Rozdział 21

43 8 17
                                    

🎶 Kiss You Again – John Adams 🎶

INKA

– Nigdy nie słyszałam takiej nazwy. – Inka przeczesała dłonią trawę. – Brzmi złowieszczo.

– W Lublinie nie ma uroczysk?

– Na pewno nie na post-komunistycznym osiedlu, na którym się wychowałam – mruknęła. – TBS-y też są straszne, ale nie brzmią tak groźnie jak „uroczysko".

– Fakt. To jest uroczysko Maciejki, ale krąży o nim plotka, że nawiedzane jest przez Damę w Krwawej Szacie. – Kiedy Inka otworzyła szerzej oczy, Aleks wzruszył ramionami. – To tylko lokalna legenda. Tu, gdzie siedzimy, ziemia jest sucha, ale dosłownie kawałek dalej zaczyna się takie jakby bagno. Teren jest grząski, a jak popada, to można w nim utknąć. Podobno dawno, dawno temu pewien zazdrosny młodzian zabił z zawiści swoją ukochaną, gdy ta odważyła się obdarzyć uśmiechem innego i jej ciało porzucił na bagnach, bo nikt się tu nie zapuszcza. Ona wróciła z zaświatów jako duch i teraz krąży nocą po uroczysku w swojej zakrwawionej sukni, polując na młodych chłopców w ramach zemsty.

Inka uniosła jedną brew.

– I co, boisz się, że ma na ciebie chrapkę?

Aleks roześmiał się głośno. Ten dźwięk sprawił, że Inkę zaczęło mrowić w brzuchu. I znowu pojawiło się to pulsowanie.

Odwróciła głowę, patrząc tam, gdzie rzekomo szwendała się nocami Dama w Krwawej Szacie.

– Obawiam się, że jestem dla niej za stary. W tamtych czasach ludzie pobierali się, jak byli jeszcze nastolatkami. – Nie patrzyła na niego, ale czuła bijące od niego ciepło. Siedzieli blisko siebie. Inka miała ochotę przysunąć się jeszcze bliżej. – Smakuje Ci?

– Jest pyszne – westchnęła Inka. – Ale jak zjem jeszcze trochę, zamienię się w pączka, i to takiego z lukrem i posypką.

Aleks posłał jej szeroki uśmiech.

Inka nie była gotowa przyznać, jak cudownie było zjeść na świeżym powietrzu, w niezobowiązującej atmosferze, w ciszy, gdzie nikogo poza nią i nim nie było. Miała wręcz surrealne wrażenie, jakby tkwiła w śnie na jawie, a nie w rzeczywistości.

– Znasz wszystkie te desery?

Duma Inki drgnęła lekko z oburzenia.

– Prawie. – Zmrużyła oczy. – Eklery, creme brulee, makaroniki, to jest chyba Paris-Brest... – Inka wskazała okrągłe ciasto, wyglądające jak donut z ptysiowego ciasta, przecięty w poprzek, żeby zmieścić w środku masę pralinową. – A to, nie wiem, co to jest – przyznała w końcu przy ostatnim deserze.

Była to dość nietypowa muffinka, wykonana z niestandardowo tłustego i słodkiego ciasta chlebowego.

– Czyżbym cię czymś zaskoczył? – Aleks uniósł brwi i dodał z wyraźną dumą: – Tego się nie spodziewałem.

– Jeśli będziesz się wymądrzał...

– Nie śmiałbym – wyszczerzył zęby. – To kouignette, na bazie tradycyjnego kouign-amann.

– Ach, czyli to jest to słynne, bretońskie kouign-amann. Słyszałam, ale nigdzie w Polsce tego nie sprzedają – westchnęła. – Podobnie jak Paris-Brest zresztą.

– I smakuje ci? Poza tym, to jest wersja muffinkowa, czyli właśnie kouignette. Kouign-amann to duże ciasto, które się kroi.

– Jest obłędne. – Inka zerknęła łakomie na ostatnie, niezjedzone kouignette. – Szczerze, to było najlepsze, chociaż reszta też była znakomita. Zdecydowanie nigdy nie jadłam creme brulee o tak niesamowitym smaku.

Ugotowani [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now