Rozdział 5

2.1K 253 7
                                    

Niko

Księżniczka wyłoniła się ze swojej kryjówki i pojawiła się na obiedzie w stołówce Liv. Nie patrząc na nikogo, zaszyła się w kącie, jakby próbowała udawać niewidzialną. Nie z tym wyglądem, laleczko. Widziałem tę pożądliwe spojrzenia chłopaków, w ten sam sposób patrzyli na żonę Aarona, kiedy się pojawiła. A ja zrozumiałem, dlaczego go to tak wkurwiało, ponieważ w tej chwili czułem to samo. Nieziemskie wkurwienie, że ktoś patrzył na kobietę, którą chciałem mieć dla siebie.
Bąknąłem coś niezrozumiale pod nosem i chwyciłem swój talerz, po czym podszedłem do jej stolika. Usiadłem naprzeciwko, ale ona nawet się nie poruszyła.
– Jak się czujesz? – zapytałem.
– Nie mam kaca. – odburknęła, ale wciąż nie podniosła wzroku znad talerza.
– Do niczego nie doszło. Położyłem cię tylko do łóżka, nie dotknąłem cię w żaden sposób, który nie był konieczny. – wygłosiłem. Czułem, że potrzebowała takiego zapewnienia, choć z drugiej strony miałem świadomość, że mogła mi nie wierzyć.
Wtedy w końcu na mnie spojrzała.
– Dzięki. – wyszeptała. – I przepraszam za... – Kiwnęła na podłogę i wyciągnęła rękę, jakby chciała dotknąć mojej twarzy, lecz po chwili ją cofnęła. – To było głupie.
– Owszem, było. Mogłaś mnie zabić.
– Nie kuś. – parsknęła i uśmiechnęła się blado.
– Następnym razem pociągnę cię za sobą, więc jeśli postanowisz posłać mnie do piekła, wylądujesz tam ze mną. – żartowałem.
– Niedoczekanie. – odparła i znów patrzyła na mnie tym swoim wrogim wzrokiem. Nie wiedzieć czemu, zacząłem zastanawiać się, czy to nie była wyłącznie jej maska, którą pokazywała światu. Nigdy dotąd nie próbowałem rozczytywać czyjejś psychiki, a tej kobiecie zapragnąłem wejść do głowy, a dopiero później w majtki. – Nie, to ci się nie uda. – wyrwała mnie z zamyślenia, jakby to ona siedziała w mojej głowie. Twarda zawodniczka.
– Rzucasz mi wyzwanie? – Uniosłem zaczepnie brew.
– Uświadamiam cię, kowboju. Tego konia nie oswoisz.
– Dwa dzikie konie mogłyby się całkiem nieźle dogadywać. – odpowiedziałem niejednoznacznie i obserwowałem jej reakcję. Jej dłoń, w której trzymała widelec, na moment zastygła, ale zaraz potem wbiła go w brokuł.
– Pod warunkiem, że nie są z dwóch różnych bajek. – wyszeptała i skupiła się na jedzeniu.

***
Nie potrafiłem skupić się na pracy, w efekcie czego po prostu zrezygnowałem ze stwarzania pozorów i usiadłem na schodach domu Liv. Schowałem twarz w brudnych dłoniach i wziąłem głęboki oddech. Miałem ochotę krzyczeć. Nigdy dotąd nie zdarzyło mi się, żeby jakakolwiek kobieta zagnieździła się w moich myślach na dłużej, niż było to konieczne. A w gruncie rzeczy nawet jej jeszcze nie dotknąłem. W końcu doszedłem do wniosku, że to właśnie dlatego, że nie była łatwą zdobyczą, obudziła we mnie instynkt łowcy. Problem polegał na tym, że nie chciałem wyłącznie jej ciała. Chciałem wejść jej do głowy, tak jak ona postanowiła wprowadzić się do mojej. Co mają w sobie te cholerne miastowe, że potrafią omotać w tak krótkim czasie?!
– Tak myślałam, że to ty. – Za moimi plecami odezwała się Liv. – Twoje myśli są tak głośne, że obudziłyby martwego. – Usiadła obok mnie i przyglądała mi się z uwagą. – Mają coś w sobie, prawda?
– Nie wiem, o czym mówisz. – burknąłem.
– O kwiatach, Niko. Mówię o kwiatach. – odpowiedziała i wskazała na stojący przed jednym z domków wielki wazon z różami.
Jasne...
– Taa... Mają coś w sobie.
Co ja, kurwa, chrzanię?
– Meggie jest nad rzeką. – poinformowała mnie nagle. – Bądź grzeczny. – dodała, kiedy wstałem.
– Zawsze jestem. – rzuciłem i zacząłem się oddalać.
– Niko! – krzyknęła za mną. – Kwiaty! – Wskazała na róże.
– Za wcześnie. – odparłem i odszedłem, lecz po chwili się cofnąłem i wyjąłem jedną różę z wazonu. Nie musiałem nawet patrzeć na tę swatkę, żeby wiedzieć, jaki ma usatysfakcjonowany wyraz twarzy.
Po chwili byłem już w drodze do rzeki, która przecinała łąkę za domem Aarona. Rzeczywiście siedziała tam ze zgarbionymi plecami i głową schowaną między kolanami. Zauważyłem, że kiedy była sama, w gruncie rzeczy wyglądała na słabą i bezbronną. Dopiero kiedy zbliżał się do niej ktoś silniejszy, zaczynała kąsać i wystawiać pazury.
– Nie zakradaj się. – warknęła.
No właśnie...
– Gdybym to robił, to byś mnie nie usłyszała, laleczko. – odparłem i usadowiłem się obok niej, po czym wysunąłem w jej stronę dłoń, w której trzymałem różę.
Spojrzała najpierw na kwiat, a później na mnie. Jej wyraz twarzy nie wyrażał niczego. Niczego, co bym znał.
– Niebieska.
– Tajemnica, tęsknota i pożądanie. – wyrecytowałem.
– Wszyscy w Needville znają symbolikę kwiatów? – zapytała i w końcu ujęła kwiat.
– Wszyscy, którzy znają Liv, więc właściwie to... – Zastanowiłem się chwilę. – Tak, wszyscy w promieniu kilkunastu mil.
– Czarownica. – burknęła pod nosem, a po chwili przyłożyła do niego różę i powąchała. – Dziękuję, Niko, ale nie musisz być dla mnie miły, tylko dlatego, że ona ci kazała. – powiedziała niespodziewanie i znów spojrzała na mnie w nieznany mi sposób.
– Sądzę, że jestem na tyle dużym chłopcem, że Liv nie musi mi mówić, co powinienem robić. – Puściłem jej oko i położyłem się na trawie. – Połóż się. Do góry jest lepszy widok.
– Ubrudzę sobie bluzkę. – wymamrotała, a ja bez zastanowienia podniosłem się, zdjąłem swoją koszulkę i rozłożyłem za jej plecami.
– Zadowolona, paniusiu z miasta? – zakpiłem.
– W gruncie rzeczy tak. – odparła i powoli opadła na ziemię. Zamiast patrzeć w niebo, patrzyła na mnie.
– Tam. – Złapałem ją za rękę i wyciągnąłem ku górze. – Tam jest lepszy widok.
– Nie przywykłeś do tego, że kobiety ci się przyglądają? Przecież zaliczyłeś już wszystkie w tym mieście. – parsknęła i w końcu odwróciła ode mnie wzrok. Kiedy chciałem puścić jej dłoń, ona oplotła moją rękę szczupłymi palcami i powstrzymała.
– Żeby zaliczyć, nie trzeba patrzeć. Od samego widoku orgazmów się nie osiąga.
– Czego tak naprawdę chcesz, Niko? – zapytała.
– Jeszcze nie wiem. – odpowiedziałem szczerze.
Pierwszy raz rozmawialiśmy bez docinek i walki, i musiałem przyznać, że nawet mi się to podobało. Miałem jednocześnie świadomość, że nie potrwa to zbyt długo.
– Mocno się skompromitowałam, kiedy byłam pijana?
– Zapytałaś, czy zabiorę cię do siebie, czy będziemy uprawiać seks i żądałaś więcej szampana.
– Chryste. – jęknęła i puściła moją dłoń. – Muszę iść. – Zerwała się nagle i uciekła, nie dając mi nawet szansy na jakąkolwiek reakcję.
To nie ta bajka, stary. Daj sobie spokój, Warner.
Kiedy oddaliła się już na tyle, by nie czuła się przeze mnie ścigana, ruszyłem w kierunku farmy. Musiałem skupić się na czymś, co pozwoliłoby mi przestać analizować coś, co nie powinno w ogóle pojawiać się w mojej głowie. Moje życie dotąd było łatwe i nie mogłem pozwolić, by laleczka z miasta ten spokój zburzyła.
Poszedłem do stajni i zacząłem sprzątać boksy, kiedy do jednego z nich wparował Marco.
Samobójca.
– Czego? – warknąłem.
– Przyszedłem ponapawać się porażką. – prychnął i zaczął bujać się na wrotach.
Samobójca do kwadratu.
– Spierdalaj, młody.
– Ona wyjedzie, a później będziesz gonił za nią, jak szef za naszą Sophie. – powiedział ze śmiertelną powagą. – Oby tym razem nie wydarzyło się nic złego. – dodał.
– Wysłała cię Liv, czy Maria?
– Obie. – Wyszczerzył się i uciekł, zanim zdążyłem wbić mu widły pomiędzy oczy.

Nie moja bajka #2 ✔️ ZOSTANIE WYDANATahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon