Rozdział 10

305 27 14
                                    

Właśnie stoję orzed drzwiami wejściowymi do Kai'a.

Słońce niedawno wzeszło na niebo, jednak mimo to pochmurna pogoda odniera resztki mojego dobrego nastroju.

Czarne barany pokryły całe niebieskie pastwisko, a ich pasterz skromnie prześwituje przez stado pastwiącej się zwierzyny.

Powietrze jest chłodne. Wcześniej nawet padał deszcz ze śniegiem, dlatego teraz w niektórych miejscach jest masa błota.

Wciąż do mnie nie dociera, że już niedługo Kai'a tu nie będzie, a ja nie będę miał jakiegokolwiek pretekstu aby tu przychodzić.

Nie będę siedział z nim razem w szkolnej ławce, i nie będziemy wspólnie obgadywali pani smoczycy, która gdyby tylko dowiedziała się o namiastce rzeczy jakie na nią gadaliśmy, kiblowałaby nas do usranej śmierci.

A i tak to by jej było mało.

Delikatnie uderzam zewnętrzną stroną dłoni do drzwi, a te niemalże odrazu uchylą się, aby za moment mogła wychylić się zza nich Maya.

-Powiedz, że przyszedłeś do Kai'a.- Kobieta spogląda na mnie wzrokiem pełnym nadzieji.

-Miałem pomóc mu się spakować.- Odpieram krótko.

Z ust czarnowłosej wyrywa się głośne westchnięcie ulgi.

-Kai i Ray są jak nieokiełznane dzieci które pchają wszystko do walizki, apotem są zdziwieni, że ich walizka nie chce się dopiąć.- Maya robi mi miejsce w progu drzwi, a ja wchodzę do środka i zsuwam z nóg swoje czarne kozaki.

Obnażam się z kurtki, i wieszam ją na uchwyt białej szafy z rozciągnietym na całą długość mebla, lustra.

Zadziwia mnie fakt, że mimo tak znikomej relacji, Kai wciąż cholernie przypomina mi swojego ojca.

Podobne pasje, poczucie humoru, gust do starych zespołów muzycznych, czy chociażby identyczne rysy twarzy.

Raduje mnie to, że Kai wkońch ma okazję spędzić z nim nieco więcej czasu, ale wcale nie chce aby jechał.

Jeśli Kai naprawdę pojedzie, przez dwa lata będzie istniał jedynie jako cichy głosik wyrywajacy się z głośników mojego telefonu.

Jego obraz będzie istniał jako pare kolorowych pikseli, a nasze życia będą wiły się zupełnie nowymi, oddzielnymi ścieżkami.

Nie chcę tego, ale przecież sam doradziłem mu żeby jechał, nawet jeśli sam nie chciał tego z pewnego względu.

Stawiam krótkie kroki w kierunku pokoju Kai'a, jednak na drodze staje mi kedo zdyszany ojciec.

-Cześć Mole.- Mężczyzna wystawia w moim kierunku dłoń.

Spoglądam na niego podejżliwie, i niepewnie ściskam jego dłoń.

-Na imie mi Cole.- Porpawiam go na co jego mina układa się w niemałe ździwienie.

-No tak.- Czarnowłosy puszcza moją dłoń, i drapie się po karku.

Maya zawsze pamięta moje imie.

Ide o zakład, że pamięta je jeszcze lepiej niż ja sam.

To głupie.

Ray patrzy się na mnie w lekkim zakłopotaniu, a ja patrzę na niego, i celowo wywieram na nim jak nawiększą presję.

Wiem, że Smith to dobry gość który sumiennie wykonuje swoja prace.

Zanim Cie Zabraknie /lavashippingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz