seven new ways that you can eat your young

269 13 7
                                    

Jo siedziała przy Stole Nauczycielskim w Wielkiej Sali, obserwując młodzież. Na jej krześle przewieszona była szata podróżna i torebka, które zabrała ze sobą do Syriusza. Poranny spacer przez Hogsmeade jeszcze bardziej poprawił jej humor. Założyła ręce na piersi i oparła się łokciami o blat, czekając na ten jeden moment, kiedy pomieszczenie będzie prawie pełne. Uśmiechnęła się półgębkiem, kiedy zobaczyła, że Dolores Umbridge właśnie szła w kierunku stołu. Bardzo chciała, żeby ta była świadkiem jej małego pokazu już za chwilę. 

— Nie lubię, kiedy się tak uśmiechasz. 

Severus przyjął podobną pozycję i przyglądał jej się uważnie. 

— Ale że co? Nigdy nie przyniosło to nic dobrego? 

— Spędziłaś cały tydzień z Blackiem. Wątpię, żeby to poprawiło twoje logiczne myślenie. 

Jo zaśmiała się, nie komentując jego przytyku. Kiedy niska blondynka usiadła przy stole Krukonów, machnęła dłonią. Ktoś wrzasnął, w sali rozległy się głośne westchnienia, a przed uczniami, którzy zapisali się na zajęcia Jo, pojawiły się karteczki, przewiązane aksamitną wstążeczką, a dotknąć i przeczytać ją mógł tylko adresat. Kilkanaście głów odwróciło się w jej stronę. Jedni z ekscytacją kiwali głowami, Fred i George jak zwykle coś krzyczeli i nawet niektórzy Ślizgoni uśmiechali się pod nosem. Jo bez słowa zabrała z krzesła swoją szatę i torebkę, ruszając powolnym krokiem w stronę wyjścia. Przy drzwiach usłyszała jeszcze głośny okrzyk bólu Dolores Umbridge, która próbowała wyrwać karteczkę jednej z uczennic. 

Nie potrafiła powstrzymać uśmiechu. 

꧁꧂


Późnym popołudniem przebrała się w spodnie z czarnej skóry, które błyszczały przy każdym jej ruchu, obcisłą, czarną bluzkę z długim rękawem i ciemną kurtkę, podszywaną futerkiem. W dłoni niosła dwie rękawice ze smoczej skóry, specjalnie przedłużane, by sięgały za łokieć. Weszła do Wielkiej Sali w godzinach kolacji, czekając na Gryfonów, oparta o drzwi. Od razu zwróciła uwagę uczniów. Jo wyglądała w swoim stroju na nieustraszoną. Jakby zaraz miała stanąć przed nimi i przywołać swoją najpotężniejszą magię. Fred i George podeszli do niej, ubrani w ciepłe kurtki i takie same, bordowe czapki. 

— Cześć, chłopcy. 

— Myślę, że Profesor Umbridge zaraz wymyśli jakiś dekret o ubiorze nauczycieli.

— Nie pozwalaj sobie, młody. — Pogroziła mu palcem, na co się do niej wyszczerzył. 

Siedmioroczni otoczyli ją, ubrani już w cieplejsze rzeczy. Uśmiechnęła się do nich szeroko, a oczy jej błyszczały. Sama nie mogła doczekać się zajęć z najstarszym rocznikiem. 

— Gotowi? 

Odpowiedzieli jej potakiwaniem i ruszyli w stronę Błoni. 

— Przygotowałam dla nas polankę na skraju Zakazanego Lasu. Nie martwcie się, Dyrektor jest o tym poinformowany, wszystko jest jak najbardziej legalne. 

— Z Panią, nawet jakby nie było, to i tak czułabym się jakoś bezpiecznie — powiedziała Angelina, idąc obok niej. 

Jo posłała jej wdzięczny uśmiech. 

Mały kawałek lasu, który wybrała, otoczony był barierą, która nie wpuszczała za nią żadnych magicznych istot. Całą oświetliła lampionami, które unosiły się wokół nich. Na skrzynce na środku leżało kilkanaście par rękawic, takich samych, jakie trzymała też ona. 

WOMANLYWhere stories live. Discover now