Rozdział 17

1.9K 227 16
                                    

Niko

Do domu wróciłem jak na skrzydłach, które zaczęły stopniowo opadać, kiedy dostrzegłem, że kwiaty, które wręczyłem Meghan poprzedniego wieczora, leżały rozdeptane pośród potłuczonych fragmentów wazonu.
– Meghan?! – krzyknąłem w głąb domu, ale odpowiedziała mi cisza.
Zacząłem szukać jej na parterze, ale nigdzie jej nie było. Wbiegłem na górę, ale tak również jej nie zastałem. Wyjąłem z kieszeni telefon, kiedy stałem w sypialni i wybrałem połączenie. Od razu odezwała się poczta głosowa.
– Meghan Oliveira, proszę zostawić wiadomość. – Usłyszałem jej dźwięczny, lecz służbowy głos.
– Gdzie jesteś, laleczko? – postanowiłem się nagrać. Odwróciłem się w stronę łóżka, a tuż obok niego zobaczyłem... – O, kurwa. – jęknąłem i zakończyłem połączenie. – Kurwaaaa! – wrzeszczałem na całe gardło i złapałem za dokument.
Natychmiast podarłem go na strzępy. Nie był nic wart. Stracił wartość cztery lata wcześniej, zaledwie trzy miesiące po jego sporządzeniu. Dlaczego nie zrobiłem tego od razu po rozwodzie?! Albo po jej śmierci. Jej i nienarodzonego dziecka, owocu zdrady...
Bez zastanowienia zbiegłem po schodach i już po chwili byłem w drodze na farmę. Sophie na pewno wiedziała, gdzie jest Meghan. Wparowałem do ich domu bez pukania.
– Sophie! – wrzasnąłem, a ona wyłoniła się z salonu.
– Nie drzyj się. – warknęła. – Noella dopiero zasnęła.
– Me... Meghan uciekła. – wykrztusiłem z trudem, a ona spojrzała na mnie jak na kretyna.
– Niby dlaczego miała uciec? Przecież cię kocha, głupku. – parsknęła.
– Wyjechała, bo znalazła moje świadectwo małżeństwa!
– Co?! Jesteś żonaty?! – Podeszła do mnie i zaczęła wbijać mi w pierś ostry paznokieć. – Ty gnoju! Jak mogłeś?! Wynoś się z mojego domu!
– Byłem, Sophie! Nie jestem! Rozwiodłem się, a zaraz potem ona... Ona popełniła samobójstwo! – ryknąłem na całe gardło, a ona zbladła.
Na to do domu wszedł Aaron.
– Co tu się dzieje?
– Meghan odeszła. – powiedziała Sophie. – Bo ten idiota nie wpadł na to, żeby jej powiedzieć o swoim małżeństwie.
– Nie powiedziałeś jej? – prychnął. – No to teraz szukaj wiatru w polu, Meghan jest gorsza od Sophie. – dodał z grymasem na twarzy.
– Pomóżcie mi! – jęknąłem z żałością.
Sophie złapała za telefon i od razu do niej zadzwoniła. Tym razem odebrała. Dokładnie słyszałem jej głos.
– Meggie...
– Wiedziałaś! Wszyscy wiedzieliście! Oszukaliście mnie! Nie chcę was znać! Needville dla mnie nie istnieje! – krzyczała z taką mocą, że jej słowa odbijały się w mojej piersi.
Odsunęła telefon od ucha i spojrzała na mnie z żalem.
– Rozłączyła się. – westchnęła.
– Lotnisko. – rzucił Bushby i poklepał mnie po ramieniu. – Pojadę z tobą.
– Zapiszę wam jej adres. – rzekła jego żona i umknęła do kuchni.
Po kilkunastu minutach siedziałem w wozie Aarona. Wbiegłem jeszcze do domu po paszport i papiery rozwodowe, żeby móc jej od razu przedstawić dowody na to, że jej nie oszukałem. No dobrze... Nie powiedziałem całej prawdy...
Moje ciało drżało w niekontrolowany sposób. Nie mogłem jej stracić przez takie nieporozumienie! Powinienem był jej powiedzieć, ale byłem cholernym idiotą i uznałem to za nieistotne. Nie przyszło mi do głowy, że akurat to trafi w jej ręce. Gdybym był wówczas w domu, to udałoby mi się ją powstrzymać przed ucieczką, a teraz... Kurwa! Przecież ona była mistrzynią uciekania!
– Uspokój się, sprowadzimy ją do domu. – odezwał się Aaron i zerknął na mnie z boku. Nie tak dawno on był w podobnym stanie do mojego. Uparte, impulsywne miastowe!
– Jeśli zdążymy ją złapać. – odburknąłem.
– Wsiądziesz w samolot i polecisz. – stwierdził, jakby to była zwykła codzienność.
Łatwo powiedzieć. Mam wylecieć do innego stanu i szukać jej w nieznanym mieście.
Po dwóch godzinach tortur, wbiegłem do sali odpraw.
Spóźniłem się. Nie zdążyłem. Zniknęła.

***

Budynek zdawał się być cały ze szkła. Niby kruche, ale z wielu elementów tworzyło potęgę. Jak ona. Była krucha, ale silna. I wkurwiająco impulsywna.
Stanąłem przed czarnymi drzwiami, które zdawały się być wrotami do piekieł i po kilku głębokich oddechach, dotknąłem przycisku na panelu. Wewnątrz rozbrzmiał gong, jakbym próbował dostać się do warowni, jakiejś cholernej fortecy, której nie sposób zdobyć.
Przyłożyłem ucho do drzwi, ale wewnątrz panowała przejmująca cisza.
– Meghan! Otwórz drzwi! – krzyknąłem, ale nie dostałem odpowiedzi.
Czułem się jak kretyn. Byłem wykończony fizycznie i psychicznie.
Uderzałem pięścią w drzwi, dzwoniłem, krzyczałem, a wciąż odpowiadała mi wyłącznie głucha cisza. Jakbym znalazł się w próżni, swoim prywatnym piekle, do którego nie docierają żadne dźwięki, żadne bodźce.
Po godzinie usiadłem na marmurowej posadzce i oparłem głowę o chłodną ścianę. Chciała, żebym warował jak pies? Zrobię to. Byleby tylko mnie wysłuchała.
– Niko? Niko! – Poczułem szarpnięcie za ramię. Otworzyłem oczy, nie zdając sobie sprawy, że zmógł mnie sen. – Co ty tu robisz?
– Loreen?
– Nie, święty Antoni. – prychnęła. – Dlaczego śpisz na podłodze?
– Czekam na Meghan. – wymamrotałem.
– Przecież jest w Needville.
– Nie. Wyleciała.
– Rozmawiałam z nią dwa dni temu i mówiła, że zostaje na stałe. – mówiła zaskoczona.
– Nieaktualne. Odeszła, a ja muszę ją odzyskać.
Podniosłem się i jęknąłem. Sen na zimnej i twardej posadzce nie był dobrym pomysłem, ale dla niej mógłbym spać nawet na rozżarzonych węglach.
– Chodź. – Kiwnęła głową na drzwi. – Przychodzę tu od czasu do czasu, żeby sprawdzić czy wszystko gra. – wyjaśniła.
Wkrótce wchodziliśmy do obszernego, luksusowego apartamentu. Rozejrzałem się z podziwem. Musiała mieć naprawdę spore pieniądze, żeby mieszkać w takim miejscu. Natychmiast uderzyły we mnie nieprzyjemne myśli. Kim ja byłem w porównaniu do niej? Nikim. Wieśniakiem bez ambicji i bez perspektyw. Nawet nie byłem stuprocentowym facetem.
– Więc? – Loreen wyrwała mnie z zamyślenia. Była trochę jak starsza siostra. Denerwująca, ale w gruncie rzeczy w porządku.
– Znalazła świadectwo małżeństwa. – rzuciłem niechętnie.
– I nie zdążyłeś nic wyjaśnić, bo ona już się ulotniła, nie dając ci na to szansy. – dopowiedziała sobie resztę. – Cała Meghan. – Wzruszyła ramieniem.
– Tak, cała Meghan. – powtórzyłem z goryczą.
Nie miałem nawet szansy.
– Możesz tu zostać i czekać na nią, choć podejrzewam, że się nie zjawi, bo spodziewa się, że tu będziesz.
Usiadłem na jasnej kanapie i schowałem twarz w dłoniach. Byłem bezradny. Czułem, jakby rzeczywiście pochłaniało mnie piekło. Mogła być wszędzie, a powinna być przy mnie.
Rozmawiałem z siostrą Aarona jeszcze przez kilka godzin, nie znajdując żadnego rozwiązania. Miałem związane ręce i mogłem wyłącznie bezczynnie czekać.
Nigdy dotąd nie czułem tak przejmującej samotności. Przez chwilę byłem w niebie, a jedno niedopowiedzenie strąciło mnie wprost w piekielny ogień. I pomimo tego, że trawił mnie kawałek po kawałku, wciąż odczuwałem chłód, bo przez własną głupotę zostałem pozbawiony jedynego źródła ciepła.
Byłem jak obrzydliwy szczur, do którego czuje się wyłącznie obrzydzenie. Ja je czułem. Meghan otworzyła się przede mną, zaryzykowała dla mnie, chciała zrezygnować z wszystkiego, a ja nie potrafiłem odpłacić jej tym samym. Nie byłem szczery, mówiłem tylko to, co wiedziałem, że chciałaby usłyszeć. Całą swoją przeszłość zakopałem głęboko w ziemi, wszystkie swoje tajemnice i przewinienia ukrywałem w kątach.
Gdybym rozmawiał z nią, nie musiałbym teraz rozmawiać o niej i szukać sposobu, by ją odnaleźć. Była jak zranione zwierzę, uciekała na oślep. Tak, jak dziesięć lat wcześniej. Opuściła wówczas wszystko to, co znała, tylko po to, by ukoić cierpienie, jakie jej zafundowano. A teraz ja stałem się źródłem jej cierpienia.

Nie moja bajka #2 ✔️ ZOSTANIE WYDANAحيث تعيش القصص. اكتشف الآن