Rozdział 23

49 7 10
                                    

🎶 Wonder – Shawn Mendes 🎶

INKA

– Nigdy nie widziałam cię tak poddenerwowanej – zauważyła Karo, wciskając sobie do ust kawałek selera naciowego umoczonego w humusie. Skrzywiła się. – I po raz pierwszy zaserwowałaś coś niedobrego.

– Spróbuj marchewki. Seler naciowy nie jest dla każdego. – Inka wzruszyła ramionami. – Nie jestem zdenerwowana. Po prostu już prawie dziewiąta, a nikogo nie ma.

– Wiktor i Lena uprzedzali, że mogą się spóźnić. Wiesz, jak to z nimi jest.

Inka wiedziała aż nazbyt dobrze. Wiktor i Lena może i pochodzili z miejscowości pod Warszawą, ale ich rodzice prowadzili ogromną korporację w stolicy i wymagali od obojga dzieci angażowania się w działania przedsiębiorstwa.

Zadzwonił dzwonek do drzwi. Inka wytarła dłonie w ścierkę i ruszyła do wejścia, poprawiając włosy.

Otworzyła i głośno złapała oddech.

– Aleks! – mruknęła, odbierając od niego ogromny bukiet kwiatów.

Inka przyjrzała im się z zaciekawieniem i ku swojemu zdumieniu odkryła, że większości z nich nigdy nie widziała w kwiaciarni, co najwyżej na łąkach. Poznawała maki, chabry, niezapominajki i... to by było na tyle. Bukiet jednak był piękny i sprawił, że coś w sercu Inki pękło, i to nie w złym znaczeniu. W dobrym. Jakby coś się... otworzyło.

Przez otwartą furtkę, z serca Inki to "coś" wypłynęło prosto do jej oczu. Spojrzała na Aleksa, a ten zamrugał. Jego grdyka poruszyła się gwałtownie. Odchrząknął.

– Jeszcze raz najlepsze życzenia – powiedział cicho. – Mam też prezent.

Podniósł lewą dłoń, w której trzymał ogromną reklamówkę.

– W sensie, prezent jest ładnie zapakowany w środku – dodał, drapiąc się po głowie.

– Dziękuję – wykrztusiła wreszcie Inka. – Aleks, te kwiaty... są niesamowite. Skąd je wziąłeś?

– Może to niezbyt wyrafinowane, ale sam je zerwałem. Pewnie wolałabyś coś z kwiaciarni...

– Są idealne – zaprotestowała od razu Inka.

Aleks uśmiechnął się szeroko. Jej zdradliwe ciało reagowało na jego uśmiechy ze starannością i szybkością, z jaką muzycy orkiestry reagują na ruchy dyrygenta.

Uśmiech Aleksa oznaczał ścisk w jej brzuchu. Jego zapach oznaczał szumiącą w uszach krew. Jego dotyk – wybuch chaosu w myślach.

– Pachną jak ty – odparł, muskając palcem jeden z płatków. – Jak łąka pełna kwiatów.

O wszyscy święci, czy on naprawdę musiał mówić takie rzeczy? Organizm Inki nie ustanowił jeszcze standardowej odpowiedzi na tego rodzaju deklaracje, więc po prostu rozpłynęła się, z trudem powstrzymując westchnienie zachwytu.

– Wchodzisz?

Kiwnął głową. Gdy tylko Inka wróciła do salonu, napotkała tam rozbawione spojrzenie Karo.

– Skąd wytrzasnąłeś takie kwiaty? – zapytała od razu, rzucając Aleksowi spojrzenie ponad ramieniem Inki.

– Z łąki. – Inka czuła na sobie jego ciepły oddech. Miała ochotę odchylić się do tyłu i wtulić w niego. – Idę umyć ręce.

Gdy z kranu w łazience pociekła woda, Karo uniosła brwi.

– Okej, widzę, że tu jest coś na rzeczy – wyszeptała. – Domyślałam się, ale teraz jestem już pewna.

Ugotowani [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz