Rozdział 9. Samce alfa i śpiąca królewna.

724 30 5
                                    

Felix dotrzymał danego słowa. Kwiaty od niego zostały przekazane do jednego z domów spokojnej starości, a szerokie uśmiechy schorowanych staruszek były dla mnie warte o wiele więcej, niż faktyczna cena podarunku. Gdy wróciłam do Nowego Jorku z Atlantic City, zostałam niemal przyszpilona do stolika i przesłuchana przez Gretę i Finna. Obdarta ze wstydu opowiedziałam, co przeżyłam, a dwójka nienormalnych przyjaciół skakała ze szczęścia aż pod sam sufit. Niepokojąco bardzo przypominali mi nadpobudliwe króliki.

Od tamtych wydarzeń minęło kilkanaście długich dni, podczas których byłam cała pochłonięta nauką. Moje życie wróciło do względnej normalności, o ile normalnością można było nazwać bieganie na uczelnie każdego ranka i naukę po nocach w towarzystwie trenującej Grety. Finnley starał się nas wspierać mentalnie, chrapiąc na kanapie obok.

Sobotniego poranka nie można było wcale nazwać normalnym, bo wszystko było robione na wariackich papierach.

Zacznijmy od tego, że zaspałam i niemal spóźniłam się na dodatkowe wykłady z profesor Harris, która przywitała mnie wesołym okrzykiem i zapytaniem, kiedy znowu odwiedzi nas mój przyjaciel. Zaśmiałam się na to, chociaż starałam się ukryć zawstydzenie tą sytuacją. Tuż po zajęciach wpadłam do supermarketu, gdzie zahaczyłam dłonią o półkę i wywróciłam konserwy. Na koniec wychodząc z metra wpadła na mnie jakaś młoda dziewczyna, wylewając na mnie waniliowego szejka. Nawet nie przeprosiła, minęła mnie bez słowa.

Miałam dość dzisiejszego dnia, który powolnymi krokami dobiegał końca.

- Charlotte, zamknij usta. Muszę je pomalować – poleciła makijażystka, sięgając po konturówkę i szminkę w odcieniu dojrzałej na słońcu, słodkiej maliny.

Zrobiłam co kazała, ledwo zauważalnie wzdychając.

Siedziałam w garderobie, cierpliwie czekając, aż Tiana skończy wykonywać swoją pracę. Często się widywałyśmy, bo zazwyczaj pracowałam z tylko jedną marką, która przydzielała do mnie właśnie Tiane. Była miłą, młodą kobietą, która tak jak ja przeprowadziła się do Nowego Jorku w pogoni za karierą.

Gdyby nie pieniądze, które wpłyną na moje konto jeszcze dzisiaj, położyłabym się na blacie, nie zważając na otwarte kosmetyki.

- Jesteś gotowa – obwieściła blondynka, odkładając pędzelek. Uśmiechnęła się szeroko w moją stronę, ukazując błyszczący aparat na zębach. – Idź, za chwile się zaczyna.

Faktycznie, już pół godziny później wchodziłam na wybieg. Na początku wszystko było dobrze, ale do czasu. Jakie było moje zdziwienie, gdy na widowni w oślepiającym świetle lamp i aparatów dostrzegłam zarys twarzy Felixa. Początkowo myślałam, że mi się przywidziało, a zmęczenie objawia się w formie omamów, ale nie. Za kulisami na podglądzie mogłam dokładnie się przyjrzeć i myślałam, że wyzionę ducha.

Był tutaj, a jego intensywne spojrzenie omiatało każdą napotkaną sylwetkę.

Pokaz trwał prawie półtora godziny, chociaż to i tak było długo. Gdy się skoczył, nadszedł czas na niewielki bankiet, na który miałam wstęp dzięki specjalnej wejściówce.

Stanęłam przy jednym ze stołów i zaczęłam obserwować rozmawiających ze sobą ludzi. Nie znałam tutaj prawie nikogo, ale niezbyt mi to przeszkadzało. Zazwyczaj zostawałam na takich wydarzeniach tylko kilkanaście minut, a potem wracałam zmęczona do domu i szłam spać.

Podskoczyłam wystraszona, gdy poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Przez sekundę pomyślałam, że to Felix, jednak gdy się obróciłam, napotkałam wzrokiem uśmiechniętego Logana. Zaskoczenie przerodziło się w niewielki zawód, bo brak obecności Felixa sugerowała jedno. Może LeBlanc nie przybył tutaj dla mnie? Może nawet mnie nie zauważył?

Jeden Kierunek Miłości II TOM [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz