązany w marynarski supeł żołądek zaczął powoli się rozluźniać.

Ze spojrzeniem utkwionym w oddalony o kilkanaście kilometrów przeciwny brzeg wzruszyłam ramionami. Czemu go to w ogóle interesuje? I co ja mam na to odpowiedzieć, by nie palnąć jak zwykle jakiejś głupoty? Już nie jestem na niego wściekła, więc z mojej głowy wyparowały wszystkie elokwentne wypowiedzi, jakie pojawiły się zaraz po tym, jak mnie wystraszył. Ostatecznie zdecydowałam się na w miarę bezpieczną opcję, czyli odpowiedź pytaniem na pytanie.

Friends for(n)ever [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now