Saviours

592 69 20
                                    

Kyou szybko zadała mu parę pytań na temat stanu fizycznego Dazai'a. Czy ciężko oddycha? Tak. Czy ma temperaturę? Możliwe. Kiedy rana została zadana? Około 24 godzin temu. Ile czasu już tak krwawi? Analogicznie od jakichś 24 godzin.

-Boże Chuuya, czy to w ogóle możliwe?- Chuuya słyszał jak kobieta pospiesznie stawia kroki i od czasu do czasu coś przerzuca z miejsca na miejsce.

-Widocznie tak. Krwawienie nie jest mocne, ale nieprzerwane więc to może dlatego.

Spojrzał na partnera przenikliwym wzrokiem. Miał zamknięte oczy i zwieszoną na pierś głowę. Poza tym co parę sekund przez jego ciało przechodziły spazmy bólu. Chuuya zacisnął zęby.

-Kiedy będziesz?- Rudy zdążył już wysłać jej pinezkę ze swoją lokalizacją.

-W normalnym tempie za godzinę, ale w moim tempie za pół. Max 45 minut. Tylko muszę odebrać Yosano z pod jej domu. Już jej wszystko napisałam.

-A co z Kyoką?- spytał się. Nie lubił gdy zostawała sama.

-Ma trening, mam ją odebrać dopiero wieczorem. Lecę Chuuya, tak jak mówiłam, spróbuj za wszelką cenę zatamować krwawienie.

I rozłączyła się. Chuuya momentalnie zerwał się na nogi i wrócił biegiem do budki. Wcisnął telefon w ręce zszokowanemu mężczyźnie, który stał w progu i uważnie go obserwował , po czym krzyknął:

-Są tutaj może jakieś bandaże, gazy, coś, cokolwiek?!

Mężczyzna tym razem nawet nie drgnął. Chyba go nie rozumiał. Gdy Chuuya lepiej mu się przypatrzył, stwierdził że ma mongolskie rysy i zapewne pochodzi z Chin. Przedtem pewnie zrozumiał go tylko dlatego, że użył słowa telefon, które w końcu brzmiało podobnie w większości języków. Minął go więc zwinnie i wpadł do pomieszczenia. Zaczął penetrować szuflady i dokładnie oglądać obdarte ściany, aż w końcu znalazł to, czego szukał. Tuż przy biurku w kącie, na ziemi, stała mała, biała puszka z zielonym krzyżem na wierzchu- apteczka.

Porwał ją jak największy skarb świata i ruszył z powrotem. Wtedy napotkał przeszkodę. Mężczyzna zastawiał przejście i nie chciał mu zejść z drogi.

-Rusz się, nie mam czasu!- krzyknął, ale Chińczyk nawet nie drgnął.- No dalej!

Jak prawie od każdego, Chuuya był niższy od niego conajmniej o dwie głowy. Mężczyzna zaczął krzyczeć coś gniewnie po chińsku i wskazywać na niego palcem, ale On nic nie rozumiał. Pewnie wkurzył się, że Chuuya właśnie zdemolował całe pomieszczenie. Czuł jak rośnie w nim frustracja, zamknął oczy.

Chińczyk wyleciał trzy metry do tyłu i zarył plecami o ziemię. Chuuya opuścił nogę i westchnął ciężko, po czym ruszył w stronę partnera.

-Dazai! Oj Dazai!- potrząsnął jego ramieniem.- Wróciłem. Mam apteczkę!

-Mhm... świetnie...- odparł na wpół przytomny.

Chuuya otworzył puszkę, po czym zaczął agresywnie grzebać w jej zawartości. Para nożyczek, plastry, chusta trójkątna, trzy gazy, bandaże... Chuuya rozwiązał prowizoryczny opatrunek na jego ranie, po czym zaczął rozpinać guziki jego koszuli.

-Co ty wyprawiasz?!- spytał nagle ostro Dazai, chwytając go za rękę. Ich wzrok się spotkał. Umęczone oczy Dazaia skrywały w sobie iskrę życia, której Chuuya nigdy wcześniej u niego nie widział. Jakby mu na czymś zależało.

-Muszę zatamować krwawienie. W ten sposób będę dokładnie widział ranę i pójdzie sprawniej.- odparł wyszarpując rękę z jego uścisku, chociaż trudno to było nazwać wyszarpywaniem, bo w mięśniach Bruneta nie została nawet krztyna siły.

Soukoku finalWhere stories live. Discover now