Rozdział 26

2K 228 18
                                    

Meghan

Święta w Teksasie. Nigdy nie przypuszczałabym, że przyjdzie mi je spędzać w tym miejscu. Po ostatniej kontroli lekarskiej wszystko wskazywało na to, że najgorsze za nami i mogliśmy w końcu cieszyć się normalnością. Uczyliśmy się wspólnego życia, takiego w którym nie walczymy ze sobą, nie rzucamy talerzami i gramy w jednej drużynie.
– Niko! – krzyknęłam z dołu, kiedy nie mogłam poradzić sobie z wielkim ptakiem, którego chciałam przygotować na świąteczny obiad.
Zbiegł natychmiast, owinięty w pasie ręcznikiem i z mokrymi włosami. Kiedy zobaczył moje pożądliwe spojrzenie, wyszczerzył się i zrzucił z bioder ręcznik.
– Niezdara ze mnie. – zamruczał. – Chodź, mamusiu, mam lepsze zajęcie niż gotowanie. – Wyciągnął do mnie rękę, a kiedy ją ujęłam pociągnął mnie do salonu.
Zaczął gorączkowo zdejmować ze mnie ubranie. Nie kochaliśmy się od miesięcy, a dopiero niedawno dostaliśmy zielone światło od lekarza. Mój strach był jednak tak silny, że mimo wszystko nie dochodziło pomiędzy nami do zbliżeń.
Kiedy stałam przed nim całkiem naga, usiadł na kanapie.
– Podejdź do mnie, laleczko. Nie bój się, ty tu rządzisz.
Posłusznie stanęłam tuż przed nim, a on wsunął dłoń pomiędzy moje uda i uniósł moją nogę. Oparł ją na swoim kolanie i zaczął masować moją kobiecość.
– Bądź delikatny. – szepnęłam i odrzuciłam głowę do tyłu, kiedy wsunął we mnie palce.
– Będę.
Muskał mnie subtelnie językiem i masował moje wnętrze, sprawiając przyjemność wyłącznie mnie. Brakowało mi jego pożądliwego dotyku, i choć to, jak pieścił mnie w tej chwili, tak bardzo różniło się od gwałtownego i niepohamowanego seksu, było mi równie dobrze. Zaczęłam chaotycznie poruszać biodrami, chcąc, by mimo wszystko przyspieszył, ale wtedy on się zatrzymał. Otworzyłam oczy i spojrzałam na niego.
– Chodź. – Pociągnął mnie lekko, a ja usadowiłam się nad nim okrakiem.
Wsunął się we mnie powoli, rozciągając delikatnie. Niczego nie przyspieszał, bo na pewno wciąż czuł mój strach. Nie poruszył się do chwili aż moje spięcie nie minęło. Całował moje nabrzmiałe piersi, obojczyki, traktował mnie z czułością i nadmierną delikatnością. Zaczęłam go ujeżdżać, a przez to, że również się o niego ocierałam, czułam, że nie wytrzymam zbyt długo. Oparłam głowę o jego ramię, a on położył swoje silne dłonie na moich biodrach.
– Tęskniłam. – szepnęłam i przyspieszyłam ruchy, pozwalając, by wchodził we mnie głębiej.
– Boże, jesteś... Doskonała. – sapnął i objął mnie jeszcze mocniej.
Kochaliśmy się w nowym, niespiesznym tempie. Gwałtowność i brutalność zastąpiliśmy czułością. Chęć walki i dominacji zastąpiło zrozumienie. Staliśmy się jednością; fizycznie i emocjonalnie należeliśmy do siebie. Narastająca przyjemność przychodziła powoli, ale ostatecznie zalała nas jak lawina, jednocześnie odkrywając przed nami zupełnie inny wymiar bliskości.

***
Przysypiałam w fotelu, czytając jedną z książek, którą znalazłam na jego regałach. Nie pozwolił mi gotować, kazał się regenerować, maksymalnie odpoczywać, a najlepiej w ogóle się nie ruszać. Czułam wydobywające się zapachy z kuchni i znów pomyślałam, że nareszcie jestem w domu. Wtedy mój oddech nagle znów przyspieszył, a serce zaczęło niekontrolowanie łomotać w mojej piersi.
– N-niko – wykrztusiłam z trudem, ale mnie nie usłyszał.
Podniosłam się i podpierając się o meble po drodze, robiłam ostrożne kroki w kierunku kuchni.
– Laleczko? – zaniepokoił się, kiedy mnie dostrzegł. Podbiegł do mnie i złapał pod pachy. – Nie możesz oddychać?
Skinęłam głową, a on wziął mnie na ręce i od razu zaniósł na górę. Położył mnie na łóżku i błyskawicznie odszukał inhalator i tabletki, które miałam brać na wypadek takich ataków. Przyłożył mi do warg plastikowy ustnik.
– No już. – wcisnął przycisk, a ja łapczywie wciągnęłam przez usta mgiełkę, która wydobyła się z inhalatora. – Jeszcze raz, mała.
Wykonał tę czynność jeszcze dwa razy, a kiedy mój oddech zaczął się uspokajać, wcisnął mi w usta jedną tabletkę.
– Pod język. – mruknął.
Był maksymalnie skupiony, a ja znów odczuwałam wyrzuty sumienia, że przeze mnie się martwił. Gdy uspokoiło się również moje serce, wypuścił ze świstem powietrze i przetarł dłonią swoją zmartwioną twarz.
– Nie będę pracował na farmie. Nie możesz zostawać sama. – stwierdził i położył się obok mnie. Objął mnie i schował twarz w zagłębieniu szyi. – Muszę cię pilnować.
– To się niedługo skończy. – wyszeptałam. – Jeszcze tylko trochę.
– Jeszcze dwa miesiące. To jest bardzo długo, kochanie.
Wkrótce zapadłam w płytki sen. Kiedy poczułam, że się podniósł, złapałam go kurczowo za ramię.
– Nie zostawiaj mnie. – jęknęłam.
– Ptak od godziny jest w piekarniku. Zaraz się spali, a nie chcemy więcej pożarów, laleczko. – wytłumaczył. – Zaraz wrócę.
Pocałował mnie w nos i oczywiście w brzuch. Gdy wyszedł z pokoju, obróciłam się na bok i dostrzegłam, że za oknem mocno padał śnieg. Pomimo tego, że nie przepadałam za białym puchem, uśmiechnęłam się pod nosem. Pierwszy śnieg. W tym miejscu dane mi było przeżyć mnóstwo pierwszych razów. Tych złych i tych dobrych, lecz finalnie bilans był dodatni.
Wrócił już po chwili, tak, jak obiecał. Stanął przed oknem, w które się wpatrywałam i oparł dłonie po jego bokach. Nie było już dla mnie ważne, co działo się na zewnątrz, kiedy mogłam obserwować jego.
– Za rok będę robił bałwana z naszym cudem. – powiedział z czułością.
– Dlaczego chcesz czekać rok? Zróbmy go teraz. – zaproponowałam.
– Dopiero miałaś atak. – Odwrócił się do mnie i ukląkł na łóżku.
– Ja będę tylko patrzeć, jak zmagasz się z kupą śniegu. – Wyszczerzyłam się i przysunęłam do niego. – Świeże powietrze dobrze mi zrobi. – zaświergotałam i się podniosłam, żeby zrównać nasze twarze. Zrobiłam przymilną minę i zatrzepotałam rzęsami.
– Chryste, jesteś diablicą. – jęknął i wtulił twarz w moje włosy. – Obiecaj, że jeśli będzie ci zimno, to mi powiesz.
– Obiecuję! – Niemal pisnęłam z ekscytacji. W gruncie rzeczy nigdy nie bawiłam się w śniegu, więc może nie lubiłam go dlatego, że go nie znałam?
Po kilkunastu minutach stałam przed jego stodołą i rzucałam w niego śnieżkami, podczas kiedy on rzeczywiście tworzył ogromnego bałwana. Nareszcie mogłam zobaczyć u niego uśmiech, który nie był podszyty bólem. Odzyskał swoją beztroskę, którą na moment stracił. Nie, on tak naprawdę nigdy nie był beztroskim chłopcem, za jakiego go miałam. Na jego barkach spoczywało mnóstwo cierpienia i nie miał z kim dzielić ani szczęścia, ani trosk.
Cały ciężar swoich kompleksów, ran, które mu zadawano i braku zrozumienia, nosił w pojedynkę. A ja, zamiast podnieść go, pomóc, sprawiłam, że upadł na kolana. Kolana, po których mimo wszystko szedł, żeby o mnie walczyć. Był moim bohaterem, wybawieniem, podczas kiedy ja byłam dla niego zgubą. Całe jego życie było nieustanną walką o innych, o zainteresowanie, o usłyszenie jego niemego krzyku. Musiało stać się wiele złego, żebym zrozumiała, że pod maską jego arogancji i chamstwa, krył się złamany mężczyzna.
– Zimno ci? – wyrwał mnie z zamyślenia.
– Kiedy patrzę na ciebie, to zawsze jest mi gorąco. – odpowiedziałam i nabrałam trochę śniegu w dłonie, po czym rzuciłam w niego.
– Chodź tutaj, ty mała, wredna paniusiu! – krzyknął, kiedy trafiłam go śnieżną kulką w głowę.
Podbiegł do mnie i już myślałam, że wepchnie mnie w jakąś zaspę, lecz on zarzucił sobie moje ramiona na szyję i zachłannie wpił się w moje usta. Jak kiedyś.
– Jesteś najlepszym, co spotkało mnie w życiu, Niko. Jesteś autorem mojej bajki, podczas gdy ja pisałam dla ciebie tylko koszmar. – wyznałam.
– Chyba jednak zmarzłaś, bo zaczynasz bełkotać, laleczko.
Znów próbował zamaskować swoje prawdziwe odczucia.
– Niko, ja mówię poważnie.
– Wiem. – westchnął. – Wiem o tym. Ale teraz już wszystko będzie dobrze. – zapewnił mnie i przytknął czoło do mojego. – Chodź, musimy jeszcze ubrać nasza pierwszą, wspólną choinkę.
– Ale przecież my nie mamy... – Nie dokończyłam bo pociągnął mnie w kierunku stodoły.
Otworzył drzwi, a po chwili wytaszczył z wnętrza ogromne drzewko.
– Nigdy nie obchodziłem świąt, ale chcę to zmienić. – powiedział dumnie.
– Ja właściwie też nie. – Rozłożyłam ręce. – Jesteśmy dwiema kalekami.
– To teraz wspólnie nauczymy się chodzić.
Świeże powietrze rzeczywiście sprawiło, że poczułam się znacznie lepiej. Wkrótce siedziałam na dywanie i przeglądałam ozdoby, które kupił Niko. Widziałam w nim pragnienie. To, jak bardzo marzył, żeby mieć rodzinę, kogoś bliskiego. Tak naprawdę żadne z nas nie miało nikogo od wielu lat, a teraz musieliśmy nauczyć się być rodziną. Nie mając żadnych zdrowych wzorców, utworzyć coś, co nie będzie nosić śladów naszej emocjonalnej ułomności.

Nie moja bajka #2 ✔️ ZOSTANIE WYDANAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz