— Zrób to, zniszcz mnie. Błagam, dziś. Ten ostatni raz, później przestanę.

Nie przestaniesz.

Wplotłam palce w poplątane włosy od nasady, dusząc w gardle cisnący się krzyk, a zamiast tego szarpnęłam za kosmyki, zaciskając z całej
siły zęby, aż coś przeskoczyło mi boleśnie w szczęce. Wbiłam ostrą krawędź paznokci w skórę głowy, przyciągając do siebie kolana,
podpierając na nich policzek, który gryzłam praktycznie do krwi, aż czułam metaliczny posmak posoki. Oddech zaczął mi szaleć zupełnie niespodziewanie, jakby mój układ zaatakowała jakaś fatamorgana, potrząsając całym moim ciałem. Pociągnęłam nerwowo nosem i podtoczyłam rękaw bluzy, dopóki nie wyczułam pomiędzy palcami czarnej gumki, która stale gościła na moim nadgarstku.

Złapałam ją, po czym zaczęłam ją naciągać i strzelać sobie w rękę, jakbym miała nadzieję, że sprawienie sobie w taki sposób bólu rozproszy moje myśli i pomoże mi nad sobą zapanować.

To było jednak tylko głupie złudzenie.

Zagryzłam z całej siły wnętrze policzka, nieustannie naprężając i puszczając ją, przez co zostawiła na wewnętrznej stronie nadgarstka
czerwone ślady. Zacisnęłam powieki, walcząc z własnymi myślami, które robiły mi jedną wielką sieczkę z mózgu, a ja miałam ochotę ją z siebie wyrwać, chociaż nie było to możliwe. Po nie wiem jakim czasie ból zaczął mnie uspokajać, a kiedy zupełnie skupiłam się na
danym punkcie, byłam w stanie złapać swobodny oddech i oddalić od siebie panikę, która prowokowała mój umysł do drastycznych
środków. Przełknęłam gulę w gardle, która była dosłownie wielkości śliwki, jednak w końcu kiedy odrobinę odpuściła, poczułam się pewniej.

Cieszyłam się, że cyfry na desce rozdzielczej wskazywały czwartą cztery, bo miałam świadomości iż większość domowników śpi, no może oprócz Zane napierdalającego w te durne gierki, chociaż przez słuchawki był tak oderwany od świata, że nie zwróciłby uwagi
nawet, gdyby go stamtąd wynieśli. Dla własnego spokoju wyjęłam ze schowka w samochodzie, o którego istnieniu nikt nie wiedział i z pudełka na tampony wygrzebałam plik woreczków, który był owinięty recepturką, a każdy z nich był podpisany, chociaż znałam już na pamięć wygląd większość narkotyków. Oblizałam usta i uniosłam wzrok na posesję, omiatając wzrokiem całe podwórko, oraz okolicę, chcąc upewnić się, czy nie kręci się nikt, kto mógłby mi zaszkodzić. Wydostałam
jeden z kilku foliowych woreczków, a następnie zaciągnęłam się zapachem amfetaminy, czując jakby ktoś magicznie puścił moje ciało z łańcuchów luzem, oddając mi panowanie nad sobą.

Zanurzyłam palec w białym proszku, po czym niewielką ilość kilku kryształów wtarłam sobie w dziąsła, odrobinę krzywiąc się na kwaśny posmak, choć ukojenie nadeszło jak grom i pozwoliło mi wyciszyć umysł. Wtarłam wszystko co miałam na palcu, pozbyłam się resztek proszku, starając się go nie rozsypać na karmelowej skórze range rovera, a następnie
zacisnęłam mocno woreczek, nie chcąc by cokolwiek się z niego wysypało i z powrotem zawinęłam wszystko ciasno gumką.

Przesunęłam językiem po dziąsłach i podniebieniu, pozbywając się resztek tej przeklętej na swój sposóby słodyczy, a następnie schowałam wszystko na swoje miejsce, zamykając kartonowe pudełeczko, które później schowałam w kosmetyczce. Co prawda, mogło się wydawać to dziwne, że chowałam je tak głęboko, bo nikt nie miał dostępu do mojego auta, ponieważ jakiekolwiek klucze zapasowe miałam przy sobie, jednak nie chciałam żadnych nudnych konfrontacji i wykładów o tym jak złe to jest.

Tak, narkotyki były złe w momencie kiedy traciłeś kontrolę nad tym ile wciągasz, jednak nie doszłam jeszcze do tak krytycznego momentu, aby nie móc się powstrzymać, choć nie zaprzeczałam że to była tylko kwestia czasu.

Bloody SinWhere stories live. Discover now