Reincarnation

653 65 16
                                    

Triggerujące fragmenty zaznaczone znakami równości, tak jak zawsze. Miłego czytania!
________________________________________________________________

Chuuyę obudził przeciągły pisk opon rozlegający się w pobliżu. Momentalnie dotarł do niego gorąc i straszny smród. Odór gnijących, skotłowanych odpadów smażących się na słońcu. Bolała go głowa, brzuch i chyba wszystkie mięśnie, które posiadał. Powoli otworzył oczy, ale oślepiło go boleśnie jasne światło słoneczne, dlatego szybko je zamknął. Czuł, że coś przygniata mu nogi, leży plecami na czymś metalowym i że jego głowa zwisa w dół. Była to bardzo niewygodna pozycja, ale nie miał siły się poruszyć. Trwał tak chwilę, jeszcze trochę zatopiony w pośmiertnej pustce, którą jak mu się zdawało odczuwał przez całą wieczność zanim się wybudził.

====
Nie potrwało to jednak długo, gdyż nagle skręciło go w żołądku i poczuł jak ogarniają go mdłości. Użył całej siły woli, żeby obrócić się przez ramię i zwymiotował. No przynajmniej próbował, bo nie miał w żołądku dosłownie nic. Z jego ust wydostała się tylko zielonkawa, lepka ciecz. Ponownie podjął próbę otworzenia oczu. Zamrugał parę razy i poczekał, aż jego wzrok przyzwyczai się do światła dziennego, po czym rozejrzał się dookoła.
====

Tak jak przypuszczał, otaczały go sterty śmieci, nieskończone jak mu się zdawało morze rupieci. Całe wzgórza plastiku i odpadów organicznych sięgały ku samemu niebu. Gdzieniegdzie przebijała się sucha, wyjałowiona, nasiąknięta toksycznymi związkami, piaskowa ziemia. Słońce było w zenicie, a na nieboskłonie nie było ani jednej chmurki.

Przewrócił się z powrotem na plecy. Oddychał ciężko. Teraz wyraźnie widział co przygniatało jego nogi. Mniej więcej na poziomie jego ud leżał wielki, metalowy śmietnik wypełniony jakimiś rzeczami, na który  z góry napierała wielka fala cuchnących odpadów. Chuuya zakrył sobie oczy zdrową ręką.

Leżał tak chwilę bez ruchu starając się odepchnąć od siebie wspomnienia ostatniej nocy. Nie chciał ich analizować, nie chciał ich pamiętać. W tym momencie musiał skupić się na odzyskaniu sił i wygramoleniu się spod ciężkiego balastu. Martwiło go, że nigdzie wokół nie widział Dazai'a.

Gdy jego oddech zwolnił, podniósł się do pozycji siedzącej i zaczął powoli i żmudnie wyciągać swoje nogi spod sterty śmieci. Frustrowało go jak wolno mu to idzie przy użyciu tylko jednej i to niedominującej ręki.

Ale Verlaine zabiłeś w parę sekund, co nie?

Na tą myśl zrobiło mu się słabo. Starał się skupić na tym, by uwolnić się z potrzasku, ale nie było to proste. Cieszył się, że chociaż nie czuł bólu w nogach co świadczyło o tym, że nic mie złamał, gdy był nieprzytomny, co zdawało mu się nader dziwne patrząc na ciężar, który go przygniatał. Dazai naprawdę miał rację z tym, że wyrzucą ich na śmietnik.

Nie był pewny ile mu to zajęło, ale po dłuższym czasie i licznych przerwach spowodowanych nagłymi mroczkami, które wyskakiwały mu przed oczami, w końcu udało mu się wyciągnąć lewą nogę z potrzasku. Nogawka była podarta w paru miejscach, a jego glany całe były umorusane w czymś, co przypominało olej. Tylko, że cuchło niemiłosiernie.

Obrócił się i podparł uwolnioną stopą. Następnie mocno pociągnął drugą nogę, co poskutkowało i był wolny. Teraz zyskał potwierdzenie, że jego spodnie nadają się już tylko na śmietnik. Zresztą tak samo jak całe jego ubranie.

Chwiejnie wstał i ostrożnie zszedł na ziemię, bo jak się okazało leżał parę metrów nad ziemią. Zsuwał się niebezpiecznie po jakichś ostrych, metalowych przedmiotach i ślizgał się na gnijącym jedzeniu, ale ostatecznie udało mu się dotrzeć do małego, odkrytego skrawka ziemi.

Soukoku finalWhere stories live. Discover now