Rozdział 28

2K 226 14
                                    

Meghan

Czekałam przed salą operacyjną, w której składali nogę Niko. Lekarze widząc, że jestem skrajnie przerażona, zapewnili mnie, że jego stan nie jest zły. Stracił przytomność tylko na chwilę, a w ambulansie, który zostawił wezwany przez Aarona, tuż po podaniu leków zaczął raczyć ratowników medycznych żartami i kowbojskimi anegdotkami. Nawet w takiej chwili nie potrafił być poważny.
Nasze dziecko, jakby wyczuwało, że dzieje się coś złego, urządziło sobie w moim brzuchu prawdziwe pobojowisko. Starałam się nie poddawać zdenerwowaniu i wierzyć w słowa lekarzy, że ten dureń osobiście zawiezie mnie na porodówkę. Miał miesiąc na to, by się pozbierać, natomiast ja musiałam zrobić wszystko, żeby żadne z nas po drodze się nie rozsypało.
W oddali kręcił się Aaron z Sophie, którzy zostawili Noellę pod opieką Liv. Przyjechało jeszcze kilku chłopaków z farmy i Maria. Wszyscy oczekiwaliśmy jakichś wieści. Obok mnie usiadł Tom, brat Niko, którego dotąd miałam okazję poznać wyłącznie przelotnie.
– Trzymasz się? – zapytał z troską w głosie.
– Muszę. – bąknęłam i zaczęłam nerwowo gładzić swój brzuch.
Mężczyzna niespodziewanie objął mnie ramieniem, wywołując tym prostym gestem przerwanie mojej wewnętrznej tamy. Zaczęłam rzewnie płakać, wylewając z siebie całe przerażenie. A co, jeśli zostanę sama? Co powiem naszemu dziecku? Że tata odszedł? Umarł, zanim zdążył poznać nasz cud?
– Spokojnie, jest głupi, ale nie znam silniejszego gościa od niego. – uspokajał mnie. – Jeszcze trochę cię musi podenerwować. – dodał z uśmiechem.
Brałam głębokie oddechy, żeby nie dopuścić do kolejnego niekontrolowanego ataku i ścierałam z twarzy gorzkie łzy. Byłam wyczerpana. Nagle drzwi, za którymi operowano mojego Niko, otworzyły się z impetem. Stanął nade mną lekarz w zakrwawionym fartuchu. Pomimo strachu, podniosłam na niego wzrok.
– Jest na sali wybudzeń. Za jakieś pół godziny przewieziemy go do pokoju, w którym będzie mogła go pani zobaczyć.
– Ż-żyje? – wyjąkałam, a lekarz się roześmiał.
– Oczywiście, to przecież tylko kilka złamań i lekki wstrząs mózgu. Ma pani twardego faceta. – Położył dłoń na moim ramieniu i uśmiechnął się pokrzepiająco.

***
Siedziałam w fotelu, który dla mnie wstawiono do jego szpitalnej sali i gładziłam jego rękę. Przekonałam się, co oznacza prawdziwy strach o osobę, którą kocha się nad życie. Zrozumiałam, ile cierpienia przyspieszyłam temu mężczyźnie, kiedy to on czuwał przy moim szpitalnym łóżku, jak bardzo martwił się o mnie.
Budził się co jakiś czas, ale wciąż był otępiony przez silne leki przeciwbólowe, które mu podawano. Bałam się, że zapadnie w śpiączkę, jak niegdyś Sophie. Na szczęście jego obrażenia nie były tak poważne. Poczułam jak jego dłoń się zacisnęła. Wstałam z fotela, żeby mógł mnie dostrzec. Zamrugał kilkukrotnie, aż w końcu otworzył szeroko oczy. Przez chwilę mamrotał coś pod nosem i tylko mi się przyglądał.
– Dzień dobry, laleczko. – odezwał się w końcu i uśmiechnął uwodzicielsko.
– Nie zdajesz sobie sprawy, jak mnie wystraszyłeś. – powiedziałam ze ściśniętym gardłem. – Co ty sobie myślałeś, Werner? Jesteś cały połamany!
– Dla takich lekarek jestem skłonny dawać się połamać każdego dnia. – zamruczał i chwycił pomiędzy palce zielony, papierowy fartuch, który kazano mi włożyć.
– Bądź poważny, Niko. – zganiłam go i zaczęłam gładzić jego napuchniętą twarz.
– No proszę, przeszliśmy na „ty”. Coraz bardziej mi się to podoba. – Uśmiechnął się jeszcze szerzej.
– Mógłbyś już przestać żartować?
– Ależ ja nie żartuję, chętnie się z tobą umówię, jak tylko stąd wyjdę, laleczko. Dawno nie widziałem takiej piękności.
Westchnęłam cicho i opadłam z powrotem na fotel. Po policzkach popłynęły mi łzy. Ja umierałam z przerażenia, a jemu najwidoczniej było do śmiechu.
– Bałam się o ciebie, Niko. – wyszeptałam i złapałam go za rękę.
– O mnie? – udawał zaskoczonego. – Jak ty właściwie masz na imię? Zatrudniają w szpitalach ciężarne? – Ściągnął brwi, jakby się nad czymś intensywnie zastanawiał.
– Przestań się wygłupiać! – jęknęłam histerycznie.
Wtedy spojrzał na mnie dziwnie, badawczo i w pełnym skupieniu.
– Kim pani, kurwa, jest? – wysyczał wrogo i zaczął lustrować moją twarz, jakby patrzył na paskudnego robaka. – Nie znam cię. To jakieś jebane reality show, w którym robicie żałosne kawały ludziom po wypadkach?! Nie macie, kurwa, ani grama przyzwoitości?!
– C-co?! Co ty wygadujesz? Wezwę lekarza, bo chyba zaszkodziły ci jakieś leki. – Wstałam i zaczęłam wycofywać się do wyjścia, żeby poprosić kogoś z personelu medycznego.
Po kilku minutach wróciłam z lekarzem. Niko patrzył w okno.
– Panie Werner.
– Kim ona jest? – zapytał, przygniatając mnie zimnym spojrzeniem. – Wpuszczacie tu każdego? To jakiś cyrk, czy wystawa?
– Jak się pan nazywa? – zapytał spokojnie lekarz i zaczął świecić mu latarką w oczy.
– Nicolas Werner. – odparł od razu.
– Pamięta pan, co się stało? – zadał kolejne pytanie.
– Ponoć staranował mnie koń.
– Pytam, czy pan to pamięta. – Lekarz rzekł z naciskiem.
– Nie, właściwie to nie.
– Dobrze, zatem... – Zastanowił się przez chwilę. – Pamięta pan święta?.
– Nie obchodzę świąt, więc nie przywiązuję wagi do tego, co akurat wtedy robiłem. – odwarknął, a ja poczułam ucisk w mostku.
Przecież mówił że to były najlepsze dni w jego życiu. Był zachwycony cholernym ozdabianiem domu, piernikami i prezentami.
– To spróbujmy inaczej. Proszę się postarać opowiedzieć mi pana ostatnie wspomnienie.
– Ale co to ma do rzeczy? Chciałbym tylko, żebyście nie wpuszczali do mojej sali nieznajomych! – wrzasnął. – A pan robi mi tu jakieś głupie przesłuchanie! Zabiłem kogoś? Jestem o coś podejrzany?!
– Proszę się uspokoić i zastanowić przez moment. Co pan pamięta jako ostatnie? – Medyk wciąż był niezwykle spokojny, a ja właściwie również nie wiedziałam do czego zmierzał.
Do sali weszła Liv i widząc moje zdenerwowanie, od razu objęła mnie i rzuciła pytające spojrzenie. Wciąż stałam w oddali, żeby nie prowokować Niko do kolejnego wybuchu złości.
– Nie wiem, co się dzieje. – wyszeptałam. – Najpierw był miły, a później... – zacięłam się w chwili, kiedy zaczął odpowiadać na pytanie lekarza.
– Przygotowywałem się do wesela Sophie i Aarona. Tak, to chyba robiłem tuż przed wypadkiem.
– W jakim miesiącu miało odbyć się ich wesele?
– Jakoś latem. Nie pamiętam.
– Mamy koniec stycznia. – powiedział lekarz i zwrócił się do mnie. – Kiedy się poznaliście?
– Tak właściwie to... Tuż po wese...
– Po weselu. – dokończył za mnie doktor. – Wszystko wskazuje na to, że pan Werner cierpi na amnezję pourazową.
– C-co to znaczy? – wtrąciła Liv, która dotychczas się nie odzywała.
– To znaczy, że nie pamięta ostatnich miesięcy. – wyjaśnił. – W tym niestety też pani. – dodał, patrząc na mnie ze współczuciem i rozłożył ręce.
– Pamiętam ją! – krzyknął nagle. – Jest nadętą przyjaciółką Sophie. – rzucił z odrazą.
Czułam, jak ziemia pode mną zaczęła się kruszyć. Z każdym kolejnym odłamkiem, ja zapadłam się w głąb niej.
Nie pamiętał mnie.

Nie moja bajka #2 ✔️ ZOSTANIE WYDANAWhere stories live. Discover now