Rozdział 1. Nie tak, jak powinno być.

770 27 9
                                    

2,5 roku później...

W Nowym Jorku byłeś kimś ważnym lub zupełnie nikim.

To zdanie słyszałam codziennie na uczelni od swojego profesora, który prowadził zajęcia z historii sztuki i ubioru. Roman Hughs był grubo po pięćdziesiątce, na głowie widać mu było siwiznę, a jego szczupłą sylwetkę zawsze przysłaniały za duże o kilka rozmiarów koszule.

Studenci mówili na niego „misiek" i choć byłam bliska skończenia studiów, dalej nie miałam pojęcia, dlaczego. Hughs prowadził wykłady surowo, a gdy ktoś mu przerywał, cichnął i czekał. Był cierpliwy. Bardzo cierpliwy i na każdych zajęciach prawił swoje mądrości. Niektóre nawet zgadzały się z rzeczywistością, tak jak ta.

„Jesteś kimś lub zupełnie nikim."

Odkąd poszłam na jego zajęcia pierwszy raz, budziłam się z taką oto myślą. Usilnie starałam się jej nie analizować, bo mogłabym dojść do przykrych wniosków, kim jestem.

Westchnęłam zmęczona, przecierając oczy dłonią. Zerknęłam na mężczyznę, który spał obok mnie. Do połowy klatki piersiowej był przykryty puchatym kocem, który przytrzymywał ręką. Na jego lewym przedramieniu i prawym boku szyi mogłam dostrzec piękne tatuaże. Wzory przeróżnych kwiatów wykonane białym tuszem wyróżniały się na jego opalonej skórze. Brunet wtulał twarz w jedną z poduszek, oddychając płytko.

- Finn – szepnęłam, szturchając go lekko. – Finn, wstajemy. Jest po szóstej.

Mężczyzna mruknął pod nosem, obracając się na drugi bok. Jego urocze loczki opadły mu na czoło.

- Jeszcze pięć minut.

Przewróciłam oczami, wyślizgując się z łóżka. Czasami naprawdę brakowało mi do niego sił. Dwudziestodwulatek był wielkim śpiochem. Z jednej strony mu się nie dziwiłam, miał mnóstwo zajęć w ciągu dnia. A z drugiej nie mogłam go zrozumieć, sama będąc rannym ptaszkiem. Podeszłam do okna i odsłoniłam żaluzję. Na moją twarz padły promienie wschodzącego słońca. Widok budzącego się do życia miasta sprawiał, że powracałam do rzeczywistości ze snu.

- Lola, Finn! Śniadanie! – usłyszałam krzyk z drugiego pomieszczenia.

Sięgnęłam po ubrania przygotowane poprzedniego wieczora i wyszłam z sypialni. Przy blacie kuchennym zastałam uśmiechniętą od ucha do ucha Gretę. Dziewczyna skracała moje imię do Loli, bo Lottie było zabronione w tym mieszkaniu.

Ten zwrot za bardzo bolał, bo używała go tylko jedna osoba. Osoba, która niegdyś się zarzekała, że nigdy mnie nie opuści, że będzie do mnie przylatywać, dzwonić i pisać. I choć na początku to działało, z każdym tygodniem było gorzej. Aż w końcu on bezpowrotnie zniknął.

Felix LeBlanc nigdy nie wrócił do mojego życia. Zostawił mnie i wszystko, co nas łączyło za oceanem.

- Hej, Lola!

- Hejka! – przywitałam się, pozytywniej niż bym się po sobie tego spodziewała. Skierowałam się do łazienki, chcąc ukryć wyraz twarzy. Zawsze, gdy myślałam o Felixie, było to po mnie bardzo widać. – Za chwile będę gotowa.

Pół godziny później siedziałam ubrana i pomalowana przy stole, jedząc tosty z truskawkowym dżemem. Przede mną stał kubek z czarną kawą. Moja przyjaciółka zawsze powtarzała, że gdyby ona wypiła takie fusy, ścięłoby ją na resztę dnia.

- Finn śpi? – zapytała Greta, przygotowując jedzenie. Kobieta pakowała drugie śniadanie dla całej naszej trójki. Dobrze wiedziała, że jeśli ona tego nie zrobi, nikt z nas nie zje niczego w czasie zajęć. Byliśmy zbyt zajęci i nie mieliśmy kasy, żeby codziennie kupować jedzenie na mieście.

Jeden Kierunek Miłości II TOM [Zakończone]Donde viven las historias. Descúbrelo ahora