Rozdział 22

40 6 5
                                    

🎶 Lose Yourself  – Eminem 🎶

ALEKS

Z poirytowaniem zatrzasnął swojego laptopa. Zakupienie statywu i lampy pierścieniowej, jakie wypatrzył, wymagało złożenia zamówienia przez Internet i poczekania na dostawę przynajmniej do środy. On potrzebował tego na jutro.

Po przekopaniu for internetowych dla fotografów i przejrzeniu dziesiątek wyróżnionych relacji na kontach różnych influencerów, Aleks wreszcie znalazł sklep w Warszawie, który stacjonarnie sprzedawał poszukiwane akcesoria. Wciąż jednak nie był pewien, czy na ten sam pomysł – który jemu wydawał się oczywisty, biorąc pod uwagę, że Inka tworzy swoją książkę kucharską – nie zdążyli już wpaść jej przyjaciele.

W social mediach znalazł tylko Lenę, więc uznał, że to do niej napisze i zapyta o prezent. Jednak, gdy godzina zamknięcia sklepu ze sprzętem fotograficznym zaczęła się zbliżać, a Lena wciąż mu nie odpisała, Aleks się poddał i wyszedł z domu.

Lepiej, żeby musiał zwrócić prezent do sklepu, niż żeby przyszedł z pustymi rękami.

Ponieważ pogoda dopisywała – gdy nie było go w Warszawie, spadł deszcz, a wraz z nim temperatura – uznał, że przespaceruje się do sklepu, który jakimś cudem był otwarty w niedzielę. Poniedziałek postanowił zostawić sobie jako margines bezpieczeństwa – jeśli dziś nie dostanie tego, czego szukał, jutro pojedzie co centrum handlowego i może tam mu się uda.

Po drodze do sklepu ze sprzętem fotograficznym nie musiał mijać porzuconego antykwariatu, mógł wybrać inną trasę.

Jego nogi jednak postanowiły inaczej. Czasami Aleks zastanawiał się, czy po prostu lubił się zadręczać. Może tak już miał, że co jakiś czas musiał sobie trochę dokopać, żeby poczuć się lepiej. Jak to miałoby działać, tego już nie rozumiał.

Nie mógł powstrzymać się przed obejrzeniem antykwariatu. Ulica była w zasadzie pusta, nie licząc kilku rowerzystów i dwóch czy trzech aut. Rozejrzał się dookoła, po czym chwycił jeden głębszy oddech i nacisnął klamkę.

Nie spodziewał się, że ustąpi, ale z emocji użył trochę za dużo siły. Coś trzasnęło i pordzewiała klamka została mu w dłoni. Szybko upuścił ją i kopnął w bliżej nieokreślonym kierunku. Rozejrzał się, już trochę mniej spokojnie. Nadal w okolicy nie było nikogo. Kwiaciarka z lokalu obok nawet nie wyściubiła nosa zza drzwi, zakładając, że w ogóle usłyszała pęknięcie zamka.

– Raz kozie śmierć – powiedział sobie Aleks pod nosem. Skoro już zaczął, to równie dobrze mógł dokończyć. Nie było sensu teraz przerywać.

Oparł lewy bark o drzwi i pchnął z całych sił. Znowu coś trzasnęło, zawiasy jęknęły rozpaczliwie.

Drzwi zaszurały po zakurzonej posadzce, otwierając się tylko do połowy. Blokowało je chyba pudło, chociaż Aleks nie widział za dobrze przez brudną szybę w drzwiach.

– A co pan robi?

Aleks podskoczył, obracając się tak szybko, że prawie się przewrócił.

– Dobry wieczór – wykrztusił na widok dziarskiej seniorki w ogrodniczkach i flanelowej koszuli w kratę. Rozpięty kołnierz odsłaniał w zagłębieniu pod jej szyją zbiór kolorowych sznurków z przyczepionymi do nich kryształami. – Ja... potknąłem się i drzwi po prostu się otworzyły, gdy o nie uderzyłem. To miejsce i tak jest od dawna zamknięte.

Kobieta uniosła brew i zacisnęła pomalowane na malinowy kolor usta.

– Bujać to my, ale nie nas, proszę pana. – Skrzyżowała ręce na piersi. – No, ale faktycznie nie ma tu czego ukraść. Chyba, że kurzu ma pan za mało w domu, to tu na pewno się pan zaopatrzy.

Ugotowani [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now