Epilog

2.4K 211 208
                                    

To jest już koniec, nie ma już nic 😈

Nie ma nic dalej, kończymy w ten piękny dzień 27/05! Miłego! 🖤


Epilog ten zawdzięczacie Janeette_1986 😎😈 która podała mi pomysł na tacy a ja go zrealizowałam. Dozgonne dzięki 🖤


Aiden

Była równiuteńko druga w nocy, gdy zjawiłem się na korytarzu oddziału intensywnej terapii, zupełnie nie przypominając siebie. Bluza z kapturem, głęboko naciągniętym na głowę i dres, nie były tym, co bym zwyczajowo nałożył, ale chroniły skutecznie tożsamość.

Ku mojemu zdziwieniu stanowisko recepcjonistki było puste a podgląd sali Maarit niedostępny. Owszem kamery doznawały dziwnych zakłóceń, gdziekolwiek się pojawiałem i tak odkąd wjechałem na parking szpitala, ale było coś dziwnego w tej sytuacji. Poczułem się nieco zaniepokojony, ale instrukcje od Olsena były dość szczegółowe. Może to jego sprawka?

Stanąłem przed drzwiami pokoju Maarit, dostrzegając, że przydzielony ochroniarz drzemie na krześle. Drzemie, albo... Potrząsnąłem jego ramieniem a on zsunął się bezwładnie na podłogę. Natychmiast sięgnąłem po broń.

Kurwa!

Sprawdziłem puls. Na szczęście żył, a miał jeszcze większe szanse się z tego wymigać, bo to nie był mój człowiek tylko Olsena. Diania odwalała jakąś fuszerkę. Przez chwilę wahałem się czy nie iść i sprawdzić co z Margo, ale Olsen i Marco nie spuściliby z niej oka i powybijali wzajemnie, gdyby coś się stało.

Szmer od strony recepcji, sprawił, że wymierzyłem broń w potencjalnych napastników. Marco i Mike nadchodzili, każdy z bronią w ręku. Położyłem palec na ustach wskazując niemo na ochroniarza a potem na drzwi, które otworzyły się gwałtownie i stanęła w nich... Margo.

Nie, nie Margo. Rita w stroju pielęgniarki. Gdyby nie zajebiście wysokie szpilki, w których żadna piguła nie wytrzymałaby dwunastogodzinnej zmiany, nie wspominając o obcisłym uniformie, z którego wylewały się cycki, można by się pomylić.

– Jezus! Ile można czekać! – prychnęła urażona. – Zapraszam.

Zachęciła nas do wejścia gestem.

– Żyje? – warknął Marco, łapiąc ją brutalnie za łokieć i popychając do środka.

– Ała! – jęknęła, potykając się o własne nogi w wysokich szpilkach.

Wyswobodziła się bez trudu, odstępując na krok.

– Żyje! – Splotła dłonie na piersi.

– A ochroniarz? – wskazałem bronią na leżącego.

– Też.

– Interesujące! – Mike zamknął za nami drzwi izolatki, w której leżała Maarit.

Wyrzuciła do góry ręce z frustracją.

– Dima był niezwykle precyzyjny, co do tego kogo mogę zabić!

– Puścił cię tu samą? – drążył Marco.

Obrzuciła go niechętnym spojrzeniem.

– Pojebało cię dokumentnie? Oczywiście, że nie! – fuknęła. – Ale nie jestem amatorką a on musi podszkolić swoich ludzi, bo na razie dają się wyprowadzić w pole jak dzieci.

Wzruszyłem lekceważąco ramionami.

– Ja bym ich zabił.

Powtórzyła mój gest wydymając usta.

An Honest Lie - Baleary tom #6حيث تعيش القصص. اكتشف الآن