Part 28

1.5K 175 82
                                    


Stefania

Wszystko działo się obok, spychając mnie do roli obserwatora wydarzeń. Czy to rozmowy, czy ludzie, czy dojazd na miejsce. Byłam tam, ale nie brałam udziału.

Biała urna stała na postumencie przyzywając oko.

Rita siedziała po przeciwnej stronie, ale nie chciałam na nią zerkać. Zbyt przypominała Margo, a przynajmniej dopóki nie otwierała ust. Potem złudzenie pryskało jak bańka mydlana. Ona i Dima stanowili osobliwy obrazek. On obserwował ją niczym sokół i nie pozwalał się oddalać dalej niż na metr. Ona natomiast lekceważyła niemal wszystkie polecenia do tego stopnia, że posadził ją praktycznie siłą, szepcząc coś do ucha. Zacisnęła dłonie w pięści, ale spuściła wzrok na własne palce.

Powódź czerni, tak bym nazwała to zgromadzenie. Nie było żadnego przemówienia księdza, ani ceremonii, ale nie wyobrażałam sobie, żeby taka ateistka jak Margo chciała być chowana z katolickim obrządkiem. Dlatego też zebraliśmy się wszyscy na cmentarzu, by w swoich własnych głowach oddać hołd, pożegnać się albo okazać szacunek zmarłemu. Spora część zrobiła to wkładając do białego wysokiego wazonu krwiście czerwone róże.

Dopiero po jakimś czasie zorientowałam się, że Marco nie ma wśród zgromadzonych.

– Gdzie jest Marco?

Anja, siedząca obok, odwróciła się do mnie jak w zwolnionym tempie

– Postanowił nie przyjeżdżać.

Albo nie chciał na mnie patrzeć. Tak samo jak ja na Ritę.

– Czy to przeze mnie?

– Nie jest gotowy, żeby się pożegnać – dodał Patrick. – Potrzebuje zamknięcia, żeby to zrobić.

Zupełnie nie rozumiałam, co usiłował mi powiedzieć.

– Ona umarła, jakiego jeszcze zamknięcia potrzebuje? Ojciec nie żyje i ona też. Co jeszcze musi się zdarzyć? – Wtedy do mnie dociera. – Czy teraz powinnam umrzeć ja i Rita, żeby zaznał spokoju?

Zerknęłam na siostrę, której zniesmaczona mina powiedziała mi wszystko. Zupełnie nie obchodziło ją zdanie Marco ani moja rozterka. Ostentacyjnie przewróciła oczami.

– Stef! – Aiden odwrócił mnie do siebie, chcąc przytulić, ale odsunęłam się gwałtownie. Nie chciałam pocieszenia. – Czasem ucieka się od tego, co boli najbardziej.

– Mój widok, bo jestem przyczyną tego co się stało, czy jej?! – wskazałam na Ritę, skubiąc skórki, które teraz przypominały krwawą miazgę.

– Każdy przeżywa żałobę na swój sposób – łagodziła Anja. – To nie znaczy, że kochał ją mniej. Ucieka, ponieważ nie potrafi się pogodzić ze stratą.

Spojrzałam na nią, oddychając ciężko. Otworzyłam usta, ale żaden dźwięk nie wydostał się z zaciśniętej krtani. Splotłam dłonie wpatrując się w zakrwawione palce. Łzy zebrane pod powiekami, spłynęły po policzkach. Nie oczekiwałam słów pocieszenia od pozostałych dziewczyn, bo w sumie nie byłyśmy blisko, a ja okazałam się tylko kłopotem. Bardziej zjawiły się tu dla Margo niż dla mnie.

Samotna pośród tłumu.

Marju podeszła pierwsza, kucając, żebyśmy spotkały się wzrokiem.

– Nie wiem, jak to jest stracić kogoś bliskiego, ale bardzo mi przykro, że musisz przez to przejść.

Pogłaskała mnie po dłoni i zrobiła miejsce następnej. Usłyszane słowa zdawały się podobne i nie przynosiły ulgi w cierpieniu, które wypełniało duszę. Siedziałam, czekając, aż wszyscy sobie pójdą, żeby w spokoju powiedzieć parę słów, które leżały mi na sercu.

An Honest Lie - Baleary tom #6Kde žijí příběhy. Začni objevovat