Pain

1.1K 67 58
                                    

Chuuya dryfował do przodu i do tyłu na jakiejś nieuchwytnej fali. Znajdował się w kompletnej ciemności i trwało to na tyle długo, że zaczął poważnie zastanawiać się czy napewno istnieje. Czy kiedykolwiek istniał? Zawsze żałował, że nie śni. Nie mógł sobie wyobrazić jak to jest- śnić? Ogarniało go głębokie uczucie pustki, która jakby przelewała się w jego żyłach. Wszystko było płynne i nieprawdziwe. Wtedy nagle, jego małą nicością wstrząsnął wielki huk i nastał mały koniec świata.

Chuuya obudził się. Pierwsze co poczuł to przeraźliwy, jednakże znajomy ból w lewym ramieniu. Syknął cicho po czym powoli otworzył oczy. Nie mógł odrazu przypomnieć sobie co zaszło. Nie odrazu dotarło do niego gdzie jest i jak się tam znalazł. Dopiero gdy jego wzrok napotkał uśpioną twarz Dazai'a po prawej stronie jego łóżka, pojedyncze urywki ostatnich wydarzeń rozjaśniły się w jego umyśle.

Osamu siedział w fotelu z głową opartą o ścianę. Na jego twarzy tańczyły promyki słońca przebijające się między niedosuniętymi zasłonami. Przykryty był jednym z licznych, dziecięcych kocy Kyouki, które walały się po całym mieszkaniu. Chuuya zdziwił się, że Dazai naprawdę został przy nim na noc. Może zrobił to ze względu na Małą?

Chuuya spróbował usiąść wyżej na łóżku, ale ból w ręce odezwał się momentalnie i od ramienia, aż do palców u jego stóp przeszła go fala kłującego jak osy dreszczu. Jęknął cicho mimo woli. Zrezygnował ze zmiany pozycji. Jednak dzięki tej nieudanej próbie, zorientował się, że na jego czole spoczywa coś ciężkiego i miękkiego. Od razu domyślił się co to jest.

Prawdopodobnie w nocy dostał gorączki, co zdarzało się prawie zawsze po użyciu przez niego korupcji, a Dazai próbował ją w jakiś sposób zbić. Chuuya nic z tego nie pamiętał. Sen, w który zapadał po uwolnieniu Arahabakiego odcinał go od jego ciała. Nie czuł bólu, nie czuł nic. Jakby nie istniał.

Chuuya nie chciał budzić partnera. Ten idiota nie spał zapewne całą noc opiekując się nim. Na tą myśl poczuł jak jego policzki pokrywają się rumieńcem. Jakie to upokarzające. Chuuya wczoraj płakał, płakał jak małe dziecko z bólu na oczach Dazaia. Brunet nigdy mu tego nie odpuści.

Był na siebie wściekły. Pomimo obolałego ciała, miliona myśli, zmęczenia i dezorientacji nadal był w stanie być na siebie tak wkurzonym, że wszystkie inne uczucia ginęły w tej nienawiści. Jak mógł do tego dopuścić? Jak mógł dopuścić do tego by Dazai widział go w takim stanie? Zrobiło mu się ciepło w żołądku ze wstydu i frustracji, że nie był w stanie się wczoraj powstrzymać. Korupcja pożerała jego rękę przez całą wieczność zanim Osamu raczył się zjawić.  Nie był pewny ile ona trwała, ale strzelał że było to około 20 minut. Chuuya nigdy nie używał korupcji przez tyle czasu. Był pewny, że umrze. Nie liczył na pomoc Dazaia. Chciał tylko ochronić Kyoukę przed nim samym.

-Dlatego gdy tylko poczułem, że coś dziwnego się ze mną dzieje, zamknąłem drzwi. - wyczuł, że Osamu się obudził i świdruje go wzrokiem, dlatego dokończył swoją myśl na głos. Spojrzał mu w oczy.- By ochronić Kyoukę. Nie mam pojęcia jak i co się stało. Robiłem kawę i nagle poczułem jak grawitacja na mnie napiera i we mnie wynika. Dokładnie tak samo jak gdy uwalniam Arahabakiego. Ale tym razem to nie byłem Ja. To nie Ja uwolniłem to k***wstwo.

Jego głos brzmiał jak pustynna burza piaskowa, która rozpętała się gdzieś w pobliżu tych tajemniczych piramid, których nazwy Chuuya nie mógł sobie przypomnieć. Dazai uśmiechnął się lekko. To był ten jeden uśmieszek, którego Nakahara nie mógł zdzierżyć. Według niego to subtelne wygięcie ust wyrażało tylko i wyłącznie tą wkurwiającą wyższość intelektu Bruneta nad całą pierdoloną cywilizacją. Chuuya myślał kiedyś, że Dazai robi tą minę nieświadomie, ale teraz był pewny, że nic co robił ten człowiek nie było przypadkowe.

Soukoku finalWhere stories live. Discover now