you got us feeling alright

297 16 18
                                    

Kolejnego dnia Jo na śniadanie poszła znacznie później. Obudziła się dopiero wtedy, gdy promienie słońca zaczęły przenikać przez zasłonę w oknie i drażnić ją w oczy. Nie spieszyła się, kręcąc każde pasmo włosów osobno, a na jej twarzy dosychały jeszcze dwa kremy. Sen tej nocy nie był dla niej łaskawy i większość nocy spędziła na rozmyślaniu, a nie na odpoczynku. Kiedy usiadła przy długim stole, westchnęła głęboko. Severus krążył przy stole Ślizgonów, McGonagall w spokoju dopijała kawę, a uczniowie coraz liczniej wychodzili z pomieszczenia, żeby zdążyć na swoje zajęcia. Akurat, gdy sięgała po malinową owsiankę, zobaczyła, że w jej stronę idą uśmiechnięci od ucha do ucha Fred i George.

 — Dzień dobry, Pani O'neill! Jaki piękny mamy poranek.

Wtedy zobaczyła plik kartek w ich rękach. Wypełnionych z dwóch stron. Otworzyła szerzej oczy, trochę nie dowierzając. Chłopcy wyciągnęli pergaminy prosto przed jej twarzą.

— My i Puchoni. Chyba będzie potrzebowała Pani dużej sali.

Niepewnie wzięła od nich kartki, przeglądając nazwiska. Chętnych osób był... ogrom. Nie mogła powstrzymać śmiechu, który jej się wyrwał.

— Gdybyśmy wiedzieli, że tak łatwo Panią uszczęśliwić...

— Dziękuję, chłopcy. Muszę porozmawiać z Profesorem Dumbledorem, ale... Merlinie, zupełnie się tego nie spodziewałam.

 — Żartuje Pani? — Fred założył ręce na piersi.

— Po przemowie Umbridge i tym, co Pani zrobiła na uczcie powitalnej, nasz siódmy rok nie mógł przestać dyskutować! Może w końcu dostaliśmy drugiego Lupina — dodał George.

— Drugiego Lupina? — Zmarszczyła brwi.

— A no tak, Profesor Lupin był zdecydowanie naszym najlepszym nauczycielem Obrony. Trochę to jednak niezręcznie, kiedy tak Panią nazywamy, sorry...

— Nie, nie, nie martwcie się tym! — Uśmiechnęła się niezręcznie. — Cieszę się, że poprzeczka jest postawiona tak wysoko.

— No nic, miłego dnia, Pani O'neill! Mamy nadzieję, że zajęcia szybko się zaczną.

Chłopcy odeszli od stołu, a ona z szerokim uśmiechem zaczęła jeść owsiankę, czytając nazwiska na pergaminie. Siódme roczniki Puchonów i Gryfonów były dość liczne i podejrzewała, że dla nich samych będzie musiała zorganizować osobną godzinę.

— Wcale im się nie dziwię, że są tak chętni.

Profesor McGonagall przesiadła się na miejsce obok niej. Wzięła plik kartek z nazwiskami swoich wychowanków.

— A moi Gryfoni zapisali się zbiorowo całym rocznikiem.

— To bardzo miłe. I przerażające jednocześnie.

— Widziałam twój plan na ten rok. — Starsza kobieta spojrzała na nią uważnie. — Chcesz ich uczyć trudnych rzeczy. Musisz uważać, żeby się nie wystraszyli albo nie poddali za szybko.

— Postaram się. Ale będę od nich dużo wymagać. Głównie przez to, że kiedy wyjdą z tej szkoły, nawet to, czego ich nauczę, to może być za mało.

Minerwa pokiwała tylko głową, ale nie skomentowała tego. Obie obserwowały, jak Wielka Sala pustoszeje.

꧁꧂


Do końca tygodnia dostała już listy nazwisk uczniów wszystkich Domów. Najbardziej rozbawił ją zmięty pergamin od Ślizgonów z piątego roku na jej talerzu, kiedy przyszła na kolację w piątek wieczorem. Zaraz po tym ruszyła na umówione wcześniej spotkanie z Dumbledorem, żeby opracować plan jej zajęć. Drugie piętro było zupełnie puste, co trochę ją zdziwiło. Za jej czasów uczniom zdecydowanie nie chciało się spędzać wolnego czasu w dormitoriach, a raczej szukali przygód w zakątkach zamku. Stanęła przed wielkim posągiem gargulca. Dużą rzeźbę niezbyt ładnego stwora oświetlało słabe światło pochodni.

WOMANLYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz