Rozdział 9

2.1K 261 21
                                    

Meghan

 

Nie miałam pojęcia ile spałam, ale wolałabym w ogóle się nie obudzić. Głowa bolała mnie tak mocno, że miałam ochotę zawyć. Niechętnie otworzyłam oczy. Nie było go, choć doskonale pamiętałam, że zasypiałam w jego ramionach.

Niebywałe, jak w ułamku sekundy wszystko się zmieniło. Wystarczyła iskra, by wybuchł pożar. Dosłownie i w przenośni. Zeszłej nocy nie doszło do niczego, a jednocześnie wydarzyło się wszystko. Nie chciałam niczego analizować, ale moje nieposłuszne myśli jakby oszalały.

Ponownie zamknęłam oczy, a wtedy pod powiekami zobaczyłam ojca. Stał nade mną, górował, dominował swoją siłą i krzyczał. Znów krzyczał.
Potrząsnęłam mocno pękającą głową, żeby wyrzucić ten obraz. Nie chciałam go wspominać, choć tak naprawdę to ojciec mnie ukształtował. On sprawił, że stałam się silna i niezależna.

Przeciągnęłam się leniwie, i pomimo bólu, wstałam z łóżka. Miałam na sobie wyłącznie jego koszulkę. Nie miałam bielizny ani niczego, co mogłabym na siebie włożyć. Zdecydowanie zbyt często byłam zależna od jego garderoby.

Zależna od niego... Kretynko.

Znów kręciłam bolącą głową, żeby pozbyć się tych myśli i wychyliłam się z sypialni.

– Niko?

Cisza.

Powolnym krokiem zeszłam na dół, walcząc z coraz silniejszymi zawrotami głowy. Zajrzałam do salonu, który już znałam, później poczłapałam do łazienki, a finalnie przeczesałam cały dom, w poszukiwaniu jego właściciela. Nie miałam nawet możliwości, żeby się z nim skontaktować. Nie zostawił nawet głupiej kartki, żebym się nie martwiła. Dupek!

Wyjrzałam przez okno. Na zewnątrz wciąż panowała nieprzyjemna aura, ale zdawało się, że deszcz zelżał.

Kiedy poczułam mdłości, opadłam na krzesło w kuchni i oparłam rozgrzane czoło o drewniany blat stołu. Po chwili usłyszałam trzask frontowych drzwi, ale nie podniosłam głowy. Nie miałam siły by poruszyć choć palcem.

– Nie do końca w tej pozycji widziałem cię na tym stole, ale dobrze, że jesteś. – Usłyszałam radosny głos. Cieszył się, że jestem? Wymamrotałam coś niezrozumiale, ale wciąż nie oderwałam czoła od stołu. Był tak przyjemnie chłodny.

– Przywiozłem twoje rzeczy, ale najpierw trzeba je wyprać, bo śmierdzą spalenizną. – kontynuował, ale ja nie byłam w stanie zareagować. Ogarnęła mnie nieznana słabość. – Laleczko? – Podszedł do mnie i uniósł moją głowę. – Dobrze się czujesz?

– N-nie. – Z moich ust wydobył się bełkot. – Szukałam cię, a później... Później...

– Zaczekaj.

Zostawił mnie i zaczął otwierać wszystkie okna, sprawiając, że do środka wpadło świeże, rześkie powietrze, nasycone zapachem deszczu. Wzięłam głęboki oddech, jakby miało mi to w jakikolwiek sposób pomóc, a potem kolejny i jeszcze jeden. Po kilku takich wdechach, rzeczywiście poczułam się odrobinę lepiej.

– Zatrułaś się dymem, powinnaś dostać tlen. – mruknął i sprawnym ruchem posadził mnie na blacie, tuż przy otwartym oknie. – Oddychaj, tak jak robiłaś to przed chwilą.

– Skąd ty to wszystko wiesz? – zapytałam, kiedy mdłości i słabość zaczęły ustępować.

– Nie jestem nieukiem ze wsi, paniusiu. Zdarza mi się używać mózgu, wiesz?

– Zgryźliwy idiota. – mruknęłam pod nosem i odwróciłam głowę do okna.

Stanął obok mnie i oparł dłonie tuż przy moich obnażonych udach. Poczułam na skórze jego szorstkie palce.

Nie moja bajka #2 ✔️ ZOSTANIE WYDANAWhere stories live. Discover now