CAPÍTULO SIETE

314 22 0
                                    

―obecnie―

Nawet kiedy już zatrzymali się na podjeździe, wnętrze samochodu wciąż wypełniał śmiech. Przez całą drogę towarzysze opowiadali Arabeli o swoich wcześniejszych przygodach przy podobnych akcjach. Okazało się, że dzisiejsza noc nie była najbardziej szalona w ich karierze. Niespecjalnie ją to z resztą dziwiło. Czuła się upojona wrażeniami. W głowie lekko kręciło się jej ze zmęczenia, gdy szła po chodniku pod ramię z Rico. Gdyby nie fakt, że Hiszpanie, których do tej pory poznała ogólnie zdawali się raczej kontaktowi, uznałaby chłopaka za potworną przylepę.

Gdy wpadli do mieszkania ich rozemocjonowane głosy rozniosły się echem po pomieszczeniu. Ku ich zdziwieniu w kuchni paliło się światło. Przy stole, pochylony nad telefonem siedział Matias. Ubrany w dresowe spodnie oraz podkoszulek wyglądał jakby bardzo powoli zbierał się do snu, co było dziwne, bo dochodziła czwarta rano. Gdy tylko podniósł na nich spojrzenie ciemnych oczu wszyscy ucichli. Jakby byli nastolatkami, którzy wracając nawaleni do domu, przypadkiem obudzili rodziców.

Tiago jako pierwszy wyrwał się z odrętwienia i przybierając swobodny ton, rzucił:

― Jeszcze nie śpisz?

Spojrzał zdziwiony na przyjaciela, po czym ruszył w stronę lodówki, by następnie wyjąć z niej puszkę coli. W tym czasie Vic zaczęła odklejać sztuczne rzęsy, a Rico przesunął się w stronę tarasu, jakby przygotowywał się do odwrotu. Wszyscy wyczuwali gęstniejącą atmosferę. Mogło się wydawać, że za moment z góry ciśnie w nich grom.

― Dopiero wróciłem ― przyznał, kładąc przedramiona na blacie stołu. ― Co ona dalej tu robi?

Ruchem głowy wskazał Arabelę, która robiła wszystko co mogła, by nie skulić się pod wpływem jego opryskliwego tonu. Zacisnęła szczękę postanawiając, że nie pozwoli się urazić. Pamiętała z czego wynikała jego niechęć. Vic twierdziła, że to przez przekonanie, że ściągnie na nich kłopoty. Nie miała jednak zamiaru zabiegać o jego względy. Nie musiała niczego mu udowadniać. Przez lata mieszkała w jednym domu z matką, która również nie żywiła do niej ciepłych uczuć. Jakoś przetrwa najbliższe dni, nie pozwalając wchodzić sobie na głowę.

― Zostanie u nas do środy ― Tiago stanął przed przyjacielem, udając że nie słyszał pretensji w jego głosie. ― Wtedy brat Marone'a przyjedzie do miasta i być może podzieli się z nami informacją, dokąd przeprowadziła się jej babcia.

Matias z irytacją pokiwał głową, jakby sądził, że mógł się tego spodziewać. Odsunął krzesło od stołu, po czym wstał, opierając dłonie na blacie. Jego przedramiona pokrywały siateczki niebieskich żył.

― To było do przewidzenia ― mruknął z rozdrażnieniem. Po czym zwrócił się w kierunku Vic. ― Ty nic nie powiesz?

Dziewczyna stanęła przed lustrem w korytarzu i zaczęła ściągać z głowy ciemnowłosą perukę.

― Co chcesz, żebym powiedziała?

― Że się nie zgadzasz.

Vic odwróciła się ku niemu, wrzucając perukę do swojej torby, po czym podeszła bliżej, jakby chciała osłonić Arabelę przed jego spojrzeniem.

― Jej obecność w niczym mi nie przeszkadza. Dlaczego miałabym się nie zgodzić? ― spytała stanowczym tonem.

― Bo mamy na głowie własne problemy ― skwitował. ― Nie stać nas teraz na utrzymywanie rozpieszczonej bogaczki, której zachciało się spróbować prawdziwego życia ― mówił do Vic, jednak Arabela wiedziała, że kieruje te słowa bezpośrednio do niej. Nie wiedziała, czego oczekiwał. Że trzaśnie drzwiami, wychodząc w środku nocy albo zacznie chlipać w kącie? Po raz kolejny próbował ją ocenić. Miała tego serdecznie dość. Nie miał bladego pojęcia o jej życiu. Już chciała mu to powiedzieć, kiedy Tiago wciął się między nich, łapiąc Matiasa za ramię.

BÓG ZŁODZIEI [18+] || DZIECIAKI Z LA MANCHY #1Tahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon