Rozdział 1

899 35 32
                                    

Dzień zacząłby się dobrze, gdyby nie fakt, że lekcje zaczynają się matematyką, której nie znoszę bardziej niż zagadujących kasjerke klientem, kiedy akurat spieszy ci sie do szkoły.

W tym momencie przemierzam ulice naszego skromengo ninjago city.

Razem z tatą przeprowadziliśmy się tu zaraz po śmierci lili.
Mojej mamy, a jego żony.

Kiedy zmarła mama, miałem ledwie 5 lat, a z jej śmiercią nie pogodziłem się po dziś dzień.

Byłem bardzo młody kiedy spadły na mnie wszystkie obowiazki.
Robienie prania, zakupy, nauka, dbanie o dom.

Wszystko leżało na moich barkach dlatego, że sposobem taty na stratę żony, jest denne szlajanue sie po barach.

Wtedy czułem jakbym nosił na barkach wór pełen kilkutonowych głazów.

Z czasem jednak nauczyłem się z tym radzić.

W zamian za usunięcie paru kamyczków, musiałem oddać dawnego siebie.

Otwieram ciężkie drzwi budynku, a chwilę później stąpam już po szkolnym korytarzu.

Nie mija moment, a już zaczepia mnie Kai- mój przyjaciel w którym jestem zakochany od pierwszego dnia w którym sie poznaliśmy.

Prawde mówiąc, dziwi mnie to, że wogóle ze sobą gadamy.

Nie chodzi o to, że się nie lubimy, bo nasza przyjaźń jest cholernie silną więzią, którą kocham bardziej niż lody w kostce, a oddałbym za nie swoje życie.

Chodzi o to, że nie potrafię mu tego powiedzieć.

Nie potrafię powiedzieć mu, że go kocham, bo wiem, że zniszczyłoby to naszą przyjaźń.

-Cześć Cole.- Wita radośnie szatyn.

Czuję jak jego ciepłe palce wplątują się w te moje, a ja wcale nie protestuje.

Dobrze wiem, że ten gest jest jedynie oznaką przyjaźni, jednak dla mnie jest czymś, czym napawam się tyle, ile tylko jestem w stanie.

-Cześć.- Silę się na uśmiech, na który wcale nie mam teraz ochoty.

-Co mamy pierwsze?- Pyta patrząc w dal korytarza.

-Matma.- Rzucam

-Zapomniałem się spakować.- Wzdycha posmutniały, a wolną ręką drapie się po karku.

Czuję jak po brzuchu rozlewa mi się ciepłe uczucie.

Jego słaba pamięć jest jedną z wielu rzeczy jakie w nim kocham, ale on o tym nie wie, bo nigdy mu o tym nie mówiłem, ba!

Chciałbym wyznać mu wszystko co leży mi na sercu, ale nie mogę, bo nawet "kocham", jest słowem, którego nie potrafię przepuścić przez swoje gardło.

Nikt nigdy tego odemnie nie usłyszał.

No dobra, kłamię.

Jedyny raz jaki wypowiedziałem te słowa był wtedy, kiedy poraz ostatni żegnałem sie z konającą na szpitalnym łożu, mamą.

Skoro jej śmierć była nie unikniona, chciałem aby była pewna tego, że ją kocham.

To był pierwszy i zapewne ostatni raz, kiedy używałem tak silnego słowa.

Moje gardło przepuszcza je z wielkim trudem.

Dokładnie pamiętam moment, w którym dane słowo splątało mi figle.

Kai śmiał się do rozpuku, jednak ja przez cały weekend byłem więziony we własnym pokoju przez własny wstyd i porażkę.

Od kąd pamiętam, mam problem z wyrażaniem tego co naprawdę czuję.
Zapewne dlatego bardzo często zamykam się w sobie, i wracam dopiero wtedy, kiedy wszystko jest już dobrze.

Zanim Cie Zabraknie /lavashippingWhere stories live. Discover now