Prolog

1.3K 31 3
                                    


Pierwsze kroki po nowojorskim chodniku smakowały wolnością.

Gdy wyszłam z metra, uderzyła we mnie ściana budynków i głośny hałas. W moje oczy rzucało się dosłownie wszystko wokół. Najgęściej zaludnione miasto w Stanach Zjednoczonych aż ociekało od przechodniów na chodnikach, a drogi były zapełnione samochodami i autobusami.

Wkroczyłam na brukową kostkę, wstrzymując na chwile oddech. W Paryżu nawet w okresie letnim nie widziałam takich tłumów. Życie tutaj musiało przebiegać szybko, w stresie i zamęcie. Zacisnęłam nieco mocniej dłoń na rączce walizki, drugą zaś przycisnęłam torebkę do piersi. Chociaż Nowy Jork był uznawany za jedno z bezpieczniejszych miast w USA, wolałam nie kusić losu.

Rozglądnęłam się wokół, trochę nieporadna w tej sytuacji. Szczerze mówiąc, nie miałam bladego pojęcia, co powinnam teraz zrobić. Gdy pierwszy zachwyt nowym otoczeniem minął, wróciłam do rzeczywistości. Przypomniałam sobie, dlaczego właśnie teraz nie miałam pojęcia, co zrobić. Gdy samolot wystartował, dostałam maila od uczelni z informacją, że w ich akademiku nastąpiła awaria i sypialnie nie były zdatne do użytku. Zostałam na lodzie. Wspaniały początek mojego nowego życia, nie ma co.

Sięgnęłam po telefon, który zawibrował w tylnej kieszeni.

Liam: Doleciałaś już?

Charlotte: Tak, wyszłam z metra. Co u was?

Liam: Jestem na siłowni, a Florian siedzi u Felicity. Korzysta z ostatnich dni wakacji

Charlotte: Radzicie sobie?

Liam: Młoda, nie minęła nawet doba, odkąd się widzieliśmy. Zajmij się sobą, bo jeszcze się tam zgubisz.

Charlotte: Dobra, dobra. Napiszę wieczorem.

Ziewnęłam w rękaw bluzy, chowając komórkę do torebki. Czułam, że jeszcze chwile na nogach, a padnę na chodnik. I byłam pewna, że ludzie prędzej uznaliby mnie za bezdomną, niż osobę potrzebującą. To wina jet lagu.

Rozglądnęłam się, nie wiedząc, co począć. Może znajdę niedaleko jakąś kafejkę, w której na spokojnie usiądę i wszystko przemyślę. Mój żołądek zrobił fikołka. Naprawdę starałam się nie panikować, ale powoli traciłam kontrolę.

Ruszyłam przed siebie, przepychając się wśród tłumu ludzi. Wszystkim spieszyło się do pracy, w końcu był ranek. Szłam na oślep po nieznanej mi okolicy, mocno trzymając swoje bagaże przy sobie. Resztę mojego niewielkiego dobytku miał mi przesłać Liam, ale to dopiero za tydzień. Całe szczęście, bo miałabym problem, żeby podać mu jakiś adres. A nie chciałam martwić mężczyzny i mówić już w pierwszy dzień po przylocie, że zostałam bez dachu nad głową. W dodatku tysiące kilometrów do rodziny i znajomych.

Odwróciłam na moment głowę, gdy w oczy rzucił mi się wielki baner na jednym z budynków i poczułam jak ktoś z impetem we mnie wpada. Przewróciłam się, zaciskając mocno oczy i usta ze strachu. Wylądowałam na kolanach, boleśnie je obijając i zdzierając skórę. Moja walizka i torebka upadły wraz ze mną na chodnik, brudząc się. Jęknęłam przez przeszywający moje ciało ból.

- O matulu, przepraszam! Nie zauważyłam cię! Strasznie się spieszyłam!

Usłyszałam nad sobą przestraszony, kobiecy głos. Do oczu napłynęły mi łzy, gdy po moim ciele rozchodził się niewyobrażalny bólu. Przeklęłam pod nosem siarczyście. Przeturlałam się na tyłek, nie będąc w stanie ruszać nogami. Gdy dotarł do mnie sens wypowiedzianych słów, poczułam déjà vu.

Spojrzałam najpierw na kolana, które boleśnie krwawiły przez materiał kombinezonu, a potem w górę na sprawczynie tego zdarzenia. Dostrzegłam zaniepokojoną twarz dziewczyny.

Jeden Kierunek Miłości II TOM [Zakończone]Where stories live. Discover now