Rozkosz

864 39 21
                                    

Myślałam o tym wszystkim. Błądziłam myślami o chłopaku, który dwa dni temu niemal wybiegł z mojego domu, zakańczając nieprzyjemnie naszą rozmowę, o matce, która jak zwykle popisowo wszystko psuła, ojcu i Timie... Nie odzywaliśmy się do siebie od pamiętnego obiadu. Gdy chciałam rozpocząć rozmowę, Tim szybko ucinał temat mówiąc, że nie ma ochoty rozmawiać albo, że za chwilę wychodzi. Chciałam z nim po prostu to wszystko wytłumaczyć. Wyjaśnić to zamieszanie, które stworzyła Audrey. Zbywał mnie, co bolało zapewne nie tylko mnie, ale i jego. Wiedziałam, że bał się mojego wyjazdu. Ja sama się go bałam. 

Tylko tego się bałaś, Delilah?

Otóż nie. Nie tylko tego. Bałam się zostawić to wszystko. Tych ludzi, którzy są ze mną na dobre i na złe. Tych, dzięki którym zaczęłam inaczej postrzegać świat. Kiedyś widziałam go bardzo kolorowym, jednak dzięki niektórym sytuacją stał się mniej barwny. Jednak Milou i Perc od zawsze starali odświeżać te barwy, by żyło mi się dobrze. Wzajemnie o siebie dbaliśmy, mogliśmy poświęcić nawet swoje życie za drugiego. Kochałam ich całym sercem. Nie chciałam czuć takiego bólu, jaki czułabym, gdybym wyjeżdżała. I tak musze to zrobić, to nieuniknione. Poczuję ból, który zapamiętam na długie lata. 

W tym całym strachu siedział również Ash, o którego również się bałam. Bałam się o nas. Stworzyliśmy razem coś, czego dokładnie nie potrafiłam opisać. Przed spotkaniem go czułam, że czegoś brakuje mi w moim już nieidealnym życiu. Czułam panującą pustkę, która tylko z czasem nabierała na sile. Dopóki nie zjawił się Storm. Dopóki nie namieszał mi w głowie, tym swoim urzekającym uśmiechem, głosem czy językiem włoskim. Odkąd wpływaliśmy razem na głębokie wody, nie czułam już tej pustki. Znaczy - malała. Po każdym spotkaniu, dotknięciu jego skóry, czułym słowie, jakim mnie obdarowywał, to nachalne uczucie pustki po prostu zanikało. Bezpieczeństwo, jakie przy nim czułam, było wręcz absurdalne. Czułam się bezpiecznie przy niebezpieczniej osobie. Musiałam to przyznać - Asher był niebezpiecznym człowiekiem. Miał kontakty, brał udział w nielegalnych rzeczach, a to było już czerwoną flagą, którą starałam się ignorować. Widziałam w tym chłopaku dobro, co chciałam pokazać całemu światu. On na to po prostu zasługiwał. Zasługiwał na szczęście, które chciałam mu dać. 

Ale nie mogłam. 

Usłyszałam otwierane drzwi od mojego pokoju, dlatego moje spojrzenie z sufitu przeniosłam na mojego ojca, który wchodził do pomieszczenia. Zamknął drzwi i przystanął niedaleko łóżka, które swoją drogą zostało już naprawione. Jak obiecał, nie powiedział mamie, która na szczęście wcześniej tego nie zauważyła. 

- Możemy porozmawiać? - wypalił nagle. Nie miałam siły na jakiekolwiek rozmowy, co było widać po moim wyglądzie. Czarne, za duże dresy, które nosiłam kolejny dzień, ogromna koszulka i okropne zmęczenie na twarzy. Moje wory pod oczami były widoczne na kilometr, pokazując moje zmęczenie. Przez ostatnie dwa dni słabo spałam. Budziłam się w nocy, a po kilku godzinach zasypiałam. Ciągle śnił mi się ten sam sen. 

Sen, gdzie opuszczam Las Vegas w tym moje małe szczęście. 

Jak przez mgłę pamiętam, jak moja wyobraźnia ukazała mi Storma, palącego papierosa z kamiennym wyrazem twarzy. Wypatrywał się we mnie swoimi pięknymi oczami, a ja po prostu się cofałam. Nawet nie ruszałam nogami, gdy jakaś siła po prostu ciągnęła mnie w stronę samolotu. To było straszne. 

Przytaknęłam mu skinięciem głowy i nie spuszczałam mężczyzny z oka, gdy ten usiadł obok mnie. Czułam, jak bardzo był zestresowany. Wręcz emonował niepokojem i zdenerwowaniem. 

- O czym chciałbyś porozmawiać? - spytałam, poprawiając przy tym mojego koka, który rozwalał się na każdą możliwą stronę. Wypuściłam z siebie powietrze i skoncentrowałam się na ojcu, któremu wcale łatwo nie przychodziła dana rozmowa. 

DistruzioneOnde as histórias ganham vida. Descobre agora