Last breath

38 3 0
                                    


Miała rację. Zostaliśmy gwiazdami. Początkowo tylko w Los Angeles, ale rozprzestrzenialiśmy się dalej. Poczuliśmy nieśmiertelność i brnęliśmy w to. Nasze życie stało się amerykańskim snem. Nie zapomniałem o niej, czasem myślałem o Evie w najmniej odpowiednich momentach, ale myślałem zawsze ciepło. Przypuszczałem, że kiedyś zniknie i już się nie pojawi, nie wiedziałem tylko kiedy. A ona zniknęła jakby w najbardziej odpowiednim momencie, teraz wygląda to dla mnie tak jakby była matką, która dla dobra swojego dziecka porzuca je. Zostawiając wszystko co najpiękniejsze. Zostawiła mnie pod opieką muzyki. Nie cierpiałem z powodu samotności, czasem widziałem ją w twarzach innych dziewczyn, słyszałem ją pośród krzyków widowni. Poniekąd wciąż każdy koncert grałem dla niej. 



Był deszczowy wieczór jednak na ulicach Los Angeles tętniło życie. Całe miasto było od tygodnia poobklejane plakatami z informacją o nadchodzącym koncercie. Długo wpatrywała się w wydrukowane na tanim papierze twarze. Odkąd się dowiedziała, że zagrają znów w mieście upadłych aniołów wiedziała, że musi tam być. W końcu sama zapowiedziała ten moment. Wielki stadion, rzesza fanów i ONI "jej" chłopcy. 


Tym razem znów widział ją na widowni. Tak wyraźnie, że nawet nie rozważał czy to prawda. Po prostu to przyjął. 


Zrodzeni w listopadowym deszczuWhere stories live. Discover now